"Jeszcze nie wieczór": ROZMOWA Z ANTONIM PAWLICKIM
Jak odebrałeś propozycję zagrania w filmie Jacka Bławuta?
Oczywiście bardzo się ucieszyłem. Ze scenariusza, nawiasem mówiąc nieźle "odjechanego", wynikało, że film toczy się w Skolimowie i będzie szansa na poznanie i podglądanie przy pracy aktorów, o których uczyłem się na zajęciach z historii teatru! Poza tym spotkanie z samym Jackiem Bławutem, tak wybitym filmowcem, również zapowiadało się niezwykle ciekawie.
Dookoła wielcy kina, teatru. Miałeś nadzieje, że coś zyskasz dla siebie poprzez to spotkanie?
Kiedy dowiedziałem się, jaka jest obsada, byłem pod ogromnym wrażeniem. Ale to nie było tak, że zatarłem ręce i pomyślałem - no to teraz się nauczę, jak trzeba grać. Raczej zdenerwowałem się, jak się w ogóle odnajdę w tak doborowym towarzystwie?
"Jeszcze nie wieczór" to dla Ciebie lekcja życia czy czysto zawodowe doświadczenie?
I tu dochodzimy do najważniejszego. Cała przygoda z tym filmem zapadła mi bardzo głęboko w pamięć. Dzisiejszy świat promuje młodość, sprawność, urodę, przebojowość. Dziś nie ma miejsca na starość czy śmierć. I niesamowite jest, jak my sami tę starość i śmierć z siebie, ze swojej świadomości, ze swojego myślenia o świecie i o życiu wymazujemy. Przez pierwsze dwa, trzy dni na planie "Jeszcze nie wieczór" byłem strasznie spięty. Nie bardzo wiedziałem, jak mam się zachować wobec tych starszych ludzi, do tego jeszcze gwiazd kina i teatru. Dopiero po dłuższej chwili zacząłem z tymi niezwykłymi osobami rozmawiać. Przekonałem się, że są niezwykle ciekawi, że mają swoje radości i smutki, że obdarzeni są świetnym poczuciem humoru i że w ogóle przebywanie z nimi jest super. Film Jacka Bławuta, w niezwykły, bardzo ciepły i zabawny, nie pozbawiony refleksji sposób, odkrył dla mnie starość. I to jest bardzo ważne życiowe doświadczenie.
W filmie grasz rapera. Rapowałeś wcześniej, czy to był Twój pierwszy raz?
To był mój drugi raz. Pierwszy raz było to na planie pewnego teatru telewizji. Ponieważ nie jestem mistrzem rymu, Jacek Bławut jr. poprosił swojego znajomego rapera Procenta, żeby pomógł mi opanować trudną sztukę freestyle'u. To również było ciekawe życiowe doświadczenie...
Na ekranie wozisz Jana Nowickiego na motocyklu, macie też freestyle'owy pojedynek. Jak dogadywałeś się z Mistrzem?
Pan Jan jest świetnym człowiekiem i - jeśli wolno mi tak powiedzieć - jego stosunek do mnie był bardzo fajny. Mimo faktu, że kiedy przedstawialiśmy mu się z Sonią Bohosiewicz, nawet na mnie nie spojrzał, tylko natychmiast udał się z Sonią na spacer, już po kilku dniach uczynił mnie swoim nieoficjalnym podczaszym. A tak poważnie, pan Jan jest niezwykłym człowiekiem i aktorem. Podglądanie go w pracy i słuchanie jego opowieści, a także anegdot, było dla mnie - młodego aktora - bardzo ciekawe.
Masz już doświadczenie z pracy z paroma reżyserami. Tym razem trafiłeś na Jacka Bławuta, doskonałego dokumentalistę, który tak naprawdę debiutował w fabule. Jakim reżyserem okazał się Bławut?
W filmie fabularnym "Jeszcze nie wieczór" Jacek Bławut był również reżyserem dokumentalnym i dlatego praca z nim była dla mnie wyzwaniem, ale też wspaniałą nauką oraz niezwykłym doświadczeniem. Moim zdaniem jedną z największych zalet tego filmu jest fakt, że został on zrobiony na poły dokumentalnie. Bardzo się cieszę, że poznałem Jacka i mogłem wziąć skromny udział w jego projekcie.