"I tak nie zależy nam na muzyce": KRYTYCY O FILMIE
"Dokument zaczyna się na śmietniku, złomowisku i tam się kończy. Zakłócenia, spięcia, warkot, ryk, wibracje to język, którym operują tokijscy muzycy. (...) portretowanych artystów łączy absolutna bezinteresowność. Traktują twórczość jako akt oporu wobec zalewu komercji, łatwej rozrywki. Z filmu nie dowiemy się niczego o rynku muzycznym w Japonii, wytwórniach, firmach płytowych i koncertowych. Bohaterowie I tak nie zależy nam na muzyce odrzucają wyspecjalizowane role: kompozytora, performera, publiczności. Każdy robi wszystko zależnie od sytuacji. Nie ma też wyraźnego rozgraniczenia na tworzenie i odbiór muzyki. Wszystko, co robią: Sakamoto Hiromichi, Otomo Yoshihide, Yamakawa Fuyuki, L?K?O, Numb, Saidrum, Umi No Yeah !! czy Kirihito, jest tak oderwane od głównego obiegu, że widownią powinni być ich znajomi i garstka fanów. Jednak mamy tu do czynienia z bardzo silną sceną, która ma swoją historię i publiczność na całym świecie. (...) Jeśli nowy hałas - nowy sposób tworzenia muzyki, zwiastuje pojawienie się nowego społeczeństwa, to film Dupire'a i Kuentza właśnie go usłyszał".
Adriana Prodeus, Dwutygodnik
"(...) dokument jest bardzo inwazyjny, wnika do umysłu widza, zagłuszając większość myśli, ale warto go doświadczyć. Tym bardziej, iż nie jest to jedynie film o muzyce. Zebrani na ekranie twórcy, których Dupire i Kuentz posadzili w kilku scenach przy stole i poprosili o rozmowę na temat muzyki, dosyć szybko przenoszą treść swoich wypowiedzi na ubezwłasnowolnioną współczesnością kulturę japońską".
Dariusz Kuźma, stopklatka.pl
"Dupire i Kuentz opowiadają obrazem. Muzyka bohaterów filmu jest genialną dźwiękową pocztówką Tokio. Wystarczy skonfrontować ujęcia pędzącego miasta - tłum ludzi w metrze, natężenie ruchu ulicznego, obrazy gigantycznego placu budowy - z fragmentami występów bohaterów filmu, by uchwycić współzależność miejskiej przestrzeni i tworzonej w tym miejscu muzyki lepiej, niż po socjologicznym wykładzie".
Tomasz Bielenia, interia.pl