Reklama

"Gdzie jesteś Amando?": Brzemienna w skutki decyzja

Affleck początkowo nie planował reżyserowania filmu. Ta myśl stawała się jednak z upływem czasu coraz silniejsza, zwłaszcza w czasie, gdy prace nad tekstem zbliżały się ku końcowi. Szczerze mówiąc, od dawna marzyłem o reżyserowaniu, ale nabrałem tej pewności, gdy coraz bardziej zagłębiałem się w naszą - bo w pewnym sensie stała się już nasza - opowieść. Myślałem, że byłoby najlepiej, gdyby film został nakręcony w Bostonie, w naturalnych pejzażach, z autentycznymi mieszkańcami w rolach drugoplanowych i epizodach. Po to, by nasycić tę fikcyjną historię prawdą szczegółu. Taki film chciałbym zobaczyć, taki już wyświetlał się w mojej głowie. A więc postanowiłem go też sam nakręcić.

Reklama

Alan Ladd poparł ten pomysł. Widziałem, z jakim zapamiętaniem Ben pracował nad scenariuszem i byłem przekonany, że to naprawdę kawał solidnej roboty. Wbrew obiegowej opinii, aktorzy to naprawdę świetni reżyserzy. Wystarczy wspomnieć Redforda, Gibsona, Beatty'ego czy Eastwooda. Mam wrażenie, że Ben do nich dołączy. Co więcej, ma szansę stać się jednym z najlepszych. Potwierdził to jego spokojny, ale bardzo konsekwentny styl pracy. Z kolei producent Sean Bailey zauważył: Ben jest bardzo precyzyjny, dokładnie wie, czego chce, miał wizję całego filmu zapisaną w głowie. Myślę, że wiele nauczył się od wielkich reżyserów, z którymi przecież nieraz pracował.

Fucha dla brata?

Reżyser-debiutant był przekonany, że niezwykle istotną sprawą jest obsada. Tak podpowiadało mu jego wieloletnie aktorskie doświadczenie. Doskonale wiedział, ile może kosztować pomyłka obsadowa - że oznacza klęskę filmu a i udrękę dla źle obsadzonego aktora. Dlatego nie chciał popełnić błędu. I dlatego też zwrócił się z propozycją zagrania głównej roli do brata, Caseya. Co nie wynikało z nepotyzmu, ale oceny jego aktorskich umiejętności i charakteru postaci, w którą miał się wcielić. Casey wychował się w Bostonie i znał doskonale miasto, jego charakter i rytm - to ważne. A, co może jeszcze ważniejsze, znam jego najmniejszy tick, wiem, kiedy wypada prawdziwie, a kiedy się myli i kiedy pojawia się w jego grze nutka, czy choćby cień fałszu. Pomyślałem sobie, że jednym z wielkich wyzwań będzie pokazanie Caseya i jego talentu w sposób, którego widzowie naprawdę się nie spodziewają - tłumaczył swą decyzję reżyser.

Casey był zdania, iż w tym przypadku rzeczywiście miał przewagę nad wieloma innymi aktorami i decyzję brata uznał za słuszną. Znam nieźle te niedobre dzielnice Bostonu, mam odpowiedni akcent i wiedzę o tym, jak ludzie w naszym mieście wzajemnie się do siebie odnoszą. Komuś z zewnątrz z pewnością poznanie tego specyficznego środowiska i atmosfery musiałoby zabrać wiele czasu, a rezultaty nie musiałyby być wcale olśniewające. Affleck junior nie miał jednak większego pojęcia o pracy prywatnego detektywa, więc towarzyszył kilku z nich w ich codziennych obowiązkach. Szczerze mówiąc, jest to monotonna robota, głównie papierkowa. Mnóstwo czasu spędza się, wypełniając różne dokumenty i szperając w najróżniejszych internetowych bazach - mówił. - Chciałem stworzyć wrażenie, że zanim Patrick i Angie trafili na sprawę Amandy, zajmowali się właśnie taką żmudną i nieefektowną robotą. Wykonawca roli Patricka zwracał uwagę, że bohaterowie wstępują w moralną "szarą strefę" i jest to dla nich doznanie bardzo niebezpieczne. Kwestią, która najbardziej zainteresowała mnie w scenariuszu, było pytanie, czy można w imię dobra uczynić coś złego i co począć, gdy nasz moralnie słuszny czyn może zranić na długo wielu ludzi.

... i kilku innych aktorów

Do roli Angie reżyser poszukiwał aktorki, która nie byłaby tylko tłem dla Patricka, ale jego równorzędną partnerką. Chciał, by wiarygodnie wypadła zarówno w scenach miłosnych, jak i wtedy, gdy znajduje się w niebezpiecznych sytuacjach i posługuje się bronią. A przy tym wszystkim nie miała przypominać nierealnych bohaterek kina akcji. Musiała sprawiać wrażenie osoby doświadczonej i mocno stąpającej po ziemi - podkreślał reżyser. Oczywiście nie bez znaczenia była coraz mocniejsza pozycja wybranej do roli Angie Michelle Monaghan w Hollywood, zwłaszcza po udanych występach w "Misssion: Impossible III", a zwłaszcza w "Kiss Kiss Bang Bang". Aktorce odpowiadało to, że ma zagrać kobietę wykonującą zawód nadal uważany za męski. Tak jak i inni była pod wrażeniem scenariusza. Myślę, że to jest prowokujący film. Prowokuje do myślenia, ponieważ mamy tu wiele sprzecznych punktów widzenia na kwestie etyczne, a wszystko to wpisane w akcję pełnego napięcia thrillera - mówiła.

Moim zdaniem, rola Helen McCready była kluczowa dla filmu. Świetnie, że udało nam się namówić Amy Ryan, by w niej wystąpiła -mówił Ben Affleck. Ryan jest cenioną aktorką teatralną, dwukrotnie zdobyła nominację do prestiżowej nagrody Tony, a za rolę Helene otrzymała nominację do Oscara.

Owa Helene, matka Amandy, choć jej rozpacz i chęć odzyskania córki nie ulegają wątpliwości, nie musi wcale budzić sympatii widowni. To narkomanka od lat bez powodzenia walcząca z uzależnieniem; wygląda zresztą na to, że to jej nałóg stać się mógł przyczyną nieszczęścia i uruchomił lawinę dramatycznych wydarzeń. W dodatku detektywom trudno jest namówić ją do współpracy, niełatwo ją zrozumieć, łatwo zaś potępić. To nie jest przecież wzorcowa ofiara, jakich wiele możemy zobaczyć w telewizji. Myślę, że ta postać może budzić skrajne reakcje publiczności. Amy sprawiła, że jest to żywa osoba, ze swymi błędami i zaniechaniami - mówił reżyser. Ladd był zachwycony: W tej trudnej roli nie zrobiła żadnego, nawet najmniejszego fałszywego kroku. Ryan nie ukrywała, że pragnęła bronić swej bohaterki. Helene jest jedną z tych kobiet, które w tym kraju każdy chyba spotkał. Boryka się ustawicznie z trudnościami finansowymi i jest samotną matką, która chce wychować swoje dziecko najlepiej jak potrafi. Bardzo łatwo taką osobę osądzić jako straszną matkę. Ale warto zadać sobie pytanie: dlaczego znalazła się w takiej sytuacji i dlaczego nie może z niej wybrnąć? Czy to tylko jej wina? Przy tym wszystkim Helene jest twarda i zabawna. Bardzo spodobało mi się w scenariuszu, że nie ocenia się tu bohaterów. Mają często złamane dusze, ale nigdy nie przestają być ludzkimi istotami, których racje możemy zrozumieć.

W roli Remy'ego Bressanta Ben Affleck od początku widział Eda Harrisa. Myślę, że to jeden z najwybitniejszych amerykańskich aktorów - mówił. - Byłem przekonany, że tylko on może w pełni oddać postać Remy'ego. Nie pomyliłem się. Proszę spojrzeć na scenę, w której Remy wykłada swą filozofię życiową, dotyczącą wychowywania dzieci i marności współczesnego świata. Nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł to lepiej zagrać. Harris zgodził się natychmiast, także dlatego, że znał i cenił powieści Lehane'a. Remy ma w sobie coś z buntownika, ale w głębi serca to uczciwy facet, który pragnie czynić to, co słuszne. Tyle, że bywa to diabelnie trudne. - komentował.

Aktor, który sam reżyseruje ("Pollock") wypowiadał się z uznaniem o stylu pracy Afflecka. Pracuje z prostotą, którą lubię. Wie, czego chce, ale zawsze jest gotów wysłuchać sugestii innych. Widać było, jaki dla niego ten film jest ważny, i że traktuje jego realizację bardzo osobiście. Szefa Bressanta, kapitana Jacka Doyle'a, który sam stracił dziecko i swej pracy oddaje się z wielką pasją, zagrał Morgan Freeman, zaprzyjaźniony z Affleckiem od czasu wspólnego występu w "Sumie wszystkich strachów". Ta postać nie jest wygrana na jednym tonie, ponieważ z innymi bohaterami wiążą ją tajemne więzy - tłumaczył aktor.

W roli partnera Bressanta, detektywa Nicholasa Raftapoulusa, dla skrótu zwanego Poole, wystąpił wyśmienity aktor charakterystyczny, pamiętny z cyklu "Gliniarz z Beverly Hills" oraz "Midnight Run" ("Ucieczka o północy") z Robertem De Niro - John Ashton. Ashton uważał, że relacje pomiędzy policjantami zostały nakreślone wielce dynamicznie i realistycznie. Bardzo ucieszyło go, że znów pracuje z Harrisem. Ostatni raz miało to miejsce 25 lat temu, gdy razem występowali w Los Angeles w słynnej sztuce Sama Sheparda "True West". Wspólna praca sprawiła mnie i Edowi radość. Poza tym, zawsze można się wiele nauczyć. A od Eda, jak wiadomo, można się nauczyć całkiem sporo - żartował Ashton.

W ważnej roli ciotki Amandy wystąpiła Amy Madigan ("Miejsca w sercu", "Pollock"), prywatnie żona Harrisa. A jako wuj Amandy pojawił się Titus Welliver (serial "Deadwood"). Madigan, podobnie jak mąż, jest wielbicielką Lehane'a, nie przepuszcza też okazji, by zagrać wspólnie z małżonkiem. Żartowała, że w przeciwieństwie do innych aktorskich małżeństw, wspólne występy cementują ich związek. Bea, postać, którą gram, jest właściwie jedyną, która nie ma ukrytych intencji. Ona po prostu kocha zaginione dziecko i gotowa jest uczynić wszystko, by je odnaleźć - tłumaczyła aktorka. Natomiast inaczej rzecz się ma z Lionelem, mężem Bei, granym przez Wellivera. Jest to były kryminalista i najwyraźniej wie więcej o porwaniu, niż gotów jest wyznać władzom. Myślę, że Lionel też jest załamany zniknięciem Amandy. Ale wydaje mu się, że ma własne sposoby, by dotrzeć do prawdy - wyjaśniał Welliver.

W wielu ważnych drugoplanowych rolach i epizodach Affleck obsadził lokalnych aktorów oraz amatorów. Według niego to posunięcie doskonale zdało egzamin. Na przykład w scenie, gdy Patrick usiłuje zasięgnąć języka w lokalnym barze. Zagrali w sposób naturalny, przykuwający uwagę i po prostu przerażający - oceniał reżyser. A Sean Bailey dodawał: Ci ludzie znalezieni w sklepach i barach często po raz pierwszy w życiu stanęli przed kamerą. Ich autentyzm był po prostu nie do podrobienia.

Ulice nędzy, ulice dumy

Nie ulegało wątpliwości, że - by w pełni oddać charakter prozy Lehane'a, mocno osadzonej w topografii i języku Bostonu - nie można było kręcić filmu w studiu. Dlatego ekipa zawitała na przedmieścia i do dzielnic Bostonu zamieszkałych przede wszystkim przez "niebieskie kołnierzyki", czyli ludzi żyjących z pracy własnych rąk. W naszym filmie zobaczycie rejony miasta rzadko pojawiające się w filmach czy w telewizji: Dorchester, Everett, Roxbury czy Chelsea. Życie tu nie jest lekkie i nie zawsze zgodne z prawem. Ale jest tu obecna duma i poczucie przynależności do lokalnej społeczności - podkreślał Bailey. Ladd z kolei zauważył, że nie było kłopotów z zorganizowaniem produkcji. Dzięki stanowemu programowi dotacji możliwe były organizacyjne i finansowe ułatwienia, co zaoszczędziło ekipie wielu logistycznych problemów.

Za kamerą stanął bardzo ceniony w Hollywood operator, John Toll, wsławiony miedzy innymi zdjęciami do "Wichrów namiętności" ("Legends of the Fall", 1994, reż. Edward Zwick) oraz "Braveheart - Walecznego serca" ("Braveheart", 1995 , reż. Mel Gibson). Za zdjęcia do obu filmów zdobył Oscary. Oprócz tego współpracował chociażby z Terrencem Malickiem przy "Cienkiej czerwonej linii" ("The Thin Red Line", 1998) i z Cameronem Crowem przy "U progu sławy" ("Almost Famous", 2000). Affleck zgodził się z koncepcją mistrza kamery, by uniknąć schematycznej palety jesiennych barw, z jaką zwykle kojarzono w kinie Boston. Zdecydował się użyć żywszych kolorów i w sposób liryczny, ale nigdy sentymentalny oddać surowy urok robotniczych dzielnic. Zaniedbany bar czy zdewastowane samochody miały zyskać swój charakter, nadać filmowi niepowtarzalny klimat. W zadaniu tym pomogły też bardzo: scenografka Sharon Seymour i odpowiedzialna za kostiumy Alix Friedberg. Kluczem do ich pracy był autentyzm scenerii i ubiorów, który został niejako zintensyfikowany i poddany pewnym niezbędnym retuszom.

Casey Affleck podsumowywał: Chcieliśmy, by widzowie wychodzili z kina długo myśląc o decyzji, którą podjął mój bohater, gorąco spierając się o nią. Poruszyć serca i emocje - o to przecież chodzi w prawdziwym kinie.

Statystyka dotycząca zaginionych i wykorzystywanych dzieci

* Według policyjnych raportów od 85 do 90 procent zaginionych to nieletni;

* najnowszy raport amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości mówi o 797.500 dzieciach poniżej 18 roku życia zaginionych w ciągu roku;

* około 26 procent zaginionych dzieci padło ofiarą przemocy domowej ;

* w tym czasie notuje się też około 204.000 przypadków przemocy niemającej miejsca w domu;

* szacuje się, że w USA co ósmy chłopiec i co czwarta dziewczynka byli seksualnie molestowani lub napastowani przed osiągnięciem pełnoletniości;

* 58 procent zaginionych dzieci to dziewczynki, 33 procent to dzieci czarnoskóre;

* w 2005 roku lokalna policja odnotowała 16.897 przypadków przetrzymywania dzieci w odosobnieniu przez niebezpiecznych dorosłych;

* 99 procent zgubionych dzieci zostało odnalezionych przez stróżów prawa, jednak około 10 tysięcy przypadków zaginięć rocznie pozostaje niewyjaśnionych.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Gdzie jesteś Amando?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy