"Harry Brown": OSOBISTA ZEMSTA
Dla dwukrotnego zdobywcy Oscara - Michaela Caine'a Harry Brown okazał się jedną z najbliższych postaci, jakie zdarzyło mu się zagrać.
Podobnie jak Harry, Caine służył w wojsku (walczył w Korei) i wychowywał się na East Endzie (przy Elephant and Castle) w miejscach, w których Daniel Barber nakręcił swój debiut fabularny. "Na tym etapie kariery podejmuję się ról, które wymagają ode mnie czegoś trudniejszego. W tym przypadku przekonał mnie temat. To, co stało się z młodymi ludźmi, jest niezwykle przykre. Na planie 'Harry'ego Browna' trafiłem do miejsc z mojego dzieciństwa i rozmawiając z młodymi z tamtych rejonów, zrozumiałem, że ponieśliśmy klęskę jako rodzice i wychowawcy. Zaczęliśmy traktować ich jak zwierzęta i oni faktycznie stali się zwierzętami."
Aktor podkreśla, że jednym z tematów jego najnowszego przeboju kinowego jest przemoc: "Niewinni ludzie tacy jak Harry Brown stają się kryminalistami, próbując się bronić. Widzimy nagłówki gazet: 'Bronił się, a teraz idzie siedzieć' albo 'Zabił w obronie własnej'. Obecnie nie mieszkam co prawda w takiej dzielnicy, ale rozumiem tych ludzi, chociażby z racji mojego pochodzenia". Reżyser oraz odtwórcy pozostałych ról podzielają zdanie Caine'a. Barber podkreśla, że "Harry Brown" jest daleki od filmów akcji typu "Życzenie śmierci": "Przemoc u nas jest uwarunkowana sytuacyjnie, a dzięki wiarygodnej obsadzie udało nam się pokazać ją w sposób bardzo rzeczowy. Najlepszym na to dowodem jest udział jednego z największych aktorów w historii kina".
Barber przyznaje, że mimo niechęci do przejawów brutalności, jest dumny ze swojego filmu. Cieszy się, że jego bohater - starszy mężczyzna, który z pozoru nie mógłby skrzywdzić muchy - okazuje się niezwykle skutecznym stróżem sprawiedliwości. "Najważniejsze jednak, że przestajemy udawać, że naszym największym problemem dzisiaj są banki. To bzdura. Musimy najpierw poradzić sobie z eskalacją przemocy i brakiem szansy na rozwój wśród młodych".