"Enen": SZYC O FILMIE
Z Feliksem Falkiem spotkałem się przed kilku laty, kiedy przygotowywał się do realizacji "Komornika". Długo wtedy rozmawialiśmy o możliwości współpracy, choć nie udało się nam zrobić tego filmu razem. Między innymi dlatego, że byłem za młody do roli. Ale udało się nam zawiązać pewną nić porozumienia, w obu nas została chęć współpracy.
Dlatego bardzo się ucieszyłem, kiedy Feliks miał w ręku gotowy scenariusz i zwrócił się do mnie z propozycją zagrania w "Enenie". Nikt jeszcze nie zaproponował mi roli psychiatry. Uznałem to za propozycję szczególnie ciekawą, zwłaszcza w odniesieniu do "Wojny polsko-ruskiej" Xawerego Żuławskiego, w której właśnie grałem postać krańcowo odmienną.
Nagle okazało się, że mam dwa tygodnie, by przeistoczyć się z dresiarza we wrażliwego inteligenta. To było dla mnie prawdziwe wyzwanie - zarówno zawodowe, aktorskie, jak i osobiste. Przyjąłem je z ochotą, bo praca nad tą rolą była dla mnie czymś nowym.
Na planie filmu Żuławskiego grałem łysego "dresa", tu łysy być nie mogłem. Zrobiliśmy więc perukę, może trochę bardziej odważniejszą niż pasowałaby do naszych czasów. Ale przecież mówi się, że w każdym psychiatrze tkwi odrobina szaleństwa. Przynajmniej w moim Kostku, który nie tyle leczy przypadki, ile spotyka się z chorymi ludźmi i próbuje im pomóc. Może to nie jest typowe dla lekarzy, lecz on nasiąka sprawami pacjentów. Myślę więc czasem, że jeśli zostało w nim coś z szaleństwa Silnego, bohatera "Wojny polsko-ruskiej", to to tylko pomoże tej roli. Praca nad postacią Kostka, który w swym pragnieniu niesienia dobra nieświadomie budzi diabła, była dla mnie nie tylko interesującym przeżyciem, ale i cennym doświadczeniem. Chciałbym, by tak samo ocenili ją widzowie.