"Iberia": Carlos Saura mówi o Iberii
Znowu przyszło mi skonfrontować się z magicznym związkiem pomiędzy muzyką a kamerą. Związkiem, który tak mnie fascynuje i, osiąga w gatunku musicalu swoją maksymalną ekspresję. Wiadomo, że ten gatunek może przyjmować wiele form, ale tą, która odpowiada mi najbardziej i którą uważam za reprezentującą formę najczystszą (z całym oczywiście szacunkiem do wszystkich pozostałych), jest ta, która nie poddaje się skostniałej narracji, uniezależnia się od fabuły. Doświadczenie, które miałem szczęście rozwijać w "Sevillanas", "Flamenco", a ostatnio w "Salomé", pozwala mi na duży stopień swobody w przedstawianiu obrazów, w przenoszeniu ich na ekran. Takiej wolności nie daje praca nad dziełem, które jest mocno oparte na fabule, skupione na rozwoju akcji.
O MUZYKACH
O talencie Rosy Torres-Pardo nie ma potrzeby mówić. Moglibyśmy zrobić ten musical tylko z nią za fortepianem. Ale żeby nie stracić tej okazji, muszę podziękować za jej gotowość popełnienia małej "zdrady" w swojej pracy sławnej solistki, podziękować za wspaniałomyślne zaakceptowanie faktu, że część naszej "Iberii" była opowiedziana z udziałem innych interpretatorów i innych instrumentów: gitary, wiolonczeli, skrzypiec, automatu perkusyjny.
O TAŃCU
Flamenco jest potężne, pełne siły i wzniosłości Zawsze mnie zadziwia fascynacja, którą wzbudza ta muzyka w widzach spoza Hiszpanii, fascynacja nieodgadniona i silna.
O DEKORACJI I ŚWIETLE
Oba te elementy są ze swej natury połączone. Pomysł "żywej" dekoracji, przestrzeń, która dzięki użyciu paneli, może zmieniać swoją objętość, i zgodnie z potrzebą chwili, może służyć tańcu, lub muzykom, którzy uczestniczą w przedstawieniu, ma swój początek w mojej idei, że każdy dodatkowy element tak naprawdę zawsze odwraca uwagę od prawdziwego bohatera - od artystów. Podstawowym problemem w adaptowaniu tańca na potrzeby filmu jest fakt, że w naszym medium filmowym nie można "obejrzeć" dwóch działań w tym samym czasie. W teatrze jest łatwiej przenieść uwagę ze scenografii na akcję, a jednocześnie można podążać za tymi dwoma czynnikami, które "zdarzają się w tym samym czasie". Oko jest pod tym względem lepsze niż kamera filmowa.
Wbrew pozorom w rzeczywistości filmowej problem leży nie w zamianie, ale w wyborze. Wybór, który jest zawsze bardzo bolesny, to ten, gdy podczas montażu trzeba zdecydować, który fragment zostawić w filmie, a który wyrzucić do kosza. A jednak, dzięki projekcjom wideo prezentowanym na panelach, otwiera się nowy świat. Mówiłem przed chwilą o wolności, którą daje mi musical. Jest to wolność, która ewidentnie zależy od techniki. Oczywiście zdarzają się takie momenty, które są związane bezpośrednio ze specyfiką flamenco, w których technika musi ulec "chwili" artysty. Artyści flamenco nie uczą się utworów, które wykonują, po prostu je czują. Ich sztuka nie jest wytyczona, nie poddaje się żadnym z góry ustalonym wzorom ani regułom i dlatego właśnie naszym obowiązkiem jest, by być zawsze gotowymi na podjęcie działania, jak tylko pojawi się magia. Na tym właśnie polega moja praca: zdołać tak zadziałać, by kamera była nie tylko ilustratorką tego, co się przed nią dzieje, ale żeby była moim okiem, moim punktem widzenia, moją percepcją, sposobem widzenia tego tańca.