Reklama

"Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom": MAGIA MIEJSC I SZCZEGÓŁÓW CZYLI SCENOGRAFIA I KOSTIUMY

Po procesie, który Dawson określa jako "polowanie w google", filmowcy wybrali na główną lokalizację swojego filmu o młodzieńczej miłości i przygodzie wyspę Rhode.

"To były intensywne poszukiwania" - mówi scenograf Adam Stockhausen. - "Wszyscy - ja, Wes Anderson, Jeremy Dawson, koproducentka Molly Cooper - siedzieliśmy w Nowym Jorku i przeglądaliśmy w internecie wyspy."

Dawson wyjaśnia: "Według scenariusza akcja rozgrywa się na wyspie, konkretnie na jednej z wysp w pobliżu Nowej Angli. Szukaliśmy odpowiedniej wyspy na całym świecie, choć nie wychodziliśmy z pokoju podczas poszukiwań - na Wschodnim Wybrzeżu i na Zachodnim, a nawet na wybrzeżu Kornwalii."

Reklama

Z niewielką liczbą mieszkańców i jeszcze mniejszą ilością samochodów, New Penzance jest miejscem, które może uruchomić wyobraźnię dzieci i obudzić żądzę przygody.

Piękne pejzarze ciągnącej się przez długie mile linii brzegowej wyspy Rhode przypieczętowały umowę pomiędzy producentami filmu a instytucją Rhode Island Film & TV Office. Bogata topografia wyspy obfituje w faliste pola, skaliste wąwozy, wzniesienia, lasy, plaże i zatoczki. Wśród wielu lokalizacji zdjęciowych na wyspie ważnymi miejscami były zatoka Narragansett, kamp harcerski Yawgoog o powierzchni obejmującej ponad tysiąc osiemset akrów, gdzie filmowcy realizowali zdjęcia tuż przed rozpoczęciem letnich turnusów wakacyjnych, oraz zabytkowy kościół Trinity w Newport, którego parafianinem był kiedyś sam George Washington.

Filmowcy poświęcili dużo uwagi ostatniej z lokalizacji, kościołowi Trinity, który był dwukrotnie zamieniany w kościół parafialny w New Penzance. Po raz pierwszy w scenie uroczystości kościelnej, na której Sam i Suzy spotykają się po raz pierwszy, na rok przed głównymi wydarzeniami filmu. Po raz drugi kościół był miejscem zdjęć nastrojowej sekwencji, w której historia filmowa zatacza koło.

Twórcy chcieli, żeby produkcja tego filmu była naturalna i skoncentrowana na pracy, a nie nadęta, więc nie było w niej miejsca na ogromne ciężarówki i przyczepy mieszkalne dla aktorów i członków ekipy. Aktorzy mieli zalecone by przyjeżdżać na plan w pełnej gotowości do zdjęć - wymagane było, aby przed pojawieniem się na planie, w swoich pokojach hotelowych przebierali się w kostiumy.

Najbardziej wyjątkową lokalizacją była wyspa Prudence położona w zatoce Narragansett. "Nie ma tam rozbudowanej infrastruktury" - opowiada Dawson. - "Jest na miejscu jeden sklep, w którym mieszkańcy zaopatrują się we wszystkie niezbędne rzeczy. Potrzebowaliśmy naturalnego, nieprzeludnionego środowiska do zdjęć. Wynajęliśmy łódkę i wylądowaliśmy na kamienistej plaży. Na ekranie widać doskonale, jak trafny był to wybór: Prudence wygląda jak miejsce nietknięte ludzką stopą."

Ze względu na geograficzną różnorodność wyspy oraz jej niewielki obszar, nie było dla filmowców problemem przemieszczanie się i realizowanie zdjęć w trzech, czy czterech różnych lokalizacjach jednego dnia - tu park, tam plaża, a poniżej wdospad i droga.

Anderson był dobrze przygotowany do zdjęć w tych specyficznych warunkach. Na tydzień przed rozpoczęciem pracy na regularnym planie zdjęciowym zgromadził minimalną ilość ekipy, ograniczoną do niezbędnych osób i, w naturalnych warunkach, nakręcił część sekwencji, które zostały potem włączone do filmu. Mała ekipa miała tę zaletę, że mogła poruszać się po całym terenie z dużą swobodą.

Dawson wspomina: "Jeździliśmy vanem po całej wyspie razem z Karą i Jaredem, kręcąc ile się dało. Kamery były małe i lekkie, więc nie groziło nam ugrzęźnięcie gdzieś w terenie z ciężkim sprzętem. Można powiedzieć, że w tym przypadku technologia i kreatywność szły ramię w ramię."

"W tym "przed-zdjęciowym" okresie nakręciliśmy wiele ujęć improwizowanych, których nie było w scenariuszu" - wyjaśnia Gilman. - "W lesie spędziliśmy cały tydzień."

Gdy rozpoczęły się właściwe zdjęcia do filmu "mieliśmy uczucie, że jesteśmy wszyscy na obozie, albo może na dobrze zorganizowanym placu zabaw, na którym obowiązują pewne zasady" - opowiada Balaban. Było to zgodne z zamierzeniami Andersona, który chciał, żeby cała ekipa i aktorzy w czasie zdjęć doświadczyli życia we wspólnocie tak bardzo, jak to tylko możliwe.

"Mój pierwszy dzień pracy przypadł na czas kręcenia zdjęć w obozie" - wspomina Murray. - "Po przybyciu na plan zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma tu żadnych przyczep mieszkalnych. Były tylko namioty. Dziecięce namioty."

"Na zewnątrz lał deszcz, a temperatura dochodziła może do pięciu stopni Celsjusza, ale pięćdziesiąt jeden osób stłoczonych w jednym namiocie wytwarza dużo ciepła" - kontynuuje opowieść Murray. - "Szybko zrobiło się przytulnie."

Dyrektor artystyczny Gerald Sullivan potwierdza to mówiąc: "W depertamencie artystycznym najważniejsze było dla nas zapoznanie się z architekturą budynków, wnętrz i przestrzeni tamtych czasów. Oglądaliśmy budynki na wyspie, latarnie, domy kryte gontem - wszystko to w ścisłej współpracy z Wesem, który kolekcjonował zdjęcia wszystkich tych obiektów, żebyśmy mogli wykorzystać je później przy projektowaniu." Powstała tak obszerna dokumentacja zdjeciowa, że trzeba było ją posortować i zamieścić na stronie internetowej produkcji filmu, żeby wszyscy członkowie ekipy i aktorzy mogli mieć do niej swobodny dostęp.

Dekorator Kris Moran, który pracował już wcześniej z Wesem Andersonem, jako rekwizytor na planie filmu "Genialny klan", mówi: "Wes troszczy się o każdy detal. Przeszukiwaliśmy anykwariaty, pożyczaliśmy różne przedmioty od członków ekipy, a nawet obcych ludzi. Jeśli Wes podczas przechadzki zauważył jakiś interesujący przedmiot na ganku czyjegoś domu, wchodził do środka i prosił o pożyczenie tego. Kiedy przygotowywałem dekorację planu zdjęciowego, często wykorzystywałem rzeczy, które wcale nie były ikonami tamtych lat, ale mogły za to opowiedzieć coś ciekawego na temat charakteru lub historii bohaterów filmu."

"Ten film jest zrobiony w trochę innej estetyce, niż poprzednie filmy Wesa" - dodaje Moran. - "Jest nieco bardziej szorstki i bardziej życiowy."

Niestety, często okazuje się, że starych rekwizytów, dekoracji i kostiumów jest za mało, jak na potrzeby produkcji filmowej.

Przykładem może być przyczepa mieszkalna kapitana Sharpa, bohatera, którego zagrał Bruce Willis. Oryginalną Spartanette z 1952 roku filmowcy znaleźli u dealera z Teksasu, ale operator Robert Yeoman nie mógł się w niej swobodnie poruszać z kamerą. "Musieliśmy rozciąć przyczepę, a potem ją odbudować" - mówi Moran. - "Wnętrze było nienaruszone, ale skonfigurowane tak, żeby kamera miała pełne, trzystasześćdziesięciostopniowe pole widzenia. A potem zajęliśmy się wystrojem przyczepy."

Moran zlecił swojemu zespołowi poszukiwanie namiotów potrzebnych do zbudowania obozu harcerskiego fikcyjnej filmowej drużyny Khaki Scouts z 55. Północnoamerykańskiego Szczepu pod dwództwem Harcmistrza Warda, granego przez Edwarda Nortona. Po przeczesaniu całego kraju w poszukiwaniu starych namiotów okazało się, że nawet magazyny wojska i marynarki nie dysponują odpowiednia ilością. Udało się znaleźć tylko kilka namiotów i większość z nich była w złym kolorze, kształcie albo rozmiarze. Wes Anderson podał Moranowi bardzo precyzyjne wytyczne - namioty miały byż jasno żółte z wewnętrzną podszewką w szkocką kratę (w tym także namiot Harcmistrza Warda).

Wysiłki włożone w znalezienie tak specyficznych namiotów spełzły na niczym. "Zrozumieliśmy, że każdy namiot trzeba będzie zrobić na zamówinie" - opowiada Moran. - "Tylko w ten sposób mogliśmy mieć je w odpowiednim kolorze i kształcie, bez niebezpieczeństw związanych z przerabianiem starych namiotów."

W New Hampshire istnieje firma o nazwie Tentsmiths, która specjalizuje się w rekonstrukcji starych namiotów. Wprawdzie firma jest ukierunkowana na produkcję namiotów w stylu sprzed 1950 roku, ale dla potrzeb filmu podjęli się wyzwania, jakim było uszycia namiotów w estetyce z 1965 roku.

"Wysłaliśmy do Tentsmiths naszego przedstawiciela, żeby dokładnie opisał wizję Wesa" - mówi Moran. - "Ludzie z fabryki naprawdę się postarali - namioty, które dla nas wykonali wyglądają po prostu fantastycznie!". Adam Stockhausen miał złożone zadanie do wykonania. Jako scenograf był odpowiedzialny za cały wygląd filmu, więc kooperował ze wszystkimi departamentami produkcji.

"Prowadziłem szeroko zakrojone poszukiwania - od ogólnego stylu życia w latach sześćdziesiątych, po specyficzne obiekty" - opowiada Stockhausen. - "Zastanawiałem się na przykład, w którym konkretnie roku przełączniki światła wzbogaciły się o opcję światła nocnego? Nie pamiętając o tego typu szczegółach łatwo popełnić błąd."

"Adam wykonał imponującą pracę, zwłaszcza w zakresie odtworzenia realiów harcerskiego obozu z tamtych lat" - przyznaje Dawson.

Zespół Stockhausena wykazał się dużą inwencją konstruując szyld obozu z powiązanych ze sobą patyków. Podobnie jak w przypadku namiotów, występujace w filmie kajaki zostały wyprodukowane specjalnie na potrzeby filmu. Ekipa dobrze pamięta długie godziny o poranku, które spędzili na basenie miejscowego hotelu Holiday Inn Express testując kajaki. Jako, że kajaki były wykonane ze sklejki, nie zawsze udawało się uzyskać odpowiedni wypór. Ostatecznie w wielu scenach z użyciem kajaków zastosowano dodatkowe obciążenie, żeby mieć pewność, że aktorzy w kajakach będą zanurzeni w odpowiednim stopnie - nie za małym, ani tym bardziej za dużym.

Mieszkająca na Rhode grupa rzemieślników bardzo pomogła ekipie filmowej. Z dużym entuzjazmem wypowiada się na temat ich wkładu w powstanie filmu Moran: "Miejscowy artysta James Langston wyrzeźbił małe szopy na dziobach kajaków oraz kilka harcerskich totemów. Chris Wiley wykonał ornamenty w kształcie kukurydzy, które ozdabiały namiot Harcmistrza Warda. Jeszcze inny artysta zrobił wszystkie meble do namiotu Warda - cały komplet wykonał z cykorii! Mieliśmy nawet na planie metaloplastyka, który zrobił główny szyld obozu z łańcucha."

Twórcy mieli nadzieję, że uda im się znaleźć odpowiednie lokum, które mogłoby zagrać dom rodziny Bishopów. Zewnętrznie najbardziej odpowiadał im znaleziony na wyspie budynek Conanicut Light w Jamestown - dawna latarnia morska. Jeśli chodzi o wnętrze domu to znaleźli aż cztery interesujące lokalizacje, z których każda posiadała ciekawe elementy, ale żadna nie był doskonała. Scenografowie postanowili więc odtworzyć wnętrze domu Bishopów w studiu inspirując się tymi czterema obiektami. W miejscowości Middletown na wyspie było odpowiednie miejsce do zaaranżowania studia fimowego - niewykorzystane pomieszczenie w centrum handlowym.

"W każdym z czterech domów znaleźliśmy mnóstwo inspiracji i punktów odniesienia" - mówi Dawson. - "Zachwyciło nas wiele elementów wyposażenia i chcieliśmy koniecznie przenieść je na ekran. Adam przeanalizował to wszystko i przyszedł do Wesa z gotowym projektem. Powstał dom Bishopów, hybryda złożona z czterech różnych wnętrz, którą w pełnej krasie można podziwać w początkowej sekwencji filmu."

"Wszystkie cztery domy były unikatowe" - zachwyca się Stockhausen. - "Wybraliśmy najciekawsze elementy z każdego z nich, które połączone w jedną eklektyczną całość oddają specyficzny charakter rodziny zamieszkującej dom."

Na granicy między Nowym Jorkiem a Kanadą, na rzece St. Lawrence przy zatoce Alexandria znajduje się wyspa Comford, na której jest zlokalizowany pierwszy z czterech domów, które zainspirowały filmowców. Kolejne to Stafford House, który znajduje się na wyspie Cumberland w stanie Georgia, wiejski domek w miejscowości Ten Chimneys w Wisconsin oraz willa Clingstone położona nad zatoką Narragansett.

Oryginalne elementy, które znalazły się w domu Bishopów, jak na przykład stare liczydło, pomogły zbudować atmosferę epoki. Książki wskazywały na prawnicze wykształcenie rodziców - część z nich to były stare egzmplarze, inne spreparowali dekoratorzy. Większość mebli i obrazów została wypożyczona z domu na wyspie Comford, w tym dzieła Alsona Skinnera Clarka. Jako, że dom jest dawną latarnią morską, znalazło się w nim również wiele motywów morskich.

Choć akcja filmu rozgrywa się w 1965 roku, dom nie jest urządzony w stylu konkretnej epoki. Jest raczej zbiorem przedmiotów z różnych lat do połowy sześćdziesiątych włącznie.

"Wyposażyliśmy pokoje w meble i inne elementy z lat czterdziestych i pięćdziesiątych - to przypadkowe przedmioty, które pokazują wielką miłość do sztuki osób, które je zdobyły" - zauważa Moran.

"Wszystkie te ręcznie wykonane przedmioty złożyły się na piękny plan zdjęciowy" - mówi z podziwem Bill Murray. - "Chyba najpiękniejszy, na jakim miałem okazję kiedykolwiek pracować. Ekipa spędziła dużo czasu starając się by to miejsce wyglądało autentycznie - dom wygladał tak, jakby urządziła go pierwsza osoba, która w nim zamieszkała, a wszyscy kolejni mieszkańcy utknęli wśród zastanych przedmiotów. Czuliśmy się niezywkle autentycznie grając w takim otoczeniu."

"Wszędzie dookoła było mnóstwo pięknych przedmiotów, których nikt nie pilnował" - dodaje Murray. - "Jeśli coś ci się spodobało, mogłeś po prostu to wziąć i wynieść ze sobą."

"Bill myśli, że nikt się nie orientuje, jakie albumy płytowe mieliśmy na planie, ale się myli - wiem dokładnie, które z nich sobie przywłaszczył" - śmieje się Moran.

O projektowaniu kostiumów do filmu opowiada Kasia Walicka Maimone, która razem z Andersonem przejrzała ogromną ilość zdjęć i książek w poszukiwaniu inspiracji: "Zrobiliśmy gruntowne badania przed rozpoczęciem pracy, żeby znaleźć rozwiązania, które wzbogacą i uwiarygodnią bohaterów." Gdy powstała jasna koncepacja ubioru każdej postaci, można było przejść do etapu realizacji.

"Następnym krokiem było przygotowanie kolaży i pierwszych szkiców" - opowiada Walicka Maimone. - "Wes oceniał je na bieżąco i wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, co należy dodać lub zmienić. W czasie przymiarek zawsze był moment na zastanowienie się, czy czegoś nie poprawić. Koncentrowaliśmy się nie tyle na tym, czy kolor lub kształt są odpowiednie, ale raczej na tym, czy dany strój pasuje do postaci."

"Kostiumy w filmie "Kochankowie z Księżyca" są bardzo precyzyjnie skonstruowane" - mówi Dawson. - "Najdrobniejsze elementy są przemyślane i dopracowane."

"Kostiumy zwierząt z Arki Noego, w które ubrane są dzieci w scenie uroczystości kościelnej zostały zaprojektowane na wzór "Karnawału zwierząt" w interpretacji Leonarda Bernsteina i Benjamina Brittena. Wes Anderson brał udział w tym przedstawieniu jako dziecko, więc obejrzeliśmy jego rodzinne zdjęcia z dzieciństwa oraz dokumentację zdjęciową ze spektaklu."

Największym wyzwaniem dla departamentu kostiumów było uszycie mundurów dla harcerzy z drużyny Khaki Scouts. Po naradzie z Andersonem i Stockhausenem, Walicka Maimone i jej ekipa postanowili uszyć ręcznie każdy pojedynczy element stroju harcerzy - od skarpet po plakietki ze sprawnościami. To była ogromna ilość pracy, którą trzeba było wykonać w bardzo krótkim czasie. Nawet wykonane z filcu emblematy drużyny z wizerunkiem szopa były ręcznie przyszywane do mundurów.

Grupę harcerzy z drużyny Khaki Scout zagrali w większości prawdziwi harcerze z zatoki Narragansett, którzy byli bardzo szczęśliwi, że mogą wziąć udział w produkcji prawdziwego filmu. "Niektórzy z nich zdobyli specjalne medale za zasługi dla kinematografii" - mówi Murray. Jednak swoje prawdziwe mundury z dwudziestego pierwszego wieku musieli zostawić w domu.

"W scenach zbiorowych występowała cała masa harcerzy" - mówi Walicka Maimone. - "Myślę, że w sumie uszyliśmy około trzystu pięćdziesięciu kompletnych mundurów."

"Mundurki harcerskie i ubrania Suzy to moje ulubione kostiumy filmowe, ale jestem też bardzo zadowolona ze stroju Harcmistrza Warda oraz Pracownicy Opieki Społecznej." - dodaje Walicka Maimone.

Ten ostatni strój wspomniany przez kostiumolog Kasię Walicką Maimone został przygotowany dla Tildy Swinton, która zagrała Pracownicę Opieki Społecznej.

Prawdziwi pracownicy Opieki Społecznej nie ubierają się w jakieś specjalne stroje, więc Walicka Maimone szukała pomysłów w Armii Zbawienia oraz różnych innych instytucjach, w których kobiety noszą podobne do mundurów uniformy. Długo pracowała nad projektem kostiumu Tidy Swinton, zanim osiągnęła ostateczny efekt z charakterystyczną rozszerzaną peleryną, peruką i kapeluszem.

"Strój Tildy był najbardziej konsekwentnym i najlepiej dopasowanym do charakteru postaci kostiumem w całym filmie" - mówi Walicka Maimone.

Tilda Swinton dodaje: "Opieka Społeczna reprezentuje autorytet, siłę wyższą w filmie - kiedy wybucha chaos, moja bohaterka zostaje wezwana by zaprowadzić porządek. Jest ubrana w biało-niebieski kostium z kapeluszem w stylu Armii Zbawienia zawiązanym pod szyją czerwoną wstążką z kokardą."

Dla kontrastu ubrania Frances McDormand, czyli filmowej Pani Bishop, odzwierciedlają barwny, artystyczny styl pisarek i malarek z lat sześćdziesiątych. Jak wyjaśnia reżyser, choć Pani Bishop jest prawniczką, dorastała w artystycznej rodzinie, więc jej ubrania są dużo bardziej kolorowe, niż można byłoby się spodziewać po kobiecie jej profesji.

"Moja matka nosiła dokładnie takie ubrania jak Frances w filmie" - wspomina z nostalgią Swinton. - "Wszystkie te kolory pamiętam bardzo dobrze z dzieciństwa. Stroje są świetnie zrekonstruowane."

"W historii, którą przedstawia film, cała dorosła społeczność nie dokońca zdaje sobie sprawę z własnych poczynań" - mówi Swinton. "W trakcie rozwoju wydarzeń odkrywają, że nie są ani mniej dziecinni, ani bardziej dorośli, niż dwójka dziecięcych bohaterów. Udział w tym filmie był dla mnie ogromną przyjemnością i zabawą. Myślę, że film jest tak zabawny, dlatego, że ma doskonałą strukturę."

Tilda Swinton i Frances McDormand to nie jedyne osoby z obsady filmu, które pierwszy raz miały okazję współpracować z Wesem Andersonem. Większość aktorów, w tym Bruce Willis i Edward Norton, nigdy wcześniej nie pracowała z nim. "To zupełnie inne wcielenia filmowe Bruce'a i Eda, niż dotychczas" - zauważa Dawson. - "Myślę, że publiczność to doceni."

Bill Murray i Jason Schwartzman po raz pierwszy zagrali u Wesa Andersona w filmie "Rushmore" z 1998 i od tego czasu współpracowali z nim wiele razy. "Dobrze mieć Billa i Jasona na planie. Bill trzyma nas wszystkich w pionie, to nasz szef od motywacji" - wyznaje Dawson.

Młodzi aktorzy zdają sobie sprawę z tego, że ich pierwsze doświadczenia aktorskie zdobywane na planie "Kochanków Księżyca", były czymś wyjątkowym - nie tylko ze względu na możliwość zgłębienia tajników pisania na maszynie, czy wiązania krawata. "Kochankowie z Księżyca" to taki słodki film" - zachwyca się Hayward. - "Jest piękny, kocham w nim absolutnie wszystko - od sposobu, w jaki ta historia jest przedstawiona, po relacje między jej bohaterami. I ma nadzieję, że publiczność też się w nim zakocha."

Gilman dodaje: "Są w nim elementy akcji, komedii, dramatu i romansu. To strzał w dziesiątkę!"

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy