"Komornik": ROZMOWA Z FELIKSEM FALKIEM
- Jak na pański film zareagowało środowisko prawnicze, a konkretnie komornicy?
- Komornicy to dość specyficzna grupa zawodowa, specyficzna i zarazem dość pociągająca. O ich bezwzględności i zdecydowaniu, o ich zarobkach krążą mity, powielane zwłaszcza teraz, w kontekście kroków podejmowanych przez komorników wobec zadłużonych szpitali. Aby nakręcić film o komornikach, nawet jeśli przybiera on nieco bajkową formę przypowieści, musiałem ich pracę i środowisko zdokumentować możliwie dokładnie. Wiem, że zarabiają sporo, ale wiem też jak wysokie są koszty ich działalności – nie tylko egzekucji, ale choćby utrzymania biura, wiem też, jakimi środkami prawnymi dysponują, by ochronić swoje ofiary-dłużników przez tragedią. Nie tak dawno TVP pokazała dokumentalny serial „Komornicy”, obserwacje realizatorów w sporej części pokrywają się z moimi.
Przyznam, że nie robiliśmy specjalnego pokazu filmu dla komorników. Ale kiedy „Komornika” pokazywano latem na festiwalu w Kazimierzu, Andrzej Chyra spotkał kilku panów gorąco dyskutujących na jego temat - jeszcze przed pokazem. Okazało się, że to właśnie komornicy. Następnego dnia zaprosili go do swego stolika w kawiarni i zaoferowali pomoc w przyjęciu do swej korporacji.
- Co czuje reżyser wracający za kamerę po tak długiej przerwie?
- To nie było tak, że ja przez te dziewięć lat, jakie upłynęły od mojego ostatniego filmu kinowego, nic nie robiłem. Stałem jednak za kamerą, nakręciłem choćby serial „Twarze i maski”, który bardzo sobie cenię. Moja satysfakcja z pracy nad „Komornikiem” płynęła przede wszystkim z tego, że miałem do czynienia z dobrym scenariuszem. Ekipa czuła to samo, więc wspólna praca nad filmem byłą dla nas przyjemnością. A to, czy była to przerwa dziewięcio- czy pięcioletnia, naprawdę nie ma większego znaczenia. Zresztą, tych lat wcale nie uważam za stracone.
Jakkolwiek muszę przyznać, że z początku miałem obawy, czy moje przyzwyczajenia w pracy na planie, moja wiedza praktyczna na temat robienia filmów, nie wiąże się z nazbyt tradycyjnym widzeniem. Chciałem przecież nakręcić film nie tylko interesujący, ale i nowoczesny. Dlatego do pracy nad „Komornikiem” ściągnąłem ludzi takich jak operator Bartek Prokopowicz, o których wiedziałem i czułem, że mogą mi pomóc w trochę innym opowiedzeniu tej historii. Wiele wniósł też Andrzej Chyra – jeden z najbardziej kreatywnych, obok Jerzego Stuhra i Andrzeja Seweryna, aktorów, z jakimi miałem szczęście pracować. Obecność w ekipie ludzi młodych, z innego niż moje pokolenia, potraktowałem jako rodzaj eksperymentu, co z kolei okazało się dodatkową mobilizacją.
- Planuje pan następny film?
- Chciałbym, ale trochę obawiam się, że nie znajdę dobrego scenariusza. Zależy mi na zrobieniu czegoś, co przyniesie jakąś satysfakcję i mnie, i widzom. Czytam sporo scenariuszy, trudno jednak trafić na tekst, który sprosta moim wymaganiom – nawet wśród tych, jakie później zrealizowali inni reżyserzy. Ja wolę czekać na „swój” scenariusz, mam nadzieję, że krócej niż dziewięć lat.