"Jazda": ANIA GEISLEROVA O FILMIE
Rozmowa z odtwórczynią głównej roli kobiecej. Źródło: www.sverak.cz
Jak pani wspomina propozycję przyjęcia głównej roli w firmie „Jazda”? Czy było to w jakiś sposób niezwykłe?
Dla mnie ten film był wyjątkowy już biorąc pod uwagę sposób, w jaki powstała moja postać, bo już nigdy później mi się to nie przydarzyło. Janek Svěrák z Martinem Dostálem powiedzieli mi, że mają scenariusz, w którym jest rola napisana dla mnie. Od razu zapytali mnie, czy chciałabym na końcu umrzeć. Było fantastyczne, że mogę o tym zadecydować, ale najbardziej mi się podobało, że to było napisane dla mnie. Janek mnie znał, spotykaliśmy się czasem i w tym scenariuszu były rzeczy, które miały związek ze mną albo z ludźmi, których znałam i których znał Janek.
„Jazda” powstawała trochę po partyzancku, wszyscy robili wszystko, byliście taką trochę jeżdżącą ferajną?
Cały sztab liczył wtedy chyba ze trzynaście osób, jeździliśmy pięcioma samochodami, włącznie z naszą „aktorką” Mazdą. W ciągu dnia było trochę obijania się, my z Jarką Pecharovą i Klárką Bukovską przygotowywałyśmy kanapki na śniadanie. Kiedy na przykład kręciliśmy sceny w chacie, do której się w filmie „włamujemy” to naprawdę tam pomieszkiwaliśmy. Nie żebyśmy tam spali, ale byliśmy tam cały dzień, a tuż obok w kuchni się gotowało. Przy pełnej napięcia scenie kulminacyjnej leżałam przywiązana do łóżka, a obok Jarka smażyła placki ziemniaczane. Chciałam być taką bohaterką-aktorką, która wszystko przeżywa tak, jak trzeba. Podczas przerwy zostawałam związana a obok chodził „szczur” Pastrňák i tymi tłustymi plackami mnie prowokował i dręczył.
Kiedy patrzy pani z perspektywy czasu, to widzi pani podobieństwo między tą bohaterką a panią?
Myślę, że jest to jeden z niewielu filmów, które chętnie oglądam. Przecież to już dziesięć lat, a ja tam jestem dzieciakiem, mówię takim piskliwym głosikiem... Wcześniej mnie to gnębiło ale teraz wydaje mi się to rozkoszne. Dzisiaj sobie mówię: ta dziewczyna to straszna świnia. Ale muszę powiedzieć, że kiedy kręciliśmy wtedy te rzeczy, nie bardzo do mnie dochodziło, o czym to właściwie jest, raczej nie łączyło się to dla mnie w całość. Podobała mi się ta gra i to, że właściwie nie musiałam tam dużo grać, że tylko się tam kręciłam i popiskiwałam. A czy ta dziewczyna jest do mnie podobna? Może tak żyłam, tym beztroskim życiem, ale nie jestem znowu aż taką manipulatorką. Tego nie potrafię, nie mam takich predyspozycji. Nie umiem manipulować ludźmi.
Było to pikantne, że jako aktorzy filmu drogi nie mieliście prawa jazdy. I podobno nawet przy kręceniu sceny, w której pani prowadzi, skończyła pani w rowie?
Chyba trochę przecenili moja wrodzoną inteligencję, bo kiedy mi tłumaczyli, że auto się prowadzi tak a tak, zapomnieli dodać, że gdy się ruszy, trzeba patrzyć do przodu na drogę, a nie rozkoszować się pięknym i inspirującym krajobrazem. Więc gdy auto ruszyło, patrzyłam gdzieś tam – powiedziałabym – gdzie była kamera. To z kolei taki mój aktorski instynkt. Odwróciłam się do kamery i wjechaliśmy od razu do rowu. Ale nic się nie stało, wyciągnęli nas.
Czym dla pani osobiście był ten film?
Dla mnie to było wyjątkowe doświadczenie. Ale myślę, że równie niesamowite przeżycia spotykają ludzi przy innych filmach. Kiedy na przykład Frantiąek Brabec nakręcił w ciągu jednego dnia „Szczurołapa” musiało to być równie ekstremalne doświadczenie. „Jazda” była nadzwyczajnym połączeniem, które mało kiedy się zdarza. Połączyli się ludzie, temat – wszyscy chcieli tych samych rzeczy w tym samym czasie. A do tego wszystkiego dołączył łut szczęścia.