Reklama

"John Rambo": POPULARNOŚĆ SERII RAMBO

Tytuł filmu otwierającego serię odnosił się do aktu przelania "pierwszej krwi", czyli wywołania agresji. Młody żołnierz zostaje aresztowany i torturowany przez małomiasteczkowego szeryfa. Po ucieczce z aresztu dzięki swojemu szkoleniu i znakomitej umiejętności przetrwania potrafi zranić lub każdego obezwładnić napastnika.

W "Pierwszej krwi" Rambo nikogo nie zabija, a w książkowa wersja kończy się nawet jego śmiercią. Kolejne obrazy nie tylko pobiły rekordy oglądalności, ale też zrewolucjonizowały postać bohatera kina akcji, obdarzając go prostym poczuciem honoru i zaradnością, z którą utożsamiali się widzowie w każdym wieku i pod każdą szerokością geograficzną. Jako ikonę Rambo wyróżniała również broń i styl walki. Uzbrojony w łuk i nóż, który sam wykuł, z nieodłączną opaską na głowie bohater podkreślał jeszcze dobitniej swoją prostotę.

Reklama

Często zapomina się o fabule filmów o Rambo, która czasami okazywała się niemal prorocza i dzięki efektownej realizacji otwierała oczy publiczności na wcześniej przemilczane kwestie społeczne i polityczne. I tak "Pierwsza krew" nagłośniła efekty PTSD (zespołu stresu pourazowego) na długo przed uznaniem go za chorobę psychiczną. Za prezydentury Ronalda Reagana Rambo stał się ponadto ucieleśnieniem konflikt wschodu z zachodem, walki z komunizmem. W drugiej części filmu z 1985 roku, napisanej m.in przez Jamesa Camerona, powrócono do tematu trwałych efektów wojny w Wietnamie, w tym traumy więźniów amerykańskich. W "Rambo III" (1988) Rambo podejmuje się zadania odbicia swojego jedynego prawdziwego przyjaciela, pułkownika Trautmana, który został porwany w Afganistanie w trakcie inwazji radzieckiej. Film Stallone już w 1988 roku rzucał światło na kwestie dżihadu, mudżahedinów i świętych wojowników w targanym waśniami plemiennymi Afganistanie.

Zaledwie pięć miesięcy po zakończeniu zdjęć do "Johna Rambo", Stallone razem z resztą świata ujrzał dramatyczne relacje z protestów w obronie demokracji w Birmie. Zdjęcia z manifestacji zorganizowanych przez buddyjskich mnichów przeciwko krwawej wojskowej juncie trafiły do mediów pomimo ścisłej kontroli władz. Na ulicach Yangon (dawniej Rangunu) zgromadziło się 100 000 ludzi, których spacyfikowano przy pomocy broni automatycznej, gazu łzawiącego. Zginęło wielu cywili, w tym mnichów (informacja o liczbie ofiar została utajniona). Rząd Birmy błyskawicznie zablokował telefoniczny i internetowy przepływ relacji, przeszukano buddyjskie klasztory i aresztowano demonstrantów. Tak zakończyła się największa manifestacja w Birmie od 20 lat. Jej początek przypadł na okres wzrostu cen paliw, co dodatkowo przykuło uwagę świata do nadużyć tajnego reżimu Birmy.

"Filmy z Rambo zawsze osadzone są w rzeczywistym czasie i miejscu. Tym razem Stallone ukazuje niezauważaną dotąd historię ludobójstwa, dokonywanego na Karenach", podkreśla producent John Thompson. "Podróż w głąb Birmy nosi wiele znamion prawdy: szereg amerykańskich najemników i weteranów oraz misjonarzy pomaga Karenom. Miny lądowe bronią dostępu do obozu uchodźców, co także pokazujemy. Owszem "John Rambo" jest filmem rozrywkowym, ale staramy się też ujawnić prawdę o tym problemie".

Ekipa, która towarzyszyła Stallone na planie jego najnowszego przeboju, wychwala jego podobieństwo do ekranowego bohatera: poza inteligencją, kreatywnością i oczytaniem, twórcy docenili energię, koleżeństwo i zdecydowanie w dążeniu do realizacji swoich zamierzeń. "Zawsze był ryzykantem. Już pierwszy "Rocky" i "Rambo" wymagały od niego wielkiego poświęcenia. Przygotowanie fizyczne do tej roli, reżyseria, a także zmaganie się z przerażającą tematyką stanowią jeszcze większe wyzwanie", zapewnia Julie Benz. Producent John Thompson podejrzewa, że twórcę motywuje chęć godnego zwieńczenia sagi: "Jego siła i bystrość umysłu są niewyczerpane. Wszyscy zazdrościliśmy mu energii i zaangażowania w ten projekt".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: John Rambo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy