Reklama

"Komornik": BIEDY PROWINCJONALNE?

W scenariuszu Łoszewskiego miejsce akcji filmu jest wyraźnie określone – to Wałbrzych wraz z jego wysokim bezrobociem i społecznymi problemami (choć o najgłośniejszym – biedaszybach – autor nie wspomina). Jakkolwiek film kręcono w Wałbrzychu, Feliks Falk unika jednoznaczności we wskazywaniu miejsca – i słusznie. Problemy opisane na ekranie i dylematy, przed którymi stają bohaterowie, mają wymiar uniwersalny. Twórcy zasypują widza pytaniami już od pierwszej sceny, w której Lucjan Bohme, tytułowy komornik, zajmuje sprzęt szpitalny na oddziale intensywnej terapii.

Reklama

Po czyjej stronie leży racja – urzędnika sądowego, wykonującego swe obowiązki, czy pracowników służby zdrowia? Na pierwszy rzut oka funkcjonariusze resortu sprawiedliwości – od sędziów po adwokatów – wydają się oderwaną od rzeczywistości enklawą, choć na co dzień stykają się z ludzkimi problemami. Szybko jednak widz odkryje, że jest świadkiem niezwykłej – być może zgodnej z prawem, ale wyraźnie sprzecznej z etyką lub raczej poczuciem społecznej sprawiedliwości – gry, w której stawką jest realizacja jak najbardziej partykularnych interesów. Po czyjej stronie stoi Bohme? Po stronie prawa, ludzi, w których imieniu windykuje długi, czy też może po swojej własnej? Jakiego wstrząsu trzeba będzie, by się opamiętał, przestał grać i trzeźwo spojrzał na otoczenie? O ile w ogóle potrafi przejrzeć na oczy.

Między Lucjanem Bohme i Lutkiem Danielakiem jest wiele podobieństw, ale i wiele różnic. Jedna z nich polega na tym, że sam potrafi się zatrzymać w swoim pędzie do – właśnie, do czego? – do kariery, władzy, a może do zwykłej pychy, buty i arogancji, jaką daje majątek i poczucie wyższości. „Wodzireje” początku XXI podobnie jak ich koledzy sprzed 30 lat nie przebierają w środkach, ale w nowej rzeczywistości społecznej zachowują zdolność do refleksji. Czyżby walczyli o wyższą stawkę?

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Komornik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy