"Enen": REŻYSER O FILMIE
To nie miał być film o powodzi 1997 roku. Nie sądzę, żeby w Polsce ktoś taki film nakręcił, bo nawet przy wykorzystaniu komputerów będzie za drogi. Ale tamta powódź podsunęła mi ciekawy pomysł. Ktoś mi powiedział, że czytał we wrocławskiej prasie historię ewakuacji jednego z tamtejszych szpitali, po której okazało się, że jakiś pacjent nie ma żadnych dokumentów. Nie wiem, jak się potoczyły losy tamtego człowieka, ale to była pewna inspiracja. Na kanwie tamtej historii opowiedziałem własną. Z jednej strony mogła toczyć się w dowolnym mieście podczas dowolnej powodzi - tegorocznej lub nawet przyszłorocznej, z drugiej jednak strony, sprawa, której dotyczy, mogła wydarzyć się przed 1980 rokiem. Wybrałem to drugie. W pracy nad tekstem pomogła mi Agnieszka Holland - bardzo sobie cenię jej doświadczenie w umiejętności konstruowania postaci.
"Enen" jest thrillerem. Jego bohaterem jest psychiatra, który próbuje zgłębić tajemnicę człowieka - właśnie człowieka, a nie pacjenta. Mój bohater jest psychiatrą niepokornym, mocno odbiegającym od stereotypowego widzenia psychiatry na ekranie - nie jest ani szaleńcem, ani układnym rutyniarzem. Chciałem, by była to postać ciekawa, niekonwencjonalna. W końcu decyduje się na terapię i określenie tożsamości jednego z pacjentów, stawiając wszystko - pracę, karierę naukową, rodzinę - na jedną kartę. Nie ma pewności, czy nie jest oszukiwany. W pewnej chwili pyta tego pacjenta, czy on przypadkiem nie udaje chorego, czy nie widział "Lotu nad kukułczym gniazdem"? Ale pragnienie poznania tajemnicy, dopomożenia człowiekowi jest silniejsze. Są tajemnice, wobec których stajemy bezradni: w tym przypadku tajemnica ludzkiego mózgu.
Namawiano mnie, bym postawił kilka kropek nad "i" , powiedział, że pacjent - o ile uda się go wytrącić z tego stanu niemal katatonicznego - okazał się niebezpieczny dla otoczenia. Albo żeby mój bohater, kiedy dowie się prawdy, porzucił pacjenta lub zatrzymał go przy sobie, zmienił swój stosunek do psychiatrii albo w ogóle odszedł z zawodu. Wolałem jednak pozostawić tych kilka niedopowiedzeń. W końcu film to rodzaj dialogu z widzem i jemu chcę zostawić ostatnie zdanie. Nie chcę też rozstrzygać, czy mój psychiatra popełnił błąd w sztuce, wprowadzając pacjenta do swojego domu. Wiem, co prawda, że jest nurt we współczesnej psychiatrii, który sugeruje, by niektórym pacjentom umożliwić życie poza zakładem zamkniętym, wśród innych ludzi, w społeczeństwie. Problem jednak w tym, że po pierwsze nie wiadomo, z jakim pacjentem mamy do czynienia w tym przypadku, a po drugie - ci inni ludzie nie chcą czuć się zagrożeni obecnością chorego. Społeczeństwo źle znosi odmienność, pamiętamy, że psychiatria bywała wykorzystywana przez komunistyczny aparat represji - choćby te sowieckie psychuszki i "schizofrenia bezobjawowa", na jaką zapadali dysydenci. Ale to wcale się nie skończyło wraz z upadkiem komunizmu. Co jakiś czas możemy przeczytać w prasie o przypadku zamknięcia kogoś zdrowego w zakładzie psychiatrycznym na życzenie rodziny, której udało się skorumpować sędziego. W "Enenie" kontekst historyczny co prawda jest istotny ze względów dramaturgicznych, ale nie jest najistotniejszy. Dla mnie jest pretekstem do pokazania wyborów moralnych jakich musieli dokonywać ludzie przed 1980 rokiem. I czego o tych ludziach dowiaduje się bohater.
Rolę psychiatry zaproponowałem Borysowi Szycowi z dwóch powodów. Uważam, że niezależnie od talentu i sporych już umiejętności, jest jednym z niewielu w Polsce aktorów "energetycznych". Może zagrać człowieka z pasją, twardo dążącego do celu. Wydawało mi się także, że Szyc staje się mimowolnym więźniem wizerunku komediowo-imprezowego, który zawdzięcza rolom filmowym, w jakich jest obsadzany, chociaż z kolei w teatrze potrafi zagrać serio. Pomyślałem, że taka rola jak w "Enenie" stwarza szansę, by się od tego tabloidowego image'u odbić, a Borys Szyc z tej szansy skorzystał.
Długo szukaliśmy aktora do roli pacjenta. W końcu trafiliśmy na Grzegorza Wolfa. Jest aktorem o talencie kameleona: zmienia się w zależności od kostiumu i charakteryzacji, a jeszcze w dodatku potrafi to zagrać. To jego pierwsza tak duża i tak trudna rola na ekranie. Zdecydowałem się na niego także dlatego, gdyż uznałem iż w roli psychicznie chorego będzie bardziej wiarygodny niż znany aktor. Moim zdaniem Wolf powinien w tym filmie zostać dostrzeżony i doceniony.