"Kocham cię od tak dawna": WYWIAD Z REŻYSEREM
Rebecca Ribichini: Jakie były twoje inspiracje?
Philippe Claudel: Na początku wszystko było bardzo proste. Chciałem zrobić film, który składałby się z portretów, który czerpałby w pełni z możliwości filmu (jego wszystkich wymiarów), który opowiadałby historię kobiety. Chciałem coś zmienić, w moich książkach opowiadam raczej o mężczyznach.
Co sprawiło, że właśnie z tej historii postanowiłeś zrobić film?
Philippe Claudel: Miałem potrzebę napisania o kobiecie i od razu wiedziałem, że będzie z tego film. Może dlatego, że chciałem pracować z aktorką. Marzeniem moi było patrzeć drugiej osobie w oczy i pracować bez słów. Chciałem wykorzystać twarz i emocje aktorki trochę tak, jakbym używał słów? Pewnie dlatego chciałem zrobić film, a nie pisać powieść.
Kiedy zacząłeś myśleć o tym, żeby wyreżyserować swój scenariusz?
Philippe Claudel: Od początku chciałem zająć się reżyserią. Przez ostatnie 10 lat napisałem 12, może 15 scenariuszy dla francuskich producentów i reżyserów, ale nigdy nie chciałem ich reżyserować. Ale ten chciałem, choć wciąż nie wiem dlaczego. Właściwie wiem dlaczego. Od początku cały film miałem w swojej wyobraźni i wiedziałem, jak chcę skomponować kolejne sceny, jakiego światła użyć, jakiej muzyki, jakiego ruchu ciała, kamery, ram filmowych. Byłem gotowy stać się reżyserem. Potrzebowałem czasu. Pierwszą powieść opublikowałem, kiedy miałem 37 lat. Pierwszy film wyreżyserowałem w wieku 47 lat. W życiu nie ma miejsca na pośpiech. Kiedy miałem 20, 30, 35 lat nie posiadałem żadnych doświadczeń. Żeby pisać trzeba mieć za sobą jakieś historie, obserwować życie swoje i innych. Ważne jest żeby kochać, stracić przyjaciół, poczuć ból, piękno i przyjemność. Wtedy można pisać z pełną szczerością. Pisanie nie musi się opierać na prawdziwym życiu, ale ważne jest dla mnie to, żebym był w nim szczery.
Ale w filmie wykorzystałeś wątki autobiograficzne?
Philippe Claudel: Może w dwóch kwestiach. Jak Michel [Laurent Grévill], który był nauczycielem w więzieniu przez 11 lat, mam doświadczenie nauczania w więzieniu. Ważne było dla mnie także to, by zdjęcia odbyły się w Nancy - to miało znaczenie dla prawdziwości tej historii, to nie jest paryska opowieść. Życie wygląda inaczej w małych miasteczkach. Ma się więcej czasu dla innych. Chciałem stworzyć coś w rodzaju autobiograficznego krajobrazu. Wybrałem różne plany, moje życie jest związane z tymi miejscami. To nie ma znaczenia dla widowni, ale dla mnie tak. Chciałem pracować w "moim" środowisku.
Struktura i poszczególne detale kolejnych scen są szczególnie dokładnie dopracowane. Czy twoje pomysły ewoluowały czy raczej wszystko było zaplanowane?
Philippe Claudel: Lubię wszystko kontrolować i planować, to mój sposób pracy. W następnym filmie będzie tak samo, i kiedy zrobię ich 10, też będę tak pracował. Zanim zaczęły się zdjęcia zrobiłem coś w rodzaju storyboardu, naszkicowałem każdą scenę, która tworzyła ramy opowieści filmowej. Zrobiłem to, bo chciałem wykorzystać każdy mikroskopijny detal, by wyrazić wszystko do końca. Między bohaterami jest akcja, a poza nią rzeczy, których publiczność nie rejestruje cały czas. Jestem jednak pewien, że nieświadomie, w czasie tego procesu, ludzki umysł przywołuje pozornie nieistotne elementy. To opowieść, która działa podprogowo.
Niesamowite są sceny pokazujące architekturę domu i to jak one współgrają z ideą bycia uwięzionym.
Philippe Claudel:Specjalne wybrałem ten właśnie dom. Kiedy po raz pierwszy wszedłem do niego zobaczyłem tę bardzo dziwną klatkę schodową, która wyglądała jak więzienie. Pomyślałem, że to pełne ironii pokazać kobietę, która dopiero co wyszła z więzienia, po czym trafia do domu siostry, który staje się innym więzieniem. Jej pokój jest bardzo smutny, kolory na ścianach są dość depresyjne. Przypomina celę. Podczas kolejnych scen wykorzystywałem rozmaite więzienne motywy. Szczególnie symbol krat więziennych, ich odbicie znaleźć można we wzorach podłogi, drzewach na skwerze, na basenie. Moja koncepcja też szła w tym kierunku. Chciałem być bardzo blisko kamery, kierować wszystkim. Także budowanie takiej konstrukcji jest jak wiezienie, nie możesz się z niej wyrwać. Juliette jest całkowicie zamknięta w pewnej ramie. Ma możliwość ucieczki, od początku otwiera się przed nią możliwość wyjścia z pewnego szkieletu konstrukcyjnego. W pierwszej scenie kamera jest nieruchoma i obserwuje Juliette, która też zastyga w ruchu. Kamera porusza się, kiedy towarzyszy innym bohaterom, powoli także zaczyna rejestrować ruch Juliette.
A soundtrack też działa w podobny sposób?
Philippe Claudel:Tak. Na początku filmu muzyka jest przytłumiona, jednolita, a potem, bardzo powoli dźwięk rozrasta się, staje się bogatszy. Na początku jest tylko głos. Chciałem pokazać widowni, że Juliette znajduje się bardzo daleko od ludzkiego świata. Krok po kroku do niego wraca.
A jak było z montażem, też był zdeterminowany scenariuszem?
Philippe Claudel: Montaż poszedł bardzo sprawnie. Mieliśmy czas - dwa, trzy miesiące - i mogłem pozwolić sobie na próbowanie różnych opcji, ale razem z montażystą śledziliśmy scenariusz. Najtrudniejszą sprawą było zachowanie balansu i wycinanie scen w momentach, kiedy stawały się zbyt emocjonalne. Chciałem, żeby moja widownia wciągała się głęboko w kolejne sceny, ale żeby coś zadziało się w nich także poza ekranem.
Właśnie skończyłam czytać twoją powieść "Raport Brodecka" i dostrzegam kilka wspólnych tematów: cisza, uwięzienie, trauma. Pomimo bardzo trudnych i mrocznych spraw, których dotykają zarówno film jak i książka, w obu pełno jest nadziei.
Philippe Claudel: Film i książka nie są tą samą historią, ale w obu poruszany jest wątek dziecka jako kogoś bardzo ważnego, traumy i momentu złamania, kryzysu w życiu. Głównym tematem powieści jest różnica pomiędzy życiem jednostki a historią. To, jak stajesz się człowiekiem w nieludzkich czasach. "Raport Brodericka" jest tragedią, pozbawioną nadziei. Film chciałem rozpocząć ciemną, mocną atmosferą, tak by małymi kroczkami zbliżał się ku światłu. Powieść skończyłem na tydzień przed rozpoczęciem zdjęć. To było duże przedsięwzięcie, zajęło mi dwa czy trzy lata. Ale też szybko zapomniałem, co zrobiłem.
Jak postrzegasz różnicę między swoją rolą bycia pisarzem, a reżyserem? Zdecydowałbyś się na przykład na reżyserię czyjegoś scenariusza?
Philippe Claudel: Myślę, że to nie byłby dla mnie problem. Jeśli tylko historia uwiodłaby mnie w jakiś sposób? Rozmawiałem o tym z Nannim Morettim. Powiedział, że żeby pisać, musi pracować z innymi. Ja mam inaczej. Oczywiście fajnie jest skonfrontować się z wrażliwością drugiego człowieka i dzięki temu stworzyć prawdziwe dzieło. Lubię pisać sam, odrywać siebie samego i mój wszechświat. Przyjemność pisania polega na tym, że stawiasz się w czyjejś sytuacji, znajdujesz się w czyimś miejscu. Kiedy tworzyłem historię Juliette, stawałem się nią. Może jutro napiszę opowieść o psie i stanę się na moment psem. To ogromna przyjemność, mieć różne wcielenia.