Reklama

"Egzorcysta: Początek": OBLICZE ZŁA

Egzorcysta wszedł do kin w 1973 a efekty specjalne, które przerażały widownię na całym świecie, były nowatorskie i oryginalne. Ale w roku 2004 efekty specjalne w kinach nie są żadną nowością, widzowie są do nich przyzwyczajeni. Celem twórców Egzorcysty: Początek było stworzenie takich efektów specjalnych, które podkreślałyby sceny mrożące krew w żyłach i klimat filmu.

“Chciałem tak zrobić ten film, aby widz uważał go za początek Egzorcysty” - mówi

Harlin. “Nie ma więc w nim modnych efektów specjalnych i różnorakich innych trików. Jest jak prawdziwy, staromodny horror, w którym wszystko opiera się na podejrzeniach i terrorze psychologicznym.

Reklama

“Egzorcysta musi być obejrzany przez każdego, kto zajmuje się efektami specjalnymi” - mówi specjalista od wizażu w filmie - Gary Tunnicliffe, który pracował we wszystkich przerażających produkcjach, typu: Hellraiser, Halloween oraz Sleepy Hollow, Tima Burton’a.

“Efekty specjalne w Egzorcyście przetrwały upływ czasu, ponieważ mają wpływ nie tylko na naszą psychikę, ale też na nasz stan fizyczny. Są takie horrory, które uderzają w twój żołądek, są też takie, które uderzają w twój umysł. A Egzorcysta jest takim filmem, który uderza podwójnie.” Zespół Tunnicliffe’a był odpowiedzialny nie tylko za wizaż, ale też za stworzenie wielu skomplikowanych rekwizytów, a w tym lalek i religijnych idoli, a także ożywienie paru mechanicznych bestii. Nastąpił intensywny okres rzeźbienia i tworzenia wykrojów, form oraz ich malowania i odpowiedniego ozdabiania. Ale najtrudniejszą częścią całego planu było zadecydowanie jak ma wyglądać, czy też jaka formę fizyczną ma przyjąć, demon. “Renny uważał, że powinien mieć wiele wspólnego z demonem z oryginalnego filmu - mówi Tunnicliffe. “Jest to ten sam demon, więc o ile nie wiemy jak wygląda w rzeczywistości, to kiedy wejdzie w człowieka, musi mieć coś wspólnego z oryginalnym demonem, aby było wiadomo, że chodzi o tego samego.”

Tunnicliffe rozmawiał wiele z Dick’iem Smith’em, który wykonywał make-up w oryginalnym filmie w 1973 roku. “Nauczyłem się od Dick’a, że wygląd demona w Egzorcyście był stworzony na bazie twarzy Lindy Blair, czyli lekko pucołowatej, dziewczęcej buźki. To było właśnie to wyzwanie. Nie jest to demon z rogami, ani taki, jak można zobaczyć w serialu Buffy: Postrach wampirów. Zmieniliśmy więc wygląd policzków aktora, tak by były nieco asymetryczne, a broda wydawała się nieco większa niż normalnie. Podoba mi się pomysł, że demon jest w stanie zniszczyć ludzkie ciało, w którym się znajduje. Nałożyliśmy mu także specjalne soczewki kontaktowe, które sprawiły, że oczy wyglądały na wyłupiaste, a zęby pomalowaliśmy czarną farbą. Wyglądał więc obrzydliwie.”

Pomimo upływu 30 lat pomiędzy dwoma produkcjami Egzorcysty, materiały i sam proces tworzenia wizażu był taki sam, jak robił to Dick Smith w oryginalnym filmie. “Używaliśmy tradycyjnych, staromodnych plastykowych materiałów” - wyznaje Tunnicliffe. “Więc jest to ten sam make-up w formie i treści jaki stworzył Dick, z tym że oczywiście materiały są nowsze i bardziej nowoczesne, np. soczewki kontaktowe są zdecydowanie wygodniejsze dla oczu niż te poprzednie sprzed 30 lat. Ale cała technologia nie różni się od tej z lat 70-tych. A wiele z tych technik zostało stworzonych właśnie przez Dick’a. Wiec jeśli wygląda to równie dobrze jak kiedyś, to jest to tylko jego zasługa.”

Najciekawsze jest to, że być może najbardziej niesamowity efekt stworzony przez Dick’a Smith’a w Egzorcyście przeszedł właściwie bez echa. Postać ojca Merrina miała wtedy około 70 lat, natomiast Max von Sydon miał ich tylko 44. Postarzenie Sydowa trwało dziennie około trzech, czterech godzin. Tyle samo czasu trwała charakteryzacja opętanego. Wszystkie protezy musiały być przyklejone bezpośrednio na skórę używając środka na bazie wody o nazwie Pros-Aid. Kiedy już aktor był ucharakteryzowany musiał tak zostać przez cały czas trwania zdjęć, a pod koniec poświecić jeszcze godzinę na ich zdjęcie. Protezy te były bardzo delikatne, bo zrobione z miękkiego i giętkiego materiału, aby miały jak najbardziej naturalny wygląd, oddający wręcz mimikę aktora. Odklejanie ich znaczy po prostu ich zniszczenie, więc każdego dnia identyczny zestaw musiał być wykonywany na nowo. Praca Tunnicliffe’a został bardzo dobrze oceniona. “Ludzie unikają cię jak ognia, kiedy masz ten cały sprzęt na sobie, bo wygląda się w nim naprawdę odpychająco. Wydaje mi się, że kiedy ludzie, którzy na co dzień mają do czynienia z taką charakteryzacją reagują w ten sposób, to można się również tego spodziewać po widowni w kinach.”

Jednym z najtrudniejszych przedsięwzięć było stworzenie dzikich hien, które mają całkiem sporą rolę w filmie (ze względów bezpieczeństwa, nie używano żywych hien). “Jestem naprawdę dumny z pracy jaką wykonaliśmy tworząc hieny” - przyznaje. “Przecież jest to niemożliwe by prawdziwe hieny zaatakowały kogokolwiek bez uszczerbku na zdrowiu” - dodaje Tunnicliffe.

Aby rozwiązać problem hien, ekipa konsultowała swoje poczynania ze specjalistami zajmującymi się zachowaniami dzikich zwierząt. Ujęcia panoramiczne prawdziwych hien nakładano na zbliżenia sztucznych, z plastikowymi zębami, które mogły spokojnie „wgryźć” się w ramię i „odgryźć” kawał krwawiącego mięsa lub znienacka odwrócić się i zawarczeć. Na zębach umieszczone były małe pojemniczki ze sztuczną krwią. Efekt końcowy był porażający. Tunnicliffe wspomina: ” Było parę zbliżeń. w których miałem na ręku mechaniczną hienę. która wgryza się w plastikowe ramię. I nagle ktoś z tyłu krzyknął z przerażenia na widok kawałka mięsa i krwi rozpryskującej się spod zębów. Było to nawet całkiem zabawne…..”.

Rezultat był naprawdę przerażający. ”Staram się jak najczęściej odwoływać do rzeczywistości” - mówi Tunnicliffe. “Czasami artyści od wizażu idą za daleko w swoich posunięciach i tracą na autentyczności. Coś tak prostego jak ukłucie się w palec może wyglądać na bardzo bolesne, bo tego doświadcza każdy, podczas gdy przedstawienie jakiejś latającej, nieistniejącej bestii to już problem, bo one przecież nie istnieją. Jeśli bazuje się na prawdzie i rzeczywistości, uzyskuje się bardziej przerażający efekt .”

“Myślę że ludzie uwielbiają się bać w kinie” - mówi Harlin. “Jest to bardzo satysfakcjonujące oraz oczyszczające uczucie, siedzieć sobie w fotelu, przyglądać przerażającym miejscom i czynom, a kiedy zapalają światła, wychodzisz z kina i powracasz do swojego bezpiecznego życia. Wydaje mi się, że ten film będzie właśnie tak postrzegany. Będzie straszny, będzie trzeba zakrywać oczy z przerażenia lub łapać za rękę sąsiada, i jeśli właśnie tego oczekujesz, to Egzorcysta: Początek jest filmem dla ciebie.”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Egzorcysta: Początek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy