"Dziewiąte wrota": NA PLANIE
Zdjęcia do "Dziewiątych wrót" rozpoczęły się w czerwcu 1998 w Paryżu. Ekipa odwiedziła z kamerą m.in. Plaza Athenee Hotel, Ile-St-Louis i brzegi Sekwany. Sceny rozgrywające się w rodowej posiadłości Liany Telfer nakręcono w słynnym Chateau de Ferrieres, dziewiętnastowiecznej rezydencji rodziny Rotszyldów, położonym dwadzieścia pięć kilometrów na wschód od Paryża. Ekipa przeniosła się następnie do Sintry w Portugalii i Toledo w Hiszpanii.
Polański zgromadził na planie wielu uznanych twórców. Autor zdjęć Darius Khondji ("Ukryte pragnienia", "Evita", "Siedem") pracował z kontrastującym oświetleniem, by sekwencje nowojorskie różniły się stylem od europejskich. Jego ideą było, by w miarę rozwoju akcji w filmie dominować zaczęły odcienie czerwieni, co podkreśla niesamowity wymiar podróży Corso. Nagrodzony Oscarem scenograf Dean Tavoularis ("Ojciec chrzestny", "Czas apokalipsy") wykreował zdumiewającą replikę Nowego Jorku w studio Epinay i zaprojektował wspaniałe dekoracje do sekwencji europejskich.
Roman Polański mówi: "Darius jest dziś jednym z najbardziej utalentowanych operatorów w przemyśle filmowym. Doskonale wiedział, czego chcę. Podobnie było z Deanem. Wspólnie udało im się wykreować atmosferę, na której mi zależało."
W "Dziewiątych wrotach" możemy podziwiać dekoracje należące do najbardziej efektownych w kinie ostatnich lat, które wykreowali dosłownie z niczego scenograf Dean Tavoularis i dekorator wnętrz Phillippe Turlure. Jedna z nich przedstawiała chylący się ku ruinie dom Victora Fargasa, położony w rozciągającym się na wzgórzach miasteczku Sintra w Portugalii. "Rezydencja w Sintrze jest utrzymana w doskonałym stanie, wręcz wypieszczona, ma nieskazitelne freski, czyste okna i meble. Jednym słowem w niczym nie przypomina domu, który oglądamy na ekranie - mówi Roman Polański. - Nie ma w niej prawdziwej biblioteki, musieliśmy więc zmienić wystrój wszystkich wnętrz."
Twórcy nie szczędzili wysiłków, by filmowa księga "Dziewięć wrót", miała wszelkie cechy autentyku. Polański wiedział, jak mają wyglądać ryciny pełniące kluczową rolę w rozwoju akcji, niełatwo przyszło mu jednak znaleźć rysownika, który przelałby jego pomysły na papier: "Chciałem, by nasze ilustracje wyglądały jak autentyczne drzeworyty lub miedzioryty z tamtego okresu. Nie mogliśmy jednak znaleźć nikogo, kto podjąłby się ich wykonania" - mówi. Wtedy Polański wpadł na pomysł, by zwrócić się do Francisco Sole, który zilustrował hiszpańskie i francuskie wydania "Klubu Dumas": "Spotkałem się z nim na lotnisku, skąd wyruszałem w podróż w poszukiwaniu plenerów i wyjaśniłem mu, o co mi chodzi. On przesłał mi próbkę swoich prac, a ja wpadłem w zachwyt. Szczegóły dogadaliśmy przez telefon. W dzień kręciłem zdjęcia, a w nocy konferowałem z nim. Faksowałem mu szkice, a on odsyłał mi gotowe ilustracje. Uzupełniły one filmową księgę. Kiedy bierze się ją do ręki, ma się wrażenie, że to starodruk. Faktura papieru, jego kolor, druk - wszystko potęguje wrażenie autentyzmu. Nasza księga w niczym nie przypomina tradycyjnego rekwizytu."
Roman Polański postawił sobie za punkt honoru przydanie filmowi realizmu: "Im bardziej fantastyczna staje się historia, którą opowiadasz, tym bardziej przekonywająco musi zostać opowiedziana, a to oznacza bardziej realistyczne podejście. Wszystko sprowadza się do wykreowania właściwej atmosfery."