"Kelnerka": RADOŚĆ REALIZACJI
"Dzieciak w nocy stęka, łeb mi pęka, a moje życie zamienia się w zakalec. Ciężkie jak orzechy i muszkat w nowojorskim serniku. Bez chrupiącej skórki?"
- Jenna
Podczas premiery KELNERKI na festiwalu Sundance w styczniu 2007 roku, publiczność natychmiast pokochała tę ożywczą, zabawną I krzepiącą opowieść o małomiasteczkowej "genialnej ciastkarce" z Południa, uwięzionej między budzącym niesmak mężem i fajnym, ale całkowicie nieodpowiednim kochankiem, która sama gotuje sobie drogę w przyszłość, o jakiej nawet nie marzyła.
Jednakże sukces filmu nie radował jego twórców, ponieważ scenarzystka i reżyserka Adrienne Shelly zmarła dwa miesiące wcześniej, zanim KELNERKA została nawet zakwalifikowana do Sundance. Michael Roiff powiedział dziennikarzowi "The New York Times" podczas festiwalu: "Aż trudno mi uwierzyć, że jesteśmy w Park City, a jej nie ma wśród nas. Bardzo liczyła na pokaz tutaj, to miał być punkt zwrotny w jej karierze".
Dla Shelly KELNERKA była autentycznym dziełem życia. Scenariusz powstał w czasie, kiedy realizatorka oczekiwała narodzin swojej córki, zaś sam film naznaczony został jej wdziękiem i specyfiką filmowej wizji, a zwłaszcza charakterystycznym dla niej poczuciem humoru. Shelly zaczynała jako uznana aktorka, zbierając pochwały za kreacje w filmach Hala Hartleya "Niewiarygodna prawda" i "Trust", zaś ostatnio grając w "Faktotum" obok Matta Villona i Lili Taylor. W 1996 Shelly zadebiutowała jako scenarzystka i reżyserka nowojorską komedią "Sudden Manhattan", potem zaś nakręciła niekonwencjonalną komedię romantyczną "I'll Take You There" z Ally Sheedy - o kobiecie, porywającej faceta, który ją odtrącił.
KELNERKA to trzeci i ostatni film Shelly, również komedia, która daje świeże spojrzenie na wiecznie aktualny temat: samotne macierzyństwo w trudnych warunkach. Przystępując do realizacji, Shelly przyznała, że zamierza kręcić film "o ludziach, którzy podejmują właściwe decyzje. Lubię, kiedy w ten sposób zmienia się świat". Dodała też: "KELNERKA to rodzaj miłosnego listu do mojej córki Sophie".
To prawda, ciąża natchnęła Shelly do wymyślenia takiej postaci jak Jenna, bohaterka KELNERKI, a także do takiego potraktowania jej losów, jakiego jeszcze nie było na ekranie: komedii o obawach towarzyszących matce przy narodzinach dziecka.
"Pisałam KELNERKĘ, kiedy byłam w ósmym miesiącu ciąży i naprawdę bałam się, czy podołam macierzyństwu - tłumaczyła. - Nie mogłam sobie wyobrazić swego życia po porodzie, kiedy świat zmieni się tak radykalnie, że nawet będę miała trudności w rozpoznaniu samej siebie. Byłam przerażona, bo z żadnej książki ani filmu nie dowiedziałam się, że takie myśli się zdarzają".
To dlatego Shelly zdecydowała się naruszyć tabu. "Ludzie nie rozmawiają o tego rodzaju lękach - kontynuowała - ale wiem, że wielu z nich o tym myśli. Nie mówią o tym, bo przyznanie, że poród może być strasznym przeżyciem dla kobiety to świętokradztwo. Dlatego postawiłam nakręcić film, by takie lęki i obawy wszystkim uświadomić. Bo jednocześnie wiem, że narodziny dziecka rozbudzają w kobiecie taki rodzaj miłości, o jakim wcześniej nie miała pojęcia. Bycie matką zmienia twoje życie w cudowny sposób".
Shelly wpisała Jennę w sam środek fatalnego w skutkach miłosnego trójkąta. Kiedy kobieta uświadamia sobie koszmar swego małżeństwa z czlowiekiem tak zapatrzonym w siebie, że nawet nie zdaje sobie sprawy, kim jest Jenna, rzuca się w wir namiętności z nowym lekarzem, który zapewne będzie przyjmował jej poród! Ale Shelly obdarzyła też Jennę tym, co ona nazywa "zbawienną łaską" - talentem cukierniczym.
"Nigdy nie widziałam ciasta, które by mi nie smakowało! - wstydliwie przyznawała Shelly. - Wydało mi się to bardzo istotne dla filmu, by Jenna miała coś szczególnego, w czym byłaby rzeczywiście dobra, a co jednocześnie byłoby zabawne dla publiczności. To dlatego w KELNERCE jest tyle ciastek, tyle wspaniałych ciastek!".
Dzięki ciasteczkom, kreacjom i specyficznej narracji Shelly, KELNERKA odniosła sukces na Sundance, który tylko pogłębił żal po stracie realizatorki. Każdy, kto ją znał, zgodzi się, że byłaby zachwycona i przejęta, że ofiarowała publiczności tyle radości. Jak powiedział Michael Roiff podczas Sundance: "Chociaż to trudna dla mnie chwila, wydaje mi się, że słyszę gdzieś w głowie głos Adrienne, która mówi mi, że jest cudownie!".