Reklama

"Dogville": MÓWI NICOLE KIDMAN

Grace to młoda kobieta, która pochodzi ze świata, gdzie ludzie potwornie postępują wobec innych. Jej ojciec jest gangsterem. Widziała, jak z zimną krwią zabijano ludzi. Choć dorastała w zachwianym moralnie świecie, desperacko walczy o to, by być dobrym, szlachetnym człowiekiem. Myślę, że walczy z tym, kim jest, skąd pochodzi, ze swoimi pobudkami. Fascynuje mnie w niej to, że pragnie być dobra za wszelką cenę, więc, chcąc wierzyć w ludzką dobroć, potrafi wiele przebaczyć.

Nie uważam jej za naiwną. Myślę, że jest pełna nadziei, nadziei dotyczącej całej ludzkości. Na samym początku Lars powiedział mi coś bardzo ciekawego: "Tak naprawdę ci wszyscy ludzie są jej częścią". Odpowiedziałam: "No tak!". Mieszkańcy miasteczka są aspektami jej osobowości. Tom, jej ojciec, wszyscy...Kiedy się to dostrzeże, staje się ona o wiele pełniejszą postacią.

Reklama

Myślę, że Kubrick miał bardzo mądrą zasadę nie opowiadania, o czym są jego filmy. To dobra taktyka, szczególnie przy takim filmie jak "Dogville", głębokim i bardzo ważnym zarówno dla mnie, jak i Larsa, który dopuszcza tak wiele możliwych interpretacji. Dla mnie może opowiadać zupełnie o czym innym niż dla kogoś innego. To bardzo dobrze. Nie oglądasz też Picassa mówiąc "Ach, więc o to chodzi w tym obrazie!". W przypadku tego filmu też chodzi przecież o interpretację. Każdy będzie miał swoje racje. Niektórych "Dogville" zdenerwuje, niektórzy bardzo się przejmą. Ale takie już są filmy Larsa, to bardzo istotne. Dokładna definicja nie oddałaby pełnej wartości filmu.

Od czterech lat nie wybierałam filmów kierując się tym, co pomyśli publiczność. Nie myślę w ten sposób. Nie zastanawiam się też, jak zareagują dane państwa na mnie, czy na inne elementy filmu. Nie podejmuję decyzji pod kątem kariery, bo nie postrzegam siebie, jako osoby robiącej karierę. Kariera to niewłaściwe słowo. Nazbyt kojarzy się ze światem biznesu, a ja kieruję się względami artystycznymi. Posłuchałam swoich artystycznych instynktów i okazało się, że to dobra droga. Szczerze pragnę nadal tak postępować.(...).

Łańcuch, obroża, dzwonek... Tak, to było dla mnie bardzo niepokojące. Przez sześć tygodni przeżyłam wiele emocji związanych z filmem, z rolą, ze wszystkim. Ale to konieczność. Nie zachowuję chłodnego spojrzenia na swoją pracę. Zatracam się w niej. Nie rozumiem aktorów, którzy tego nie robią pracując nad czymś wymagającym tak wiele od twojej psychiki, od ciebie samego: pasji, zaangażowania i skupienia.

W całym tym zamieszaniu trudno jest mi wyjaśnić: "To właśnie robiłam. To i to chciałam przez to osiągnąć". Wiem tylko, że przygotowując się do łańcucha, obroży i dzwonka, chciałam tylko leżeć na starym łóżku, które było na scenie. Leżąc na nim spędzałam dużo czasu, a Lars przychodził i głaskał moją rękę. Kiedy kręciliśmy te sceny, zrobiłam się bardzo letargiczna, ale odbierałam wszystko bardzo emocjonalnie. Nie podobało mi się to. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam jej zakładania. Obroży. Łańcuch nie przeszkadzał mi aż tak. Ale dzwonek! Jak ona mogła na to pozwolić?! (...).

Myślę, że zakończenie jest jednym z tych wspaniałych zakończeń filmowych. A Lars to wszystko napisał, sam to wszystko wymyślił. Tak samo było z Bazem Luhrmanem... po prostu wymyślił "Moulin Rouge"!

Reżyserowie, z którymi miałam szczęście pracować... którzy mnie wybierali...tacy właśnie są. Myślę, że nasze ścieżki przecięły się nieprzypadkowo, zawsze istnieje przyczyna. Myślę, że praca z Larsem właśnie w tym momencie mojego życia była mi przeznaczona. Nie sądzę, bym mogła pracować z nim np. pięć lat temu. (...)

To było niesamowite. Na początku miałam obawy, bo słyszałam o Larsie mnóstwo historii. Przez tyle lat chciałam z nim pracować, naprawdę chciałam wziąć udział w tym filmie, ale z drugiej strony tyle słyszałam... Przez pierwszy tydzień nie było łatwo, bo nie do końca go rozumiałam.

Potem poszliśmy razem na spacer. Na tym spacerze zaczęłam go rozumieć, a teraz jestem do niego bardzo przywiązana. Myślę, że to wspaniały sposób na robienie filmów. Wszyscy razem mieszkają, przez długie godziny razem pracują w studio, a potem znów spędzają ze sobą czas. W obecnych czasach ludzie przez większość czasu się izolują. Lars sprawia, że ze sobą przebywają i nalega, żeby poznali się bliżej. Uważam, że to bardzo istotne. (...).

Bardzo bym chciała wystąpić jeszcze u Larsa, może tym razem w czymś bardziej kameralnym. Wspaniale byłoby zrobić film, gdzie w (dosłownie) bardzo małej przestrzeni byłabym tylko ja, on i kamera.

Z jakichś powodów relacja pomiędzy aktorem i reżyserem jest wtedy najbardziej intymna, bo reżyser wszystko obserwuje, wszystko wie i kiedy wyciągał do mnie rękę i, wciąż trzymając kamerę, dotykał mojej dłoni - to było tak wyjątkowe, tak intymne i ... niezwykłe. Podchodzę do tego bardzo emocjonalnie nawet kiedy o tym mówię. To wspaniałe, że jego wszystko do tego stopnia obchodzi. Dla swoich aktorów zmagał się z tą ogromną, prawie dwudziestokilową bestią! (kamerą).

Owszem, zmartwiłam się, kiedy pierwszy raz zobaczyłam scenografię. Pomyślałam, "Mój Boże, przecież to się nie uda". Teraz myślę, że się udało.

Zawsze się wahasz. To normalne przy nowych pomysłach, pułapkach i staraniach stworzenia nowego kina. Lars mówi, że chce zburzyć pewne mity dotyczące kręcenia filmów. Nie wierzy w roztaczanie tajemniczej aury wokół powstawania filmów, że to bardzo trudne, bardzo wymagające.

Powiedział mi: "Jak dla mnie każdy może zostać reżyserem! Każdy może wziąć kamerę i opowiedzieć historię." To piękne, bo oznacza, że jest jeszcze tyle historii do opowiedzenia i tylu ludzi do tego zdolnych. Oni są tylko odstraszani. Dlatego lubię odwagę Larsa. Taką samą odwagę dostrzegam u Baza Luhrmana i Stanleya (Kubricka). Ci ludzie wnieśli coś do światowej kinematografii. Do tego robią to w czasach, w których spotykają się z wyjątkowo ostrą krytyką. Poza tym w ciągu 24 godzin od obejrzenia filmu, czyjeś zdanie na jego temat rozpowszechniane jest w internecie i ludzie od razu zaszufladkowują film.

Dlatego odbieganie od przyjętych norm jest ważne i niebezpieczne. Ważne dla przyszłego pokolenia dzieci, bo powinny poznać te historie, zobaczyć coś poza "Strzelajmy, rozwalmy ich wszystkich, bohater zwycięży i świat toczy się dalej". To tak cholernie złe i nudne!

Lars jest teraz uznanym na świecie reżyserem. Ma swoich przeciwników i wielbicieli. To jest SZTUKA. Dzięki Bogu wciąż kręci filmy i mam nadzieję, że będzie to robił do końca życia, pomimo wszelkich przeszkód. Na pewno będę do niego pisać, dzwonić, jeździć do Kopenhagi, żeby się z nim zobaczyć.

Czasem spotyka się ludzi, którzy stają się ważnym elementem twojego życia. Lars może mieć swoje neurozy i problemy, ale jest bardzo mądrym człowiekiem, który postrzega świat w bardzo swoisty, wyrazisty sposób i ma bardzo zdrową perspektywę.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Dogville
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy