Reklama

"Hanami - Kwiat wiśni": INSPIRACJE

Jedna z najbardziej znanych niemieckich reżyserek Doris Dörrie podejmuje w filmie Hanami - Kwiat wiśni temat wypływający z jej osobistych doświadczeń i poszukiwań.

Jedna z najbardziej znanych niemieckich reżyserek Doris Dörrie podejmuje w filmie Hanami - Kwiat wiśni temat wypływający z jej osobistych doświadczeń i poszukiwań.

Kilka lat temu Dörrie przeżyła śmierć męża - autora zdjęć filmowych HelgeWeindlera. Weindler zmarł nieoczekiwanie w 1996 r. na zapalenie opon mózgowych,na które zapadł po tym, jak udało mu się pokonać chorobę nowotworową. Był autorem zdjęć do 8 filmów Dorris Dörrie [począwszy od jej wielkiego sukcesu Mężczyźni... (1985), do Czy jestem piękna? (premiera 1998)]. Film jest także trzecim z rzędu, w którym reżyserka dzieli się z widzami swoją fascynacją Japonią [po filmach Oświecenie gwarantowane/Erleuchtung garantiert, (2000) oraz Rybak i jego żona/Der Fischer und seine Frau, (2005)].

Reklama

Sama Dörrie jest buddystką, znawczynią japońskiej kultury.- W Japonii zafascynowała mnie m.in. wielka uwaga, miłość w podejściu do przedmiotów - tłumaczy. - Ta postawa ma nawet swoją nazwę: mono no aware.W zasadzie żadne tłumaczenie nie oddaje znaczenia tego zwrotu: chodzi o uczucie zachwytu i poruszenia na skutek kontaktu zmarłymi sprawami, przedmiotami, w którym to uczuciu człowiek czuje się zintegrowany ze światem zewnętrznym. Być może chodzi o to, że w japońskiej kulturze poświęca się więcej uwagi aspektowi przemijalności, co powoduje większą koncentrację na celebrowaniu najprostszych czynności w życiu. Główną inspiracją dla Hanami był filmYasujiro Ozu Tokijska opowieść (Tokyo Monogatari, 1953), w którym ten japoński mistrz portretu rodzinnego na nowo zinterpretował historię opowiedzianą przez Amerykanina, Leo McCarey'a w filmie Make Way for Tomorrow (1937).

W Tokijskiej opowieści rodzice-staruszkowie odwiedzają dzieci w stolicy, jednak te są zbyt zaabsorbowane własnymi sprawami, aby poświęcić imczas. - Kiedy oglądałam filmOzu w szkole filmowej, wydawał mi się on zbyt monotonny i powolny - mówi Dörrie. - Teraz uważam, że byłam wówczas zbyt niecierpliwa i zbyt młoda, aby go zrozumieć. Dziś dostrzegam w nim także tę szczególną miłość, którą Japończycy obdarzają wszystkie rzeczy ze względu na ich przemijalność, czyli mono no aware. Ozu opowiada we wszystkich filmach o tym samym- o rodzinie, tak jak malarz Hokusai malował wciąż górę Fuji. To to samo pragnienie mierzenia się wciąż na nowo z tym samym tematem...

W przypadku Tokijskiej opowieści historia, której korzenie były w świecie zachodnim, odbyła podróż na Wschód. Z kolei ja, zainspirowana filmem Ozu podchwyciłam i rozwinęłam wątek owdowiałego ojca, który podróżuje z Niemiec do ojczyzny japońskiego reżysera, gdzie spotyka Yu, młodą tancerkę Butoh. Ona zainteresuje się jego losem, mimo, że dzieli ich bariera językowa i kulturowa. Taniec Butoh, dziwaczne hobby żony, które wprowadzało Rudiego w zakłopotanie, pomoże mu głęboko i konstruktywnie przeżyć okres żałoby. Dostarczy narzędzi do wyrażenia emocji, których nie potrafił i nie chciał nazwać. Ta japońska technika tańca powstała pod koniec lat 50., i była odpowiedzią na sformalizowany tradycyjny taniec japoński.

Wpływ na jej koncepcję miał także wywodzący się z Niemiec taniec ekspresjonistyczny, tzw. Ausdruckstanz. Istotą Butoh jest zniesienie podziału w relacji ciało-umysł, odkrywanie i przetwarzanie impulsów z najgłębszych warstw świadomości, często tłumionych przez społeczne normy, a także czerpanie z pamięci ciała, w której zapisane są informacje dotyczące nie tylko nas samych, ale także naszych przodków i zmarłych, a wręcz - wszystkich stworzeń.

Tancerze Butoh malują twarz białym makijażem, co jest nawiązaniem do pierwotnego związku teatru i kultu śmierci. Pierwsi aktorzy odgrywali rolę zmarłych, ukrywając twarz pod makijażem lub maską. Przygotowując się do realizacji filmu, Doris Dörrie zapisała się na zajęcia tańca Butoh u japońskiego mistrza Tadashi Endo. Tak mówi o tym doświadczeniu: - Butoh to taniec, który opisuje światło i cień, narodziny i śmierć, stawanie się i zamieranie. Radość staje się w Butoh bólem, ten przeradza się ponownie w radość. Historia Hanami zaczyna się od nauk Tadashiego, który kazał mi poszukiwać w każdym ruchu związku z przodkami. Pewnego dnia powiedział, że zmarli śnią o nas i te słowa stały się dla mnie mottem. Pomyślałam, że jeśli faktycznie tak jest, to, być może, wszystkie znaki przemijania, który doświadczamy w życiu, są niczym pocztówki, które zmarli wysyłają do nas z zaświatów. Butoh przynosi bohaterowi nieoczekiwaną pomoc w procesie przepracowania żałoby po utracie żony. Ten proces jest długi i złożony. - Najpierw następuje faza nieopisanego bólu, wywołanego fizyczną rozłąką i świadomością, że on lub ona już nigdy nie będzie w stanie spotkać tej drugiej osoby - mówi Doris Dörrie. - Ale ten etap powinien przekształcić się stopniowo w swoistego rodzaju integrację, gdy nagle jedno zaczyna odczuwać, że ma w sobie drugie.

To prowadzi do wewnętrznego dialogu, który trwa potem długi czas i nie może zostać przerwany. Rudi odnajduje Trudi poprzez nawiązanie rozmowy z nią. Rozmowy, która jest daleko bardziej intensywna niż te, które prowadzili, zanim jego żona zmarła. Odkrywa coś, co kiedyś ich łączyło: rodzaj komunikacji, który nawiązuje się między ludźmi, którzy żyją ze sobą bardzo długo. Tyle, że

takie porozumienie często zostaje zaniedbane na skutek codziennej rutyny, nieprzystępności a także lenistwa. O istnieniu tej zaniedbanej więzi między bohaterami każą przypuszczać chociażby imiona nadane im przez autorkę: w imieniu Trudi zawiera się Rudi... (Podobna, znacząca gra słów stoi u początków znajomości Rudiego i młodziutkiej tancerki Butoh - Yu, gdy nie władający zbyt dobrze angielskim Rudi pyta: "I am you?").

Hanami - Kwiat wiśni jest jednak przede wszystkim filmem o miłości. O miłości małżeńskiej,miłości rodzicielskiej i bezinteresownej miłości bliźniego. Relacje między członkami rodziny oddane są w sposób niezwykle poruszający - dzieci odtrącające starania rodziców i zirytowane ich obecnością, są świadome i przerażone intensywnością swoich reakcji, i cierpią z ich powodu. Cierpią, bo jednak tak bardzo kochają. Strach przed bliskością to często także strach przed przemijaniem. Tak jak wszystko, miłość przemija - mówi reżyserka filmu. - Trzeba dać jej szansę, aby mogła się ujawnić w pełni: w całej swojej potędze, także poprzez wielkie cierpienie.

Japończycy siadają pod kwitnącymi drzewami wiśni ponieważ są one wówczas przejmująco przepiękne, a jednocześnie - świadomość, że okres ich kwitnienia jest taki krótki jest przejmująco bolesna. Jeżeli przegapisz ten szczególny moment, za chwilę jest już po wszystkim, i nie doświadczysz go przez cały rok, a kto wie - może już nigdy. Podobnie jest z miłością: trzeba jej wyczekiwać, dać szansę rozkwitnąć i kiedy tak się stanie - trzeba być przy tym, aby ją podziwiać.

Każda osoba, każda roślina i zwierzę otrzymało od natury ten wyjątkowy moment, w którym może rozkwitnąć i ujawnić swoją prawdziwą naturę. Ale często zdarza się nam to, co przydarzyło się Rudiemu - że to stłumimy. Że nie pozwolimy, aby nasze prawdziwe ja, nasze prawdziwe piękno ujawniło się, niczym kwiaty na drzewie wiśniowym. Jedyną rzeczą, której możemy być w życiu pewni, to fakt, że nic nie jest pewne. Nikt nie jest w stanie tego zaakceptować, niepogodzenie z przemijaniem leży w naturze ludzkiej i dlatego konfrontacja z nim powoduje tak wiele cierpienia. Chcemy za wszelką cenę zatrzymać, uchwycić momenty szczęścia. Podobne procesy wyznaczają, moim zdaniem, istotę procesu filmowania: przemijalność, tworzenie ulotnych momentów i chęć uwiecznienia ich.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Hanami - Kwiat wiśni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy