Reklama

"Ja cię kocham, a ty z nim": PRODUKCJA

Historia opowiedziana w filmie "Ja cię kocham, a ty z nim" została zainspirowana przez prawdziwe życie. Wywodzi się z osobistych doświadczeń scenarzysty, Pierce'a Gardnera; który starła się przedstawić zabawne, niekiedy całkowicie zaskakujące zdarzenia, związane ze spotkaniami jego licznej rodziny.

Historia opowiedziana w filmie "Ja cię kocham, a ty z nim" została zainspirowana przez prawdziwe życie. Wywodzi się z osobistych doświadczeń scenarzysty, Pierce'a Gardnera; który starła się przedstawić zabawne, niekiedy całkowicie zaskakujące zdarzenia, związane ze spotkaniami jego licznej rodziny.

"Ostatnie osiemnaście lat spędziłem jeżdżąc do Rehoboth Beach w Delaware, razem z moja żoną, całą czwórką jej rodzeństwa, jej rodzicami i pozostałymi członkami rodziny - w sumie od dwudziestu trzech do dwudziestu siedmiu osób" wyjaśnia Gardner. "Jest coś fascynującego w wewnętrznej dynamice takiej grupy złożonej z ludzi przebywających razem w jednym domu. I zawsze chciałem to opisać."

By podnieść nieco napięcie, Gardner wpadł na pomysł wprowadzenia do familijnego grona obcej osoby - czarującej kobiety, która przypadkowo doprowadza do sytuacji, w której dwaj bracia zaczynają ze sobą konkurować w najmniej oczekiwany sposób. Choć Marie przybywa na rodzinny weekend jako dziewczyna jednego z nich, Mitcha, szybko orientuje się, że nieuchronnie i z nieprawdopodobną siłą pociąga ją drugi, Dan.

Reklama

"Tym, co czyni Dana tak sympatycznym, jest to, że gdy wreszcie decyduje się, by znów pozwolić sobie na uczucie, odkrywa, że człowiek, który do tej pory miał mocny kręgosłup moralny i silne poczucie odpowiedzialności, jest w stanie z powodu miłości popełnić wszelkie wykroczenia, jakie tylko są możliwe" śmieje się Gardner. "A dzieje się tak po prostu dlatego, że miłość czyni słabszym każdego; poczynając od wielkich tego świata, poprzez rzeźników i piekarzy, a na Britney Spears kończąc - nikt nie może liczyć na litość, gdy nadejdzie miłość."

Gdy producent, Jon Shestack, przeczytał scenariusz Pierce'a Gardnera, od razu uwiodła go nie tylko oryginalna, komediowa warstwa fabuły i wyrafinowane poczucie humoru, ale także wspaniale przedstawione wątki rodzinne: sukcesy i niepowodzenia członków wielkiej rodziny, które układają się w ciepłą i optymistyczną opowieść. "Odkryłem, że to jest pełna afirmacji świata, urocza, cudowna opowieść, w której odbija się to wszystko, co uważamy za ważne" opowiada Shestack. "Tej samej nocy, gdy skończyłem czytać scenariusz, zadzwoniłem do managera Pierce'a, Noah Rosena. I niedługo potem pokazałem materiał producentom w Touchstone."

Brad Epstein, który był wówczas producentem wykonawczym u Disneya, był również pod wrażeniem. "Zakochałem się w tych bohaterach, którzy są tak ludzcy, ironiczni, zabawni i tak głęboko poruszający, jak tylko to możliwe. A szczególnie ujęła mnie postać Dana wychowującego samotnie trzy córki. Zawsze chciałem robić filmy takie, jak ten" mówi Epstein.

Epstein wiedział już, jaki nastrój ma ta historia - to poruszające połączenie doskonałego humoru, ciętej riposty i głębokich, prawdziwych emocji, które może jednak okazać się trudne do przeniesienia na ekran. Dlatego pomyślał o reżyserze, co do którego był przekonany, że mógłby podjąć się takiego wyzwania - był nim pisarz, autor dramatów, scenarzysta i ceniony reżyser filmowy, Peter Hedges, z którym Epstein współpracował wiele lat temu w związku z adaptacją niekonwencjonalnej, tragikomicznej powieści Nicka Hornby'ego o miłości i rodzinie, zatytułowanej Był sobie chłopiec. Hedges otrzymał wówczas znakomite recenzje i był nominowany do Oskara.

Peter Hedges zebrał także pochwały za adaptację swojej własnej powieści, która stała się klasyczną pozycją kina niezależnego - Co gryzie Gilberta Grape'a. Jego znakomitym debiutem reżyserskim na podstawie własnego scenariusza była Wizyta u April - opowieść o tym, jak nieobliczalna córka zaprasza swą odpychającą rodzinę do mieszkania na Lower East Side na święto Dziękczynienia. Film zdobył wiele nagród, w tym nominacje do Oskara i Złotego Globu dla aktorki Patricii Clarkson, która zagrała śmiertelnie chorą matkę.

Wiedząc, że Hedges woli reżyserować swoje własne scenariusze, Epstein początkowo poprosił go, by opracował nowy szkic tekstu. Ale Hedges, jeszcze zanim się o tym dowiedział, był zdecydowany, by wyreżyserować ten film tak czy inaczej. "W pracy nad scenariuszem odnalazł swój styl w granicach wytyczonych przez istniejący już tekst. I naprawdę zrobił to po swojemu" mówi producent.

Jednym z elementów, które zdecydowały o tym, że Peter Hedges tak szybko zaangażował się w ten projekt, była sama rodzina Burnsów. Wydawała mu się prawdziwa, pełna chaosu i ciepła - jak każda typowa amerykańska rodzina. "Spodobało mi się to, że będę miał okazję, by przyjrzeć się uważnie rodzinie, która nie jest ani patologiczna ani rozbita" wyjaśnia reżyser. "Zbyt wiele komedii romantycznych pozostaje bez związku z tym, jak żyje większość ludzi na świecie" dodaje reżyser. "I sądzę, że tym, co odróżnia film Ja cię kocham, a ty z nim od innych, pozornie podobnych, propozycji kinowych, jest właśnie fakt, że widzowie mogą utożsamić się z bohaterami."

"Pociągał mnie też temat mężczyzny, który był już żonaty, a teraz musi zmierzyć się z własnym rozumieniem tego, jak ponownie odnaleźć miłość, jak powrócić do świata, z którego wycofał się uciekając przed ryzykiem" ciągnie dalej Hedges. "Wyobrażałem sobie ten film jako komedię ludzką, stawiającą takie właśnie pytania. I przedstawiającą niezwykłą sytuację dwojga ludzi, którzy desperacko próbują nie zakochać się w sobie."

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy