Reklama

"Helikopter w ogniu": ZADANIE WYKONANE

Główne zdjęcia do Helikoptera w ogniu zakończono 29 czerwca, po 92 dniach na planie. Ostatnie ujęcie kręcono tam, gdzie rozpoczęto realizację filmu – w bazie Królewskich Marokańskich Sił Powietrznych w Kenitrze. W Sidi Moussa ekipa budowlana nie tylko przywracała dzielnicy wygląd sprzed rozpoczęcia zdjęć do filmu, lecz także odnawiała domy. Rozmontowano bydynek-cel, a puste pole, jakie po nim pozostało, można było ponownie wykorzystać do gry w piłkę nożną. Mieszkańcy Sale powrócili do swego normalnego życia i do swych codziennych zajęć, choć wielu twierdziło, że brakuje im atmosfery i wydarzeń, jakie towarzyszyły realizacji filmu. Nadszedł czas, by Bruckheimer i Scott zajęli się skomplikowanym procesem postprodukcji filmu. Montażystą filmu został zdobywca Oskara, Pietro Scalia, już po raz czwarty pracujący nad filmem Ridley’a Scotta (wcześniej pracował nad G.I. Jane, Gladiatorem i Hannibalem), natomiast Hans Zimmer zaczął komponować muzykę. Zimmer, kolejny zdobywca Oskara w zespole, napisał ścieżki dźwiękowe do filmów Bruckheimera, takich jak Szybki jak błyskawica, Karmazynowy przypływ, Twierdza i Pearl Harbor, współpracował też ze Scottem przy okazji realizacji filmów Czarny deszcz, Thelma i Louise, Gladiator i Hannibal.

Reklama

Zimmer już wcześniej połączył ludową muzykę afrykańską z dramatyczną, współczesną muzyką filmową, dokonał tego przy pisaniu ścieżki dźwiękowej do jednego z pierwszych filmów, nad którymi pracował, A World Apart, podobny zabieg zastosował w The Power of One, Królu Lwie i w Endurance. Scottowi wydawał się najbardziej odpowiednim człowiekiem, do napisania muzyki do Helikoptera w ogniu. - Nie chciałem ilustrować tych wydarzeń jakimiś popowymi dźwiękami – mówi reżyser. – Muzyka, jaką napisał Hans, zawiera silne wpływy muzyki etnicznej, afrykańskiej i muzułmańskiej. - Każdego ranka w Maroku budziło nas rano śpiewne wezwanie muezzina do porannej modlitwy – mówi Scott. – To było przejmująco piękne. Muzyka Hansa będzie łączyć muzyczne tradycje Wschodu i Zachodu. Po czterech miesiącach ciężkiej, wyczerpującej pracy, obsada i ekipa filmowa mogli w końcu zastanowić się, na ile udało im się tchnąć życie w historię z nie tak dalekiej przecież przeszłości... A także nad tym, co z ich opowieści wyniosą widzowie. - Większość żołnierzy powie ci, że misja, opisana w Helikopterze w ogniu, zakończyła się powodzeniem. Tragizm leży w tym, jak na nią zareagował kraj i jakie przyniosła skutki – mówi producent wykonawczy Mike Stenson. – Ci żołnierze to zawodowcy, wiedzą, że ofiary się zdarzają, zwłaszcza podczas misji tak niebezpiecznych jak tamta. Zależy im jednak na tym, by ludzie i decydenci wiedzieli o tych potencjalnych kosztach i wysyłali ich na zadania, które są warte tej ceny. W Somalii tego nie było.

- Wydaje mi się, że film pokaże zarówno dobre, jak i złe sceny takich operacji – dodaje Steven Ford. – Czy nasi żołnierze mają strzec pokoju, żywić głodnych, czy walczyć na wojnie? To trzy oddzielne zadania, a w Mogadiszu różnice między nimi uległy zatarciu. Świat pędzi dziś do przodu tak szybko, że wydarzenia w Somalii pojawiały się w wiadomościach CNN przez trzy dni. Jeśli akurat wtedy ktoś był na urlopie, nie wiedział nawet, że kilku niezwykłych ludzi straciło życie, próbując zrobić coś dobrego. - Wojna jest straszna – mówi Eric Bana – ale czasami po prostu nie można jej uniknąć. Chcemy, by nasi żołnierze nadal robili to, co do nich należy, a to oznacza, że czeka nas jeszcze wiele bitew. Chcę, by widzowie zobaczyli, co czuli żołnierze w budynku-celu, w konwoju ratunkowym, w „Alamo”. Mam nadzieję, że wychodząc z kina będą mieli uczucie uczestniczenia w tej walce wraz z żołnierzami, że zrozumieją, czego się od nich żąda i czego oczekuje. Mówi Johnny Strong, który w filmie gra rolę żołnierza formacji Delta, Randy’ego Shugharta, - Dla mnie naprawdę ważne jest to, jak odpowiedzą na niego rodziny, które straciły w tej walce swoich bliskich. Gdybym mógł im coś powiedzieć, powiedziałbym, że zrobiliśmy wszystko, by przedstawić tych ludzi takimi, jakimi naprawdę byli.

- Nie mają pytać dlaczego, mają iść i ginąć – Orlando Bloom cytuje słowa poematu Szarża lekkiej brygady, autorstwa lorda Tennysona. – Pojechali do Mogadiszu, zrobili to, do czego ich szkolono, ryzykowali życiem. Nie mieli wpływu na decyzję rządu, który wkrótce potem wycofał swoje siły z Somalii. Mówi Tom Sizemore – Wydaje mi się, że Helikopter w ogniu pokaże ludziom, co musieli przejść ci ludzie, jakimi byli bohaterami. To, czy misja zakończyła się sukcesem, czy też nie, jest tak naprawdę bez znaczenia. Potrzeba nam ludzi, takich jak oni, by chronić naszą wolność. - Wydaje mi się, że film udało mi się nakręcić z punktu widzenia przeciętnego żołnierza dowolnej armii – mówi Ridley Scott. – Somalijczycy, choć gorzej wyszkoleni i słabiej uzbrojeni od Amerykanów, byli bardzo skuteczni. To, co wydarzyło się w Mogadiszu, było spotkaniem dwóch formacji wojskowych. „Hoot” mówi w filmie, że „kiedy kule świszczą ci koło głowy, polityka przestaje mieć znaczenie”. Chodzi już tylko o to, by wykonać zadanie, i by wraz z towarzyszami wyjść z tego cało. Mimo to – mówi reżyser – pojawia się, oczywiście, pytanie, czy Stany Zjednoczone miały prawo wysłać swoich żołnierzy do Somalii. Osobiście wydaje mi się, że kiedy chodzi o pomoc humanitarną, odpowiedź brzmi: po trzykroć tak. Ktoś musi to zrobić, i najczęściej przypada to w udziale USA, ze względu na siłę, znaczenie i prestiż tego kraju.

- W październiku 1993 roku widzieliśmy ciała żołnierzy amerykańskich w telewizji, powiedzieliśmy „Mój Boże” i zmieniliśmy kanał, żeby obejrzeć coś weselszego. Ale świat zmienił się już osiem lat temu, a do jakiego stopnia, zobaczyliśmy to jedenastego września. Prawda wygląda tak, że jeśli nie zamyka się drzwi, wcześniej, czy później skorzysta z nich ktoś nieproszony... Mówi Jerry Bruckheimer – Tych ludzi posłano do Somalii, naprawdę niebezpiecznego kraju, odczuwali ogromną presję polityczną, chciano od nich rezultatów, żądano stłumienia zamieszek. Ludzie, którzy tam walczyli, oddali swe życia lub widzieli śmierć swoich przyjaciół, jestem pewien, że wywarło to wpływ na całe ich późniejsze życie. - Helikopter w ogniu zabierze publiczność właśnie tam, prosto w środek skomplikowanej sytuacji - kończy Bruckheimer. – Widzowie zobaczą, jak wyglądała wtedy Somalia. Zobaczą bohaterstwo żołnierzy, ich odwagę, poświęcenie, karność. Zobaczą, jak brutalna jest wojna . Dowiedzą się też, że dzięki tej bitwie Ameryka wie jak walczyć w podobnych starciach w przyszłości.

11 września 2001

Po wydarzeniach tego dnia przypomniano sobie wywiad z Osamą bin Ladenem z roku 1997, w którym międzynarodowy terrorysta przyznał się do szkolenia bojówek somalijskich, które walczyły z rangersami i komandosami w Mogadiszu. Niektórzy spośród ludzi bin Ladena twierdzili, że brali w tej bitwie osobisty udział.

19 października 2001

Pierwsze buty na ziemi, należącej do reżimu wspierającego terrorystów, należały do żołnierzy 75 Regimentu Rangersów i innych komandosów, wśród nich członków jednostki Delta, którzy desantem spadochronowym opanowali lotnisko leżące mniej więcej 100 mil na południowy zachód od Kandaharu w Afganistanie. Byli to żołnierze tego samego regimentu rangersów, którego członkowie walczyli w Mogadiszu i pomagali w kręceniu filmu Helikopter w ogniu w Maroku.

7 listopada 2001

Stany Zjednoczone zamrażają konta 62 organizacji i osób prywatnych, podejrzanych o zbieranie pieniędzy i udzielanie pomocy al Kaidzie Osamy bin Ladena. Jedną z tych organizacji jest al-Barakaat, konglomerat firm zajmujących się obsługą sieci telefonii komórkowej i świadczeniem usług pocztowych. Organizacja ta ma znaczące interesy w Stanach Zjednoczonych i w 40 innych państwach świata. Została ona oskarżona o przekazywanie milionów dolarów bin Ladenowi i jego organizacji.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Helikopter w ogniu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy