"Dobre chęci": ROZMOWA Z REŻYSEREM
Drugi film Adriana Sitaru, "Dobre chęci", miał swoją premierę na 64. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno, gdzie zdobył dwa Lamparty: dla najlepszego reżysera i najlepszego aktora (Bogdan Dumitrache). Rozmawialiśmy z Sitaru o jego bohaterze, pomyśle na film i podejmowaniu tematów autobiograficznych...
Jak powstał pomysł na "Dobre chęci"?
- Film jest bardzo autobiograficzny. Większość tego, co się w nim dzieje, opiera się na tym, co zdarzyło się mi i mojej matce latem 2007 roku. Zbiegło się to z zakończeniem zdjęć do "Pikniku". Kiedy spotkałem się z moimi producentami, powiedziałem im, że chciałbym przekształcić w film doświadczenie z moją matką i pomysł się spodobał. Rozwinąłem go, a następnie zaczęliśmy pracę nad scenariuszem. Oczywiście zmieniłem pewne rzeczy, ale postaci występujące w filmie to w większości ludzie, którzy naprawdę istnieją.
Jak byś opisał problem Alexa?
- To nieco neurotyczna i dziecinna postać. Czuje potrzebę ciągłej kontroli wszystkiego. I nawet jeśli nie jest głupi, to sposób, w jaki działa pod presją, jest zdecydowanie naiwny. Myślę, że zachowaniem człowieka w ogóle kieruje pewnego rodzaju naiwność. Oczywiście, nie chodzi tylko o Alexa, ale także wszystkich ludzi otaczających jego matkę. Nawet jeśli zdają się mieć jak najlepsze intencje, czasami one nie wystarczają. Ja sam jestem chyba bardziej pesymistą niż optymistą, bo zwykle biorę pod uwagę raczej najgorszy scenariusz.
Czy uważasz, że to paranoja typowa dla twojego pokolenia?
- Nie, myślę po prostu, że to jedno z ludzkich zachowań. Jednak kiedy rozmawiałem o tym z moim konsultantem scenariusza - specjalistą w tej dziedzinie - zdałem sobie sprawę, że tego typu zachowania są bardziej typowe dla mężczyzn niż dla kobiet, bo mężczyźni nie są tak przyzwyczajeni do troski o innych. Myślę, że to w jakiś sposób czyni nas bardziej dziecinnymi niż kobiety.
Czy obawy Alexa są uzasadnione? Czy jego paranoja ma jakieś odniesienie do rzeczywistości?
- Wydaje mi się, że dla wszystkich jest zrozumiałe, że Alex chce jak najlepiej dla swojej matki. I nie ma to nic wspólnego z Rumunią. Gdy mieszkasz we Francji lub w USA, szwajcarski system opieki zdrowotnej też wydaje ci się lepszy. To oczywiste, że zawsze chcesz mieć jak najlepszych lekarzy. Francuski Alex mógłby działać w ten sam sposób, nawet jeśli standardy byłyby wyższe. Ja osobiście nie użyłbym tu słowa "paranoja", w tym kontekście wydaje się ono zbyt mocne. Wszystkie rzeczy, które zdarzają się w szpitalu, potęgują po prostu niepokój Alexa - tak, słowo "paranoja" wydaje się przesadzone.
Oba twoje filmy zdają się skupiać na pojęciu subiektywności - co to oznacza?
- "Piknik" zdecydowałem się nakręcić z wykorzystaniem "subiektywnej" kamery ze względu na scenariusz. Ponieważ chciałem opowiedzieć tę historię z perspektywy bohaterów, postanowiłem użyć "śródcięć". Ta technika jest bliższa rzeczywistości, a kto wie, może nawet jest przyszłością kina? Podoba mi się pomysł wciągnięcia widza w akcję, myślę, że dzięki temu mój film jest ciekawszy w odbiorze. "Piknik" miał bardzo niski budżet, co oznacza, że musieliśmy się liczyć ze sporymi trudnościami technicznymi. W przypadku "Dobrych chęci" byłem pewien, że znów użyję POV, ale chciałem, żeby ujęcia były płynniejsze, gładsze i bardziej realistyczne. Z drugiej strony, pisząc scenariusz, starałem się przemyśleć historię także z perspektywy innych postaci i być mniej subiektywny. Miałem pomysł, żeby nigdy nie pokazywać w filmie perspektywy Alexa, ale zawsze punkt widzenia osób trzecich. Następna rzecz, leżąca u podstaw tej historii, to pewnego rodzaju mistycyzm. W ogóle nie jestem osobą religijną, ale po nakręceniu "Hooked" i historii z moją mamą praktycznie odciąłem się od innych ludzi i prowadziłem raczej samotniczy tryb życia. Wróciłem do mojego rodzinnego miasta i samotnie pracowałem nad tą historią. Kiedy myślałem o matce i wszystkich błędach, jakie wtedy popełniłem, to wydawało mi się, jakby była tam jeszcze z nami jakaś trzecia osoba. Nie sugeruję, że to był anioł, ale jednak coś było. Dlatego w scenach na początku i na końcu filmu, gdzie Alex jest sam, też starałem się uzyskać jakiś rodzaj ujęcia POV. Ruch kamery jest inny niż w klasycznej technice POV, ale nadal widzimy Alexa jakby z cudzej perspektywy. Widz sam powinien zdecydować, kim lub czym jest ta trzecia osoba.
To chyba dość ryzykowne być tak autobiograficznym i subiektywnym?
- Oczywiście, ale ta droga wydała mi się najwłaściwsza: opowiedzieć tę historię właśnie w ten subiektywny sposób.
A co z królikiem? Czy w ten sposób chciałeś oddzielić film od rzeczywistości, używając królika niemal jako surrealistycznej sztuczki?
- Wielu pacjentów w moim filmie jest wzorowanych na ludziach, którzy byli wtedy w szpitalu z moją matką. Jeden z nich miał obrażenia twarzy. Pomyślałem sobie, że maska królika wniesie do filmu element dziwności. Kiedy Razvan Radulescu zobaczył film, powiedział, że nie podobał mu się, bo jest zbyt realistyczny, bo takie właśnie rzeczy zdarzają się w rumuńskich szpitalach. Więc niekoniecznie starałem się osiągnąć surrealistyczny efekt. Widzę wiele surrealistycznych elementów w naszej codziennej rzeczywistości, a w moim pierwszym filmie też jest sporo takich, które można postrzegać jako surrealistyczne. Myślę, że rzekome surrealistyczne momenty w "Pikniku" i "Dobrych chęciach" tak naprawdę powodują, że film wydaje się bardziej realistyczny. Oczywiście, w trakcie filmu, kiedy matka dochodzi do siebie, Alex ma wątpliwości, ale skąd może wiedzieć, że ona naprawdę ma się lepiej.
Adrian Titieni zagrał główną rolę w "Pikniku" oraz w twoich krótkometrażówkach "Fale" i "Klatka". Czy chciałeś go zatrudnić także w "Dobrych chęciach"?
- Starałem się dopasować wiek aktorów do wieku mojego i mamy, więc nie mogłem powierzyć Adrianowi głównej roli.
Jak znalazłeś Bogdana Dumitrache?
- Casting do "Dobrych chęci" był bardzo długi. Trudno mi było znaleźć zarówno matkę, jak i Alexa, pewnie byłem zbyt subiektywny. Pracowałem z Bogdanem przy innym projekcie i bardzo go polubiłem. Mamy wiele punktów wspólnych i w zachowaniu, i w osobowości, więc dałem mu tę rolę. To zresztą Bogdan zasugerował mi Natasę Saab do roli matki.
Gdzie widzisz siebie w świetle dyskusji o Nowej Fali?
- Mówię wszystkim, którzy pytają mnie o Nową Falę, że jest mi bardzo trudno powiedzieć, gdzie kino rumuńskie znajduje się obecnie i dokąd zmierza. Czuję, że o tym muszą zdecydować krytycy. To ich działka. Z czasem odpowiedź przyjdzie. Nie jest to dla mnie zresztą, prawdę mówiąc, zbyt ważne. Myślę, że wszyscy staramy się po prostu robić jak najlepsze filmy.
Jaki będzie twój następny projekt?
Jestem właśnie świeżo po rozmowach o moim następnym filmie, który nosi tytuł "Domestic". Pomysł wpadł mi do głowy w 2007 roku i rozwijałem go jednocześnie z "Dobrymi chęciami". Dostaliśmy już pieniądze z Rumuńskiego Funduszu Filmowego i zaczynamy zdjęcia w listopadzie.
Wywiad przeprowadził Konstanty Kuzma
Źródło: East European Film Bulletin (eefb.org)