"Dystrykt 9": JOHANNESBURG
Twórcy od samego początku zamierzali zrealizować "Dystrykt 9" w Johannesburgu. Historia mogłaby się rozgrywać w dowolnej metropolii usytuowanej w jednym z rozwijających się krajów, ale jedynie Johannesburg ma wyjątkowy, afrykański klimat, który reżyser dobrze zna i uznaje za swoją inspirację.
"Myślę, że odtworzenie atmosfery miasta oraz wielu tarć narodowościowych byłoby poza Johannesburgiem trudne" - mówi Blomkamp. "Tu krajobraz rozpada się na wiele elementów, takich jak sterty śmieci, drut kolczasty lub chaszcze - wszystko to składa się na ucztę dla oka". Reżyser wahał się, czy zdjęcia na zaniedbanych przedmieściach były niezbędne. "Wiedziałem, że to będzie trudne, ale nie dalibyśmy rady stworzyć autentycznej atmosfery konfliktu w hali zdjęciowej".
Poziom przestępczości zmienił w ogromnym stopniu oblicze miasta w ciągu minionych lat, jednak reżyser wplótł je w fabułę filmu. "Miasto zamieniło się w królestwo strzeżonych osiedli, linii drutu kolczastego, płotów pod wysokich napięciem, kamer i prywatnych firm ochroniarskich" - mówi Blomkamp. "Te zmiany mogły w opinii niektórych zmienić Johannesburg w najbrzydsze miasto świata. Ja uznałem je jednak za doskonałą wizualną pożywkę wpisującą się w stylistykę filmu".
Latem miasto eksploduje bujną zielenią i pięknem, którego nie znajdziemy w filmowym dystrykcie 9. "Zdjęcia realizowaliśmy zimą, ponieważ chcieliśmy, żeby miasto w filmie wyglądało jak wypalona, jałowa miejska pustynia" - komentuje Blomkamp. "Zależało nam na zdjęciach w trakcie zimowych miesięcy, kiedy wszędzie rozpalane ogniska pokrywają okolicę popiołem i brudem. To był widok, którego potrzebowałem". Filmowcom udało się znaleźć idealne plany zdjęciowe w dzielnicy Soweto. Ludzie tutaj żyli latami w małych domkach na skromnej połaci ziemi. Tuż przed rozpoczęciem zdjęć, lokalne władze zaczęły przesiedlać mieszkańców do państwowych osiedli, oddalonych o 20 kilometrów. Ekipa producentów wykupiła część opuszczonych domów, ogrodziła teren i stworzyła kontrolowany obszar na potrzeby planu zdjęciowego. Dla scenarzysty Philipa Iveya, ten teren i prowizoryczne budy stanowiły solidną bazę dla dalszej pracy. "Odkupiliśmy rudery zniszczonych szop i z nich zbudowaliśmy na potrzeby filmu nowe. Dzięki temu nie mu-sieliśmy bawić się w postarzanie materiałów, które miały nieautentyczny wygląd". Ivey zaprosił także na plan scenografkę Emelię Weavind, która pracowała w tym samym mieście kilka lat wcześniej, będąc odpowiedzialną za scenografię do nagrodzonego Oscarem Tsotsi. "Jest niesamowita, szanuje i kocha ludzi, którzy opłacają się jej tym samym" - twierdzi Ivey.
Pomysł Iveya na scenografię do filmu opiera się na kontraście pomiędzy znanym nam środowiskiem przedmieść a wykraczającym w przyszłość światem science fiction.
Pomiędzy zwykłym życiem ludzi a środowiskiem istot pozaziemskich leży siedziba Obesandjo. Jej właściciel, nigeryjski król podziemia, który - choć trudno go nazwać życzliwym przyjacielem kosmitów - przyczyni się do ich sukcesu. Jego mieszkanie ma swój wyjątkowy styl łączący w sobie wiele różnych afrykańskich wpływów. W tym miejscu Ivey i Weavind stworzyli wielowymiarowy plan zdjęciowy emanujący urokiem. "To miejsce jest wykorzystywane na wiele różnych sposobów" - wyjaśnia Weavind. "Jest tu bar z daniami na wynos, dziupla do rozbierania skradzionych samochodów na części, punkt handlu częściami do samo-chodów, bronią, jak też gabinet medycyny tradycyjnej. Zaprojektowaliśmy i wyposażyliśmy wnętrza w taki sposób, że gdziekolwiek nie spojrzysz, tam jakaś ciekawostka przyciąga wzrok: kości zwierząt, jedzenie, czy w końcu skrzynki z amunicją".
Z dala od surowego krajobrazu Johannesburga Ivey wybudował kilka planów w hali zdjęciowej. Jednym z ulubionych wnętrz Iveya było tajne laboratorium medyczne ukryte w sercu kwatery głównej MNU. Kiedy starania o lokalizację w autentycznym szpitalu zakończyły się fiaskiem, filmowcy postanowili zbudować laboratorium od podstaw. "Zdecydowaliśmy się na ciężką architekturę w piwnicznym klimacie" - mówi Ivey. "Chcieliśmy nadać temu wnętrzu klaustrofobiczny nastrój, tak jakby miało się zaraz zamknąć nad Wikusem. By osiągnąć atmosferę grozy. Umieściliśmy wszędzie światła fluorescencyjne, dzięki czemu laboratorium emanuje sterylnym zimnem, a poza tym pomalowaliśmy ściany na zielono. W takiej kolorystyce skóra ludzka wygląda bardzo blado".