"Jak to się robi?": GŁOSY PRASY
To jeden z niewielu po 1989 roku współczesnych polskich filmów politycznych z prawdziwego zdarzenia. Polityczny znaczy w tym wypadku drażniący. Taki, który nie może spodobać się żadnej partii. To film, w którym przyglądamy się grze o władzę okiem zewnętrznego, ironicznego obserwatora. Wszystko razem śmieszne i przykre. (…)Odraza do obecnej polskiej polityki, jaka bije z dokumentu Łozińskiego, bierze się stąd, że staje się ona tak dalece beztreściowa, oderwana od rzeczywistości, skupiona na sobie samej, na grze o władzę, w której dowolnie żongluje się pomieszanymi pojęciami lewicy i prawicy.
Tadeusz Sobolewski, „Gazeta Wyborcza”
Łoziński świetnie uchwycił, jak z nieukształtowanego osobowościowo człowieka można stworzyć prymitywnego lecz niezwykle zręcznego manipulatora. Pokazał, że dla ludzi polityka to sfera posługiwania się kłamstwem, które ma omamić tłum. Nie było dotąd (…) równie istotnego i aktualnego filmu.
Rafał Świątek „Rzeczpospolita”
[Tymochowicz] tłumaczy kandydatom na posłów: musicie umieć wyglądać i musicie umieć manipulować. Jak się nauczycie, zadzwonię do Marka, Leszka, Andrzeja i was wkręcę. Wasze poglądy się wymyśli i dopisze w knajpie na kolanie. Mówi im: społeczeństwo to debile. Zapytajcie je, czego chce, a później to obiecajcie, niezależnie, jak bardzo nieracjonalne i niezrealizowane byłoby to chcenie. Powtarza: człowiek jest jak produkt. Jak pasta do butów.
Ewa Winnicka „Polityka”
Blisko dwa tysiące lat temu cesarz Kaligula mianował swojego konia senatorem i konsulem, bo chciał ośmieszyć senat i pokazać światu, że jego władza jest nieograniczona. Ponad trzy lata temu specjalista od medialnych manipulacji i kreowania wizerunku postanowił pokazać, że jego władza też jest wielka i z każdego można zrobić polityka. A Marcel Łoziński sfilmował całą tę akcję, żeby ośmieszyć naszą scenę polityczną, a pośrednio i nas wszystkich, jej obserwatorów i - co cztery lata - kreatorów.
Magdalena Łukaszewicz, „Newsweek”