Reklama

"Idy marcowe": O OBSADZIE

"We współpracy ze Smokehouse, casting do filmu okazał się przedsięwzięciem wyjątkowo łatwym. "George i Grant tak działają na ludzi - wszyscy po prostu chcą z nimi pracować" mówi Brian Oliver. - "Nigdy nie pozyskalibyśmy do współpracy takich aktorów, gdyby filmu nie reżyserował George Clooney. Dla producenta film w reżyserii Clooneya to spełnienie marzeń. George i Grant wymyślili, których aktorów chcieliby obsadzić w poszczególnych rolach i pozyskali ich wszystkich. Nikt im nie odmówił."

"To, jak zareagowali na naszą propozycję wszyscy aktorzy, których zaprosiliśmy do współpracy wiele dla nas znaczyło" - mówi Clooney. - "Było dowodem tego, że po przeczytaniu scenariusza uwierzyli w ten film, w "dziecko", nad którym mieliśmy razem pracować. Udział tak wspaniałej obsady aktorskiej sprawił, że poczuliśmy z Grantem, że spoczywa na nas wielka odpowiedzialność stworzenia naprawdę dobrego filmu."

Reklama

Nominowany do Oskara za rolę w filmie "Szkolny chwyt" Ryan Gosling został obsadzony w roli Stephena Meyersa, sekretarza prasowego gubernatora Morrisa. Gosling mówi, że zainteresował się tą rolą, nie tylko ze względu na fabułę i ciekawą konstrukcję bohatera, którego miał zagrać, ale również ze względu na możliwość pracy z George'em Clooneyem. "Bohaterowie filmu znaleźli się w tej historii, bo uwierzyli w Morrisa i w sukces jego kampanii" - mówi Gosling. - "Myślę, że wszyscy aktorzy na planie byli tam, ponieważ wierzyli w George'a i w jego film."

Clooney zdawał sobie sprawę z tego, jak odpowiedzialne zadanie powierza Ryanowi Goslingowi, obsadzając go w kluczowej dla filmu roli. "To jest film o Stephenie Meyersie, bohaterze, którego gra Ryan Gosling" - mówi Clooney. - "Od niego film się, zaczyna, na nim się kończy, Meyers jest obecny w każdej scenie. Na początku filmu Meyers jest sprytnym, pożądanym przez wszystkich specjalistą, najlepszym w swoim fachu, w samej czołówce graczy. Pod koniec filmu, gdy czerwony dywan jest już zwinięty, jest jeszcze lepszy, niż był kiedykolwiek, ale zapłacił za to własną duszą."

"To było prawdziwe wyzwanie aktorskie" - kontynuuje Cooney, - "ale Ryan jest naprawdę wspaniałym aktorem, idealnym do tej roli."

Gosling opowiada, że najatrakcyjniejsze w filmie było dla niego to, że jest to "film o polityce, którego przesłanie w ogóle nie jest polityczne. Nie musisz się interesować polityką, nie musisz jej dobrze znać i rozumieć, żeby z zainteresowaniem śledzić losy bohaterów i dać się wciągnąć tej historii. Ten film pozwala podejrzeć świat schowany za wielką sceną, do którego mało kto ma dostęp."

Gosling przyznaje, że Stephen już wcześniej brał udział w nieczystych rozgrywkach, ale praca dla Morrisa to zupełnie inna liga. "Meyers jest całkowicie zapatrzony w Morrisa, bo Morris jest purystą w świecie polityki" - mówi aktor. - "Jako kandydat na prezydenta odcina się od brudnych zagrywek, nigdy nie wygłasza żadnych oszczerstw na temat swoich przeciwników."

Gosling wierzy, że motywacja jego bohatera, w przeciwieństwie do środków jakich używa, jest szlachetnej natury. "Mój bohater naprawdę chce zmian we własnym kraju i na świecie, i szczerze wierzy, że Morris może ich dokonać" - mówi Gosling. - "Jednak, jeśli nie wygra wyborów, nie będzie miał na to szansy."

Pod koniec filmu "Stephen poszedł na tyle moralnych kompromisów, że kompletnie się zatracił" - kontynuuje Gosling. - "W trakcie historii zmienił się nie do poznania."

Philip Seymour Hoffman został zaangażowany do roli Paula Zary, szefa sztabu wyborczego Morrisa. Aktor był pod wielkim wrażeniem scenariusza, który nazywa "doskonałym studium zachowań ludzi będących nie tylko pod presją polityków i całej machiny politycznej, ale też życia w Ameryce jako takiego."

"Nie sądzę, żeby Paul był naprawdę złym człowiekiem" - mówi Hoffman o swoim bohaterze. - "Myślę, że Paul staje się zły, bo dał się zwieść własnym zasadom. Bardzo ważna jest dla niego lojalność. Aby przetrwać w tej branży, musisz pozostać wierny ludziom, dla których pracujesz bez względu na okoliczności. Paul wierzy w tę zasadę."

"Paul to facet, który spieprzył sprawę" - dodaje Hoffman.

Dla Hoffman największym wyzwaniem w portretowaniu szefa sztabu wyborczego było wejście w rolę osoby, której pracy "nigdy w życiu nie chciałby wykonywać" - mówi. - "Bycie w centrum zainteresowania opinii publicznej, nadzorowanie kampanii prezydenckiej - rzecz tak duża i trudna - wymaga szczególnej osobowości i szczególnych predyspozycji. A ja lubię stać trochę bardziej z tyłu."

Paul Giamatti zagrał w filmie Toma Duffy, szefa sztabu wyborczego senatora Pullman, konkurenta Morrisa. "Myślę, że scenariusz jest niesamowicie dobrze napisany. Ma specyficzny rytm i język. Każda jego część jest genialna."

O swoim bohaterze Giamatti mówi: "Kocham tą rolę, to wspaniała postać. Duffy jest niesamowity, bo zupełnie nie ma problemu z tym, że jest makiawelicznym, dwulicowym gnojkiem. Nawet nie próbuje udawać, że jest kimś innym."

Giamatti spędził zaledwie pięć dni na planie, ale jak wyjaśnia: "Wspaniałe w scenariuszu "Id marcowych" jest to, że sceny z udziałem mojego bohatera, Duffy'ego, są wyjątkowo barwne. Kiedy Duffy pojawia się na ekranie akcja nabiera tempa i koloru. Miałem naprawdę cudowną rolę do zagrania."

Aktor uważa, że podstępne taktyki, które stosuje Duffy, są przeniesione żywcem z prawdziwego świata polityki. "Nie ma ani jednej osoby w tym filmie, która byłaby całkowicie czysta" - wyjaśnia. - "Ci wszyscy faceci są nieprzeciętnie inteligentni, czarujący i charyzmatyczni. I są naprawdę dobrzy w manipulowaniu ludźmi."

Gorący klimat kampanii wyborczej w Ohio ustawia wysoko stawkę i mobilizuje konkurencję. "Dochodzimy do momentu, w którym Duffy, Paul i Stephen zaczynają wyjątkowo brudną rozgrywkę, bo meta jest już blisko" - mówi Giamatti. - "Gra robi się naprawdę ostra."

Podobne spostrzeżenia ma Hoffman: "To przypomina grę w szachy. Starasz się przewidzieć posunięcie przeciwnika i zapobiec mu, albo obrócić je na jego niekorzyść."

Marisa Tomei gra Idę Horowicz, przebojową reporterkę z New York Timesa, która relacjonuje wybory. Aktorka bez wahania podjęła się tego wyzwania.

"Scenariusz jest bardzo skomplikowany. Wielowarstwowe, ewoluujące postaci w połączeniu z pełną intryg fabułą, która bardzo szybko nabiera tempa" - mówi Tomei. - "Ma też bardzo wyraźny rytm i przejrzysty język. Akcja i bohaterowie tak dynamicznie się zmieniają, że łatwo się w tym zgubić, dlatego musieliśmy ściśle trzymać się scenariusza."

"Ida zna się dobrze z wszystkimi facetami zaangażowanymi w kampanię wyborczą" - Tomei opisuje swoją bohaterkę. - "Jest między nimi ten rodzaj relacji, który wytwarza się między osobami podróżującymi razem, albo jedzącymi co wieczór razem obiad. Jednocześnie każda z tych osób ma swoją pracę do zrobienia i swoje interesy, o które musi zadbać."

Grając Idę Horowicz Marisa Tomei odkryła, że środowisko dziennikarzy relacjonujących wybory jest równie bezwzględne, co środowisko członków sztabów wyborczych poszczególnych kandydatów. "Zadaniem Idy jest przekazywanie wiadomości opinii publicznej i przebicie się przed wszystkich innych" - mówi aktorka. - "Każdego dnia jest wiele konkurujących ze sobą informacji, które podają media. Ida zawsze szuka okazji, żeby dowiedzieć się czegoś szybciej niż inni i poznać więcej szczegółów."

Obsadzony w roli senatora Thompsona Jeffrey Wright, który dorastał w Waszyngtonie i zawsze interesował się polityką, był szczególnie zainteresowany tą historią. "To film o władzy i tym, jak wpływa ona na ludzi, którzy ją dzierżą" - mówi Wright. - "Waszyngton to bezwzględne miejsce, bohaterowie filmu grają o naprawdę wysoką stawkę."

"Senator Thompson bez skrupułów wywiera polityczny nacisk na różnych ludzi dla swoich korzyści" - mówi Wright. - "To postać złożona. Na co dzień prezentuje swój profesjonalny wizerunek, ale trudno powiedzieć w jakim stopniu jest to jego prawdziwa twarz."

Zdaniem Wrighta, film dotyka tematu nowych, niepokojących tendencji, które można zaobserwować we współczesnej polityce. "Dyskusja polityczna wydaje się być coraz bardziej ostra, budująca podziały. Coraz mniej w niej zrozumienia dla wspólnych interesów, za to więcej walki o własną pozycję" - mówi aktor. "Niemniej jednak, na planie filmu spędziliśmy wspaniałe chwile, bo historia dotykająca tej problematyki stwarza dużo możliwości dla aktorów."

Evan Rachel Wood zagrała Molly, młodą stażystkę w sztabie wyborczym gubernatora Morrisa, która ma udział w serii dramatycznych wydarzeń. "Uwielbiam tę postać" - mówi Wood. - "Absolutnie nie należy jej mylić z jakąś głupiutką blond praktykantką. Myślę, że Stephena pociąga w niej przede wszystkim to, że jest tak opanowana. To nie jest osoba nieśmiała, którą łatwo speszyć. Wie dokładnie czego chce i osiąga to. Rzadko się spotyka w filmie młode bohaterki tego typu."

"Jedyną kwestią, na temat której dyskutowaliśmy z George'em, było to, czy Molly powinna być nieśmiała" - dodaje Wood.

Sporym wyzwaniem dla aktorki było wytyczenie dla swojej postaci granicy wytrzymałości. "Molly to bardzo silna i odważna osoba, ale każdy w sytuacji, w której się znalazła, byłby przerażony i bezbronny. Znalezienie odpowiedniego balansu pomiędzy jej odwagą, a słabością było bardzo trudne. I bardzo ciekawe" - mówi Wood.

Postać Bena Harpena, jednego z młodych pracowników sztabu Morrisa, zagrał Max Minghella, prywatnie wielki fan sztuki "Farragut North".

"Widziałem ten spektakl dwa razy w Nowym Jorku i dwa razy w Los Angeles" - wyznaje Minghella. - "Kiedy się dowiedziałem, że powstaje film na podstawie sztuki, zrobiłem wszystko, żeby móc w nim zagrać."

Obsadę zamyka George Clooney w roli gubernatora Mike'a Morrisa. Clooney żartuje, że wziął tę rolę "bo nikt inny jej nie chciał. To nie jest najprzyjemniejszy bohater."

Dodaje też, że był naturalnym kandydatem do tej roli, ponieważ: "Wiedziałem jaki powinien być kandydat na prezydenta i jak powinien postępować. Wygląda na to, że jestem też w odpowiednim wieku do tej roli" - mówi Clooney. - "Nie chciałbym zajmować się polityką w prawdziwym życiu, ale chciałem pokazać to w filmie."

Obsada filmu "Idy marcowe" jest naprawdę imponująca, a producent Grant Heslov jest przekonany, że publiczność nie będzie rozczarowana. "Możliwość zobaczenia na ekranie wszystkich tych gwiazd w jednym filmie jest czymś wspaniałym" - mówi Heslov. - "Jako wielbiciel wielkiego aktorstwa mogę zaświadczyć: jest na co popatrzeć."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Idy marcowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy