Reklama

"Enduro Bojz": REŻYSER O FILMIE

Wiele osób pyta, skąd wziął się tytuł filmu. Wyjaśniam, że „enduro” to rodzaj sportu motocyklowego, a „bojz”, wiadomo chłopaki. Tytuł nie jest nadużyciem, bowiem obaj młodzi aktorzy – Janek Wieczorkowski i Andrzej Andrzejewski – mają za sobą pewne osiągnięcia w sporcie. Jeżdżą naprawdę dobrze i użycie dublerów w trudniejszych scenach podyktowane zostało przede wszystkim minimalizacją zbędnego ryzyka. Inaczej było w przypadku „enduro girl”, czyli Basi Kurzaj – filmowej Ewy. Jestem dla niej pełen podziwu, gdyż w ciągu zaledwie kilku dni nauczyła się wystarczająco wiele, by wprawić w zdumienie całą ekipę w scenie „nauki jazdy”.

Reklama

Tytuł nawiązuje do kina drogi, gatunku szczególnie wrażliwego na takie wartości jak bunt, pęd ku wolności, potrzeba przeżycia prawdziwej przygody. I rzeczywiście, wszyscy główni bohaterowie filmu są w bezustannym ruchu, wszyscy przebywają długą drogę, liczoną nie tylko w kilometrach, która zmusi ich do zrewidowania zajmowanych dotychczas postaw. W filmie pojawiają się również elementy kina akcji: pościgi, bójka, strzelaniny.


„Enduro Bojz” okazał się być filmem drogi także dla członków ekipy. Większość zdjęć została zrealizowana jesienią 1999 roku w malowniczej scenerii Bieszczadów, jednym z ostatnich prawdziwie „dzikich” regionów Polski. Październikowa aura bywa w górach kapryśna – po kilku słoneczno – deszczowych dniach zupełnie niespodziewanie zaczął nam sypać na głowy śnieg, który nijak nie pasował do scenariusza. Plan zdjęć ciągle musiał być dostosowywany do aktualnej pogody i tylko dzięki heroicznej, niezwykle solidarnej postawie całej ekipy udało nam się w wyznaczonym terminie ukończyć zdjęcia plenerowe. Wiem, że takie zdania bywają traktowane jako zwyczajowy kurtuazyjny ukłon w stronę ekipy. Nic bardziej mylnego. Przemoczeni, ubłoceni, zziębnięci do szpiku kości, wszyscy pracowali z pełnym zaangażowaniem bez słowa skargi, często wykonując czynności nie należące bezpośrednio do ich obowiązków.

Po powrocie do Warszawy, gdzie warunki zdjęć były już o wiele bardziej komfortowe, stwierdziłem ku swemu zaskoczeniu, że większość zaczyna tęsknić za Bieszczadami.


Żadnego filmu nie da się zrobić w pojedynkę. „Enduro Bojz” to mój debiut kinowy, ale w jego realizacji uczestniczyło wiele osób z imponującym dorobkiem filmowym: Jacek Petrycki – wspaniały człowiek, któremu zawdzięczam o wiele więcej niż tylko piękne zdjęcia, Wanda Zeman – która w montaż filmu włożyła całe swoje serce oraz Tadeusz Drewno – dzięki któremu udało się zrealizować zdjęcia tam, gdzie początkowo wydawało się to niemożliwe. Specjalne podziękowania należą się również Wojciechowi Wójcikowi za dyskretną opiekę nad filmem i wielu, wielu innym. Do współpracy zaprosiłem także ludzi młodych, stojących u progu swej filmowej kariery – między innymi scenografów, kompozytora, realizatora dźwięku. Podobne proporcje doświadczenia i młodości zostały zachowane w obsadzie aktorskiej. Adama Ferencego i Krzysztofa Pieczyńskiego chyba nikomu spośród polskich kinomanów przedstawiać nie trzeba. Wspomniani zaś już wcześniej Janek Wieczorkowski, Andrzej Andrzejewski i Basia Kurzaj zagrali w tym obrazie swoje pierwsze duże role filmowe.

To, że na planie spotkali się przedstawiciele dwóch generacji aktorskich, wynikło rzecz jasna ze scenariusza, ponieważ punktem wyjścia jest tu pokoleniowy konflikt pomiędzy ojcem i synem. W miarę rozwoju filmu przeobraża się on w konfrontację dwóch światów – tego, którym rządzą żelazne prawa i reguły oraz świata wolności i poszukiwań.

Na początku filmu główny bohater - Kuba przychodzi do oglądającego w telewizji mecz ojca i mówi: „chcę porozmawiać”. Jednak zamiast do rozmowy, dochodzi do awantury, po której w odruchu buntu Kuba ucieka z domu. Kiedy w finałowej sekwencji odmienieni, gotowi do pojednania ojciec i syn spotykają się ponownie jest już niestety za późno.

Gdyby ktoś w tej chwili zapytał mnie o czym jest ten film, odpowiedziałbym: „o palącej potrzebie rozmowy, póki nie jest za późno”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Enduro Bojz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy