Reklama

"Dni naszego szaleństwa": OBSADA

Buddy (Leslie Cheung) - młody, przystojny i narcystyczny hedonista, utrzymywany przez przybraną matkę (Rebecca Pan), który zdaje się nie mieć w sobie żadnych uczuć. Buddy ze swoją delikatną urodą, drżącymi ustami, marzycielskim spojrzeniem i wygładzonymi czarnymi włosami idealnie pasuje do roli.

Buddy (Leslie Cheung) - młody, przystojny i narcystyczny hedonista, utrzymywany przez przybraną matkę (Rebecca Pan), który zdaje się nie mieć w sobie żadnych uczuć. Buddy ze swoją delikatną urodą, drżącymi ustami, marzycielskim spojrzeniem i wygładzonymi czarnymi włosami idealnie pasuje do roli.

Porównuje siebie do "beznogiego ptaka, który jest zmuszony do nieustannego lotu, gdyż wylądowanie na ziemi jest równoznaczne ze śmiercią". Mimo że ma wiele ujmujących zalet, w środku jest kompletnie pusty. Jedyną osobą, jakiej potrzebuje, to matka. Pod koniec filmu mówi o sobie: "Byłem martwy od samego początku".

Leung Fung-Ying (Carina Lau) doskonała gra aktorska, pełna pasji, namiętności, zmysłowości, a zarazem delikatności, wcielając się w desperacko zakochaną w Buddy'm tancerkę klubową. Widzimy ją, jako prawdziwą, dojrzałą i w pełni ukształtowaną kobietę - nie ma w niej nic dziewczęcego, dziecinnego - od razu widać, że niesie ze sobą bagaż doświadczeń złożony ze złych związków z nieodpowiednimi mężczyznami. Te historie wypisane są w jej każdym, pojedynczym spojrzeniu i geście.

Reklama

Su Lizen (Maggie Cheung) rola bardziej powściągliwa. Su Lizen sprawia wrażenie prostej i bardzo samotnej. Jej życie nabiera kolorów dzięki uczuciu do Buddy' ego, tę jedną jedyną chwilę będzie pielęgnować w sobie na zawsze. Cierpienie i depresja czynią ją nieczułą i nieświadomą względów, jakimi darzy ją Tide (Andy Lau).

Film ten jest jak niekończące się koło intymnych scen rozgrywających się pomiędzy dwoma z pośród sześciu postaci. Za każdym razem, gdy na scenę wkracza trzecia osoba, odnosimy wrażenie, że pewien porządek zostaje naruszony, jakby na scenę wkraczał intruz. Wong Kar Wai używa wielu intrygujących, nowatorskich środków, aby podkreślić intymność tego obrazu.

Większość scen była kręcona w mrocznych, ciasnych wnętrzach albo o zmroku pod wieczór, kiedy kolory są zwykle nieco przytłumione. Wiele spośród pojedynczych ujęć jest jak martwa natura - pięknie nakreślone, a jakikolwiek ruch jest niedostrzegalny. Postacie często wypełniają ekran i są tak do siebie zbliżone, że tworzy to dobrze odczuwalne wrażenie klaustrofobii.

Kolejną fascynującą rzeczą, jakiej dokonał Wong Kar Wai jest stworzenie świata niemalże pozbawionego ludzi. Jeśli się na tym skupimy, to zabieg reżyserski rzeczywiście uderza w oczy. Filmowy świat zdaje się być jakby przeznaczony tylko dla tych sześciu postaci. Nawet sceny kręcone na zewnątrz są zwykle pozbawione innych osób.

Także dźwięk w filmie używany jest bardzo oszczędnie. To prawie cisza absolutna - tak jakby świat inny niż ten, który Wong stworzył z bliskości pomiędzy swoimi bohaterami w ogóle nie istniał. Okazyjnie słychać tylko tykanie zegarów, spadające leniwie krople deszczu - wszystko po to, aby podkreślić przemijający czas, a więc jednocześnie, utracone zmarnowane szanse. Tylko raz - kiedy Buddy ostatecznie dowiaduje się, że jego matka żyje, słyszymy jeden, samotny dźwięk - dźwięk syreny pokładowej sygnalizującej, ze jego życie będzie się zmieniać, że wkrótce ruszy dalej.

Te wszystkie zabiegi pozwoliły stworzyć film fascynujący, prowokujący do myślenia. Bohaterowie trwają w permanentnym oczekiwaniu - jakby już nie byli częścią tego świata. Wszyscy poruszają się nad wyraz ospale, wolno mówią, zupełnie jakby byli przytłoczeni przez swój los i przeznaczenie.

Reżyser stworzył świat niebiańskich ciał będących w ciągłym ruchu, w bez przerwy zmieniającej się rzeczywistości, wpychającej je w wieczną samotność. Tak jak w jego pierwszym filmie mężczyźni i kobiety zakochują się, ale ma to raczej znamiona zniewolenia niż wolnego wyboru dyktowanego pożądaniem. Dla nich miłość jest narkotykiem, ale też i przyzwyczajeniem.

Krzyżujące się pragnienia i żądze stały się obsesją Wong Kar Wai'a, który raz po raz opowiada tę samą historię w każdym ze swoich kolejnych filmów. Sam twórca przyznaje, że trzy jego filmy fabularne, których akcja toczy się w latach 60.: Dni naszego szaleństwa, Spragnieni miłości oraz 2046 oparte są na tej samej kanwie i wpasowują się w jedną powiązaną historię. Stwierdził, że byłoby to ciekawe doświadczenie, jakby połączyć Dni naszego szaleństwa, Spragnieni miłości z 2046 i pozwolić, by utworzyły one jedną całość.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy