"Full Frontal. Wszystko na wierzchu": NA PLANIE
Spośród wytycznych, jakie otrzymali aktorzy, do najdziwniejszych należały chyba te dotyczące wywiadów (punkty 8 i 9).
"To właśnie jest przyczyną, dla której scenariusz wydaje się niekompletny w stosunku do tego, czym ma być w zamierzeniu" - przyznaje Soderbergh. "Istnieje tak wiele wizualnych i emocjonalnych powiązań, które trudno odnaleźć podczas pierwszego czytania scenariusza".
"Starałem się również zaakcentować to podczas zdjęć. Nigdy nie lubię mówić aktorowi po prostu mi zaufaj, będzie dobrze. Czułem, że mam wyjściowy pomysł, na którym zawsze mogę się oprzeć, gdy za bardzo pójdziemy w dygresje. Montaż jest jedną z form pisania, a my nakręciliśmy kolosalną ilość wywiadów ze wszystkimi wykonawcami, co było kolejną warstwą nieistniejącą w scenariuszu, która trafiła do filmu".
"Coleman i ja wiedzieliśmy, że będę przeprowadzał te wywiady w trakcie filmu. Stworzyliśmy listę pytań, które zamierzaliśmy zadać, a już w trakcie ujęcia miałem zamiar skierować się w dowolną stronę – tę, którą wskażą najciekawsze odpowiedzi.Prawdziwym wyzwaniem okazało się potem wmontowanie ich do filmu, bo mieliśmy mnóstwo materiałów. Wykorzystałem jedynie części audio tych wywiadów, gdyż nie chciałem efektu głosów w studio. Wywiady okazały się bardzo ciekawe, a aktorzy bardzo otwarcie opowiadali o swych postaciach. Ponadto, biorąc pod uwagę fakt, że znam moich aktorów, mogłem obserwować przenikanie się ich osobowości z ego ich bohaterów. To było fascynujące. A wszystko na moich oczach".
"Wreszcie był to przecież fascynujący eksperyment i ćwiczenie dla nich samych, co mogą wykorzystać w przyszłości. Niekoniecznie w filmie, ale w sposobie nowego myślenia o postaci. Znalezienie się z kimś twarzą w twarz w trakcie wywiadu, w celu stworzenia życiorysu dla postaci poza ekranem daje nowe spojrzenie na postać. Było to doświadczenie niezwykle pomocne dla mnie, a mam nadzieję, że również dla aktorów".
Jak tłumaczy producent Gregory Jacobs, który jest pierwszym asystentem reżysera od siedmiu już filmów - "w tym obrazie, w stopniu większym niż przy poprzednich tytułach, ograniczono oczekiwanie na klaps. To wspaniała sytuacja dla aktora, bo nie traci się momentum, tępa, pędu. Nie wracasz do przyczepy, by następnie, po upływie dwóch i pół godziny powrócić na plan, starając się ukazać te same emocje, jakie odczuwałeś trzy godziny temu w środkowym ujęciu tej samej sceny".
"Miałem zasadę, by tak kręcić każdą scenę, aby zachować jej integralność" tłumaczy Soderbergh - "a więc kręcić ją w jednym podejściu. Zostawiłem sobie możliwość montażu w obrębie ujęcia, by nie nudzić publiczności. Panowała zasada, by każde ujęcie powstawało jak dokument, jako nienaruszalna całość. Nie zdawałem sobie sprawy - aż do połowy drugiego dnia zdjęć, że tego właśnie potrzebowałem. Wręczyłem moje wytyczne aktorom, ale zdałem sobie sprawę, że za nimi nie podążam i narzuciłem sobie własne zasady. Tak więc kilka pierwszych dni pracy było rodzajem odkrywania procesu pracy, czym, mam nadzieję, cały film stał się dla aktorów".
"Jestem aktorem teatralnym" - opowiada Hyde Pierce. "I przez wszystkie lata pracy w filmie nie dawała mi ona satysfakcji – wszystko przez konieczność oczekiwania na ujęcia. Nie lubię spędzania czasu na nieróbstwie, z wykorzystaniem jedynie 2% faktycznego dnia pracy. Proces powstawania tego filmu zachwycił mnie. Steven kręcił w technice digital, bez oświetlenia, praktycznie non-stop, co jest wyczerpujące, ale stymulujące. Poza tym podoba mi się to, że robi długie ujęcia, sceny, które musisz wygrać do końca. To daje swego rodzaju wolność. Poza tym wszystkie sceny powstawały w kolejności, a to dla aktorów ogromne ułatwienie".
Davidowi Duchovnemu ten rodzaj pracy również się podobał. "To świetne, bo nie wiesz, kiedy nadejdzie twoja kolej. Trwasz w nieustającej gotowości. Po prostu grasz. Bez przerwy. Grasz, aż skończysz scenę".
Wystąpiwszy w dwóch poprzednich filmach Soderbergha, z których jeden przyniósł jej Oscara, Julia Roberts miała dość precyzyjne wyobrażenie dotyczące tego, jakim doświadczeniem będzie "Full Frontal. Wszystko na wierzchu".
"Większość moich ujęć kręcono dla filmu w filmie, więc nie było w tym czegoś nadzwyczajnego" - komentuje Julia Roberts. "Jestem zresztą przyzwyczajona do pracy kamery Stevena i jego sposobu bliskiego oglądu.
Soderbergh mówi "Sądzę, że to dobre dla aktora, jeśli może pracować cały dzień. Myślę, że jeśli pracuje się nad kompletnym ujęciem, to jest to rodzaj tricku umysłu, by odblokować wszystko. Ujęcie sprawia wrażenie realnego wydarzenia. Starałem się wykreować otoczenie, w którym aktorzy mogliby znaleźć naturalny stan rzeczy. W sekwencjach video nie stosowaliśmy oświetlenia, ujęcia były długie, nieprzerwane, kamera nie podchodziła zbyt blisko. Prawdopodobnie najbardziej kłopotliwe były wymagania dotyczące stroju i fryzury - ujęte na liście wytycznych w punktach 4. i 5.".
Zdaniem Soderbergha "metoda pracy nad filmem była sposobem sprawdzenia, jak daleko można się posunąć oddając aktorowi odpowiedzialność za postać, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Miałem zamiar dać im tyle odpowiedzialności, ile tylko gotowi byli udźwignąć. I wszyscy przyjęli to z radością."
Jak wspomina Mary McCormack: "Steven naprawdę nie był zainteresowany naszym wyglądem, chciał byśmy się tym zajęli sami. Pozostawił nam absolutną wolność. Nie było to dla mnie zbyt trudne, bo nie przebieram się zbyt często w tym filmie. Poszłam do L'Ermitage Hotel, gdzie realizowaliśmy film i zobaczyłam, co ma na sobie masażystka. To ułatwiło mi zadanie. A ponieważ w tym zawodzie zwykle toczysz ze sobą stół do masażu i całą resztę, to nie wyglądasz jak spod igły".
Nicky Katt mówi: "Miałem wrażenie, że Steven faktycznie zostawi te kwestie aktorom. Lubię ten rodzaj pracy, w której make-up i stroje to mój interes. Musiałem powstrzymać się przed zbytnią ekstrawagancją. Mam znajomego kostiumologa w Nowym Orleanie, z którym wcześniej pracowałem, Toma Picklesa. Zdołał zgromadzić dla mnie akcesoria i dokładnie taki mundur, jaki nosił Hitler. Na sesję fotograficzną zgłosiłem się z pomysłem Ninja-Nazi, co nazwałem strojem Ninjazi".
"Gdy dostałam scenariusz, przeczytałam go i zadzwoniłam do Stevena mówiąc, że jestem pewna, że to doskonały materiał, ale nic z niego nie rozumiem" - śmieje się Catherine Keener. "Zostawił mi wiadomość, mówiąc, że jestem jedyną osobą, która go nie zrozumiała. To jednocześnie rodzaj wyzwania, które budzi obawy, gdy reżyser nawet nie sugeruje, co powinniśmy mieć na sobie. Steven jest bardzo konkretny, ale nie był przesadnie zatroskany o naszą garderobę. Uwierzył, że sami wyczujemy, co będzie najlepsze - a na dodatek zaakceptował wszystko, co zaproponowaliśmy".
Jeśli chodzi o wybór stroju, Keener mówi: "Wiedziałam, że Lee nosiłaby ubrania, których sama nie posiadam. Nie mam zbyt wielu kompletów w stylu służbowym, a Lee jest amatorką markowych mundurków. Tak więc zadzwoniłam do znajomej, pracującej u Ralpha Laurena i ona dała mi odpowiedni komplet. Właściwie, oprócz własnej pidżamy, noszę tylko ten jeden strój".
Dla Davida Hyde Pierce'a kwestia stroju nie był tak niepokojąca, jak make-up. "Nigdy wcześniej nie robiłem filmu, do którego stroje miałbym zapewnić sobie sam. W pewnym sensie nam wszystkim wydawało się, że to przesada! Ale sprawa make-up'u przeraziła mnie naprawdę. Mogę powiedzieć, że wiem coś o makijażu scenicznym, bo mam za sobą wiele doświadczeń, ale filmowy make–up był dla mnie tajemnicą. Nie zdawałem sobie sprawy, że sposób filmowania Stevena właściwie eliminował konieczność makijażu. Nie potrzeba oświetlenia, ani make-up'u".
Zdaniem Soderbergha, "Julia wyszła z pomysłem peruki, co było sprytne, bo widzimy, jak ją zakłada i zdejmuje, co staje się częścią filmu. Również jej pomysłem były włosy koloru blond".
"Muszę przyznać, że zwróciłam się do niego o pomoc, jeśli chodzi o ubrania" - mówi Julia Roberts. "Przyniosłam kilka wycinków z gazet i przedyskutowaliśmy różne wersje, głównie teatralny charakter rzeczy, która miała wyjść na jaw później. Pewnego wieczoru po prostu zaprosiłam go do domu. Z tony rzeczy na kanapie wybierałam kolejne i przebierałam się w nie".