Reklama

"Kate & Leopold": POMYSŁ

"Dżentelmen jest delikatny wobec nieśmiałych, uprzejmy wobec dumnych i miłosierny wobec głupców" - John Henry Crawford, XIX-wieczny filozof, o cechach idealnego dżentelmena.

W epoce wiktoriańskiej starano się ściśle przestrzegać salonowych konwenansów i etykiety zalotów miłosnych. To były czasy wielkich dramatycznych gestów, nieposkromionej fantazji i zabawy w wielkim stylu, a sposób zachowania, gestykulacji, wysławiania się i odpowiedniej prezentacji własnych przekonań i uczuć stanowił wówczas najcenniejszą z zalet. Dziś, w dobie Internetu i technologii cyfrowej, związki miłosne także są wiernym odbiciem naszego stylu życia: tak samo skomputeryzowane, nastawione na natychmiastową gratyfikację, ulotne i nietrwałe, w których toczy się ciągła walka o dominację. Uprzejmość i wdzięk ustąpiły miejsca współczesnym trendom, które stawiają na indywidualizm, pragmatyzm i sukces.

Reklama

Jak zatem typowa kobieta XXI-wieku, kuta na cztery nogi realistka, bezwzględna nowojorska bizneswoman, zareagowałaby na XIX-wiecznego romantyka? I czy miłość potrafi przeskakiwać takie kulturowe i obyczajowe przepaści? O tym właśnie ma szansę przekonać się bohaterka filmu, Kate McKay. Dzięki jej niezwykłemu doświadczeniu będziemy mogli sami stwierdzić co straciliśmy, a co zyskaliśmy na przestrzeni ostatnich 100 lat, kiedy nasze wyobrażenie o idealnym związku miłosnym uległo drastycznej metamorfozie.

Jedną z przyjemności jakie gwarantuje nam "Kate i Leopold" są słowne pojedynki tej pary. Zarówno Kate, jak i jej dżentelmen stanowią creme de la creme środowisk, z których się wywodzą. Są wykształceni, obyci w świecie, inteligentni, błyskotliwi, pewni siebie. Ale w końcu oboje odkrywają, że miłość wcale nie jest tym, czym im się wydaje. Jest tym, co się czuje.

James Mangold dostrzegł w scenariuszu "Kate i Leopold" potencjał na doskonałą komedię romantyczną w najlepszym starym hollywoodzkim stylu. Zainspirowany komediami miłosnymi z lat 40. i 50., w których główną rolę grał błyskotliwy dialog między partnerami, przypominający odbijanie piłeczki pingpongowej, Mangold chciał by film był jednocześnie prawdziwym krwistym romansem, w którym jeden pocałunek łączy kochanków pochodzących z dwóch krańcowo różnych światów, a wtedy wszystko, co mogłoby ich dzielić przestaje mieć znaczenie. Mangold, który spróbował już dramatu i kina akcji, nigdy wcześniej nie nakręcił komedii miłosnej. Wczytując się w scenariusz "Kate i Leopold" dojrzał w nim materiał na klasyczny pojedynek płci, w którym, co nieuniknione, zamiast walczyć na serio, mężczyzna i kobieta w końcu budują pomost nad komiczną otchłanią wzajemnych różnic. Najbardziej jednak zaintrygował go pomysł "zgubionego oczka Czasu" przez które Leopold wtargnął do życia Kate; konfrontacja kobiety pozbawionej złudzeń co do współczesnych mężczyzn z wyrafinowanym wiktoriańskim dżentelmenem okazała się pokusą nie do odparcia.

"Byłem autentycznie zainteresowany tym, jakie wrażenie XIX-wieczne nienaganne maniery i rycerskość względem dam zrobiłyby na współczesnych kobietach; co by się stało, gdyby współczesna kobieta nagle stanęła twarzą twarz z dżentelmenem najwyżej próby. Na innym poziomie z kolei, to także film o złożonej relacji między naszym wyobrażeniem o miłości, a tym jaka może być naprawdę. Kompromis stał się tak powszednim elementem naszego życia, że pozwoliliśmy fantazji zniknąć także z naszych związków miłosnych. Uznałem, że dobrze by było nakręcić komedię, która wyraźnie ukaże kontrast między tym, co uważamy za możliwe w związku dwojga ludzi, a tym, czego tak naprawdę, w głębi serca pragniemy." "Uwielbiam komedie miłosne, zwłaszcza te z lat 40. i 50., Billy Wildera, Howarda Hawksa, Prestona Sturgesa. Nie miałem pojęcia, że sam mógłbym wziąć się za napisanie takiego filmu, ale Cathy Konrad wyczuła, że w ten sposób mógłbym poszerzyć swoje umiejętności i horyzonty."

Producentka Cathy Konrad tak mówi o scenariuszu: "Zakochałam się w tym materiale siedem lat temu. Już bardzo dawno nie było na ekranach filmu, który łączyłby w sobie elementy romansu, komedii i fantasy. Ani takiego, który w taki sposób pytałby o role, jakie gramy w życiu. Czy to dobrze, że rycerskość umarła śmiercią naturalną? A może coś przez to straciliśmy? Ogromnie podoba mi się w postaci Kate ta jej tęsknota za czymś więcej w życiu, za autentycznym spełnieniem; tęsknota, która przebija przez fasadę twardej realistki, która sprawia wrażenie, że osiągnęła już wszystko, pozornie znakomicie się odnalazła i niczego jej w życiu nie brak. Dopiero pojawienie się Leopolda sprawia, że te ukryte pragnienia i tęsknoty naprawdę dochodzą do głosu. Podczas gdy on uczy ją cieszyć się najprostszymi przyjemnościami w życiu, ona umożliwia mu spełnienie marzeń, które zawsze uważał za nierealne. Stanowią idealną parę z bajki."

Mangold i Konrad zdawali sobie od początku sprawę, że jednym z kluczowych elementów filmu będzie stworzenie owej "idealnej pary z bajki" - która przecież musiała być jak najbardziej wiarygodna. Kto potrafi to zagrać? Nie chcieliśmy obsadzać w rolach Kate i Leopolda aktorów typowo komediowych. To miał być zabawny film o wewnętrznej przemianie bohaterów, a nie seria gagów", mówi James Mangold. Cathy Konrad dodaje:" Potrzebowaliśmy utalentowanych aktorów, którzy potrafiliby zagrać i komedię, i dramat; to stanowiło punkt wyjścia naszych poszukiwań."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Kate & Leopold
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy