"Epicentrum": KAMERY I SCENOGRAFIA/PLANY FILMOWE
Jak na ironię, jednym z największych problemów twórców Epicentrum była pogoda.
"Wybraliśmy Michigan, bo to piękny stan: bardzo płaski, zbliżony do topografii stanów, przez które
najczęściej przechodzą tornada. No i mają tam pogodę - prawdziwą pogodę" - zauważa Quale. "Tylko nie wtedy, gdy my tam byliśmy".
Operator Brian Pearson dodaje - "Moim największym wyzwaniem w przypadku tego filmu była
pogoda, słońce, wiatr i deszcz, które sami musieliśmy stworzyć. Znaczna część filmu miała dziać się pod zachmurzonym niebem. Tylko że zdjęcia powstawały w okolicach Detroit w środku lata, a to oznaczało, że było słonecznie 25 dni w miesiącu... Czyli dokładnie na odwrót niż chcieliśmy".
Produkcja codziennie korzystała z dwóch lub trzech 30-metrowych dźwigów budowlanych, na
których rozpościerano siatkę maskującą o wymiarach 12x18 m, która rozpraszała słońce. "Chciałem mieć efekt przebłysków i refleksów na twarzach aktorów, żeby stworzyć wrażenie zachmurzonego, ciemnego nieba nad nimi" - kontynuuje. "Cały pierwszy plan zacieniliśmy w ten sposób, a resztą musiał zająć się dział efektów wizualnych. Było to dla nich szczególnie trudne ze względu na deszcz".
Pearson również twierdzi, że sztuczne ulewne deszcze i porywiste wiatry na początku stanowiły
problem. "Gdy już pozbyliśmy się słońca, trzeba było ustawić 30-metro we rury z wo d ą i maszyny tworzące wiatr o prędkości 150 km na godzinę, które zawiewały ten deszcz w kierunku aktorów, kamer i ekipy filmowej. Woda dostawała się wszędzie, ale zespół operatorski poradził sobie z utrzymaniem sprzętu w suchości i pilnowaniem, żeby nie było wody na obiektywach.
Ekipa Pearsona używała między innymi specjalnych owiewek, aby pozbyć się wody.
Są fantastyczne - głośne i trochę nieporęczne, ale kręcą się niezwykle szybko, z częstotliwością
5000 RPM, i natychmiast usuwają wodę z obiektywu. Można by wylać wiadro wody na obiektyw i cała błyskawicznie by zniknęła. W tych ulewnych warunkach było to bardzo ważne".
Mimo braku deszczu z nieba, aktorzy musieli radzić sobie ze sztucznym wiatrem i deszczem przez
ponad połowę czasu trwania zdjęć. Przez większość czasu musieli być mokrzy lub wyglądać na mokrych.
W tym celu specjaliści zajmujący się fryzurami nakładali aktorom na włosy odżywkę. I chociaż każdy
aktor miał zasadniczo jeden strój, ze względu na działanie "pogody", projektantka kostiumów Kimberly Adams i jej zespół stworzyli dziesiątki tych samych ubrań dla każdej głównej postaci w różnych fazach: czyste, brudne, podarte i tak dalej.
Aktorzy nie byli jedynymi, którzy musieli wyglądać tak, jakby spotkał ich gniew Matki Natury.
Miasto Silverton trzeba było najpierw zbudować, a następnie zniszczyć: ulica po ulicy, budynek po
budynku. Gdy Titus był już gotowy, Sandefur rozpoczął dalsze przygotowania.
"Steven i ja szybko się dogadujemy. Kiedy już wiedziałem, czego chce, szukałem zdjęć
prawdziwych miejsc, które nawiedziły tornada i które odpowiadały temu, co chcieliśmy stworzyć na
potrzeby filmu, i przygotowywałem ilustracje do poszczególnych etapów".
Kluczowym planem dla Sandefura była szkoła. Oak View Middle School w Oakland,
w Michigan, została w filmie zaadaptowana na Silverton High. "Ostrzegaliśmy, że to będzie film
o tornado. Wszystkie zabiegi były jednak powierzchowne. Nic nie zniszczyliśmy. No może jedno okno i parę chodników, ale jak to już z magią kina bywa, po zakończeniu zdjęć nie było po nich śladu.
Wszystko wróciło do stanu początkowego. To była piękna szkoła i znów jest piękna" - uśmiecha się
scenograf.
Sandefur przyznaje, że osoba wyznaczona do współpracy z twórcami filmu przez szkołę
Oak View trochę się martwiła o efekt końcowy. "Cały czas z nami współpracował i starał się robić dobrą minę, ale widać było po oczach, że czasami musiał myśleć sobie »Co oni zrobili z moją szkołą?«. Ale myślę, że teraz ich szkoła wygląda lepiej, niż zanim się tam pojawiliśmy" Kolejne miejsce z największymi zniszczeniami po przejściu tornada to ulica w pobliżu domu
Fullera. Pomocnikom scenografa zajęło 3 tygodnie, aby dzielnica Auburn Hills wyglądała jak po
przejściu tornada. Wykorzystano puste działki między nowo wybudowanymi domami. Kiedy zdjęcia się skończyły, sprzątanie zajęło im prawie tydzień.
Zdjęcia w opuszczonej fabryce papieru, gdzie utknęli Donnie i Kaitlyn, kręcone były w trzech
różnych miejscach: w starym magazynie, na pustym placu budowlanym, który służył za okolice fabryki i w studiu filmowym Michigan Motion Picture Studios. Sama dziura miała 3 metry głębokości, 2 metry szerokości i 3 metry z kawałkiem długości. Znajdowało się w niej aż 40 000 litrów wody.
Klaustrofobiczne warunki doskonale przysłużyły się filmowi. Max Deacon i Alycia Debnam-Carey
znaleźli się w bardzo realistycznej sytuacji, co mogli wykorzystać w swoich wspólnych scenach.
Kolejnym realistycznym elementem filmu jest van do monitorowania pogody, który towarzyszy
wszędzie Titusowi. Dzięki niemu Allison, meteorolog, i reszta łowców burz mają najaktualniejsze
statystyki i właściwie wiedzą na pewno, gdzie pojawi się następna burza. Sandefur zaprojektował go tak, żeby był funkcjonalny podczas zdjęć, a współpracująca z nim Brana Rosenfeld spotkała się
z prawdziwymi łowcami burz, aby dokładnie określić, jaki sprzęt powinien być w środku - od radaru
dopplerowskiego po osiem monitorów komputerowych.
"Praca włożona przez Davida i jego zespół przełożyła się na realizm, na którym zależało nam
w filmie" - mówi Quale. "Na przykład wcale nie jest łatwo sprawić, aby zniszczone fragmenty sprzętów i budynków wyglądały wiarygodnie, a potrzebne ich było całe mnóstwo. David znalazł firmę, która skupywała takie rzeczy, i wynajął od niej trochę rekwizytów. Mieliśmy więc gigantyczne belki, cegły i wiele innych przydatnych przedmiotów. Stworzył bardzo spójny krajobraz i od razu to widać".