"Deja Vu": DENZEL I TYLKO DENZEL
Producent doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że obsadzenie roli Carlina jest kluczowe, właśnie po to, by pozyskać widownię. Była tylko jedna, niekwestionowana kandydatura: Denzel Washington. Denzel to aktor, który ma natychmiast publiczność w garści, niezależnie od roli, którą gra. Przejmujemy się jego losem, troszczymy o niego, jego dylematy stają się naszymi dylematami. Tak właśnie uważa Bruckheimer, a on dobrze wie, co mówi: z Washingtonem nakręcił już przecież sześć przebojowych filmów. Scott zauważył: Carlin jest obdarzony wielką intuicją. I to też go bardzo zbliża do Denzela, który jest aktorem wybitnie intuicyjnym. Intuicja jest dla niego kluczowa w budowaniu roli, podpowiada mu najlepsze rozwiązania. Jeśli chce coś zmienić, często nie potrafi wytłumaczyć dlaczego. On to po prostu wie i czuje.
Washington zdawał sobie sprawę z czekających go trudności. Ryzykiem było to, że historia zamachu opowiadana jest niejako na opak. Carlin poznaje kobietę, w której się zakochuje, gdy ta jest już martwa. Ma niezwykłą szansę przywrócić ją do życia. Rzecz jasna, mogło to wypaść fałszywie, łatwo było o niezamierzoną śmieszność. Dlatego znalezienie odpowiedniej partnerki dla gwiazdora stało się sprawą tak istotną. Wszyscy byli zgodni, że nie mogła to być twarz opatrzona. Wybór padł na znaną z musicalu "Idlewild" (2006) Paulę Patton. Wcześniej grała małe role - m.in. w telewizyjnym filmie "Murder Book" (2005) oraz kinowych produkcjach: "London" (2005) i "Hitch: Najlepszy doradca przeciętnego faceta".
Śliczna aktorka była ponoć zachwycona współpracą z Washingtonem. Czasem marzenia się spełniają! Przedtem słyszałam trochę o pracy z Denzelem. Rzeczywiście okazało się, że to niecodzienne przeżycie. To jakby się miało do czynienia z wirtuozem jazzu. Oczywiście istnieje scenariusz, ale Denzel przekształca go, zgodnie ze swoim instynktem, któremu ufa bezgranicznie. Zawsze jest gotowy zmienić kierunek i nie waha się tego uczynić. Z nim każda scena jest niespodzianką, wyzwaniem, zaskoczeniem - mówiła Patton.
W grze z Paulą był element podglądactwa - śmiał się z kolei gwiazdor. - W wielu sekwencjach mój bohater śledzi zachowania Claire. Mogę się założyć, że wszyscy mężczyźni w pokoju, w którym na ekranach obserwowaliśmy Paulę, wstrzymywali oddech.
Patton zwracała uwagę na to, że chociaż Claire jest ofiarą, nie można jej postaci nazwać schematyczną. Ma godność i siłę. Jeśli dobrze przyjrzeć się filmom Tony'ego, to jest jasne, że uwielbia on kobiety. Ceni je nie tylko za to, że są seksowne i urodziwe. Niemal każda kobieta z jego filmów ma w sobie siłę i z determinacją realizuje wyznaczone sobie cele - mówiła aktorka.
Jim Caviezel, pamiętny Chrystus z "Pasji" Mela Gibsona, zgodził się zagrać tym razem "czarny charakter". Nie bez wpływu na jego decyzję był wielki sentyment do filmu "Top Gun". Wspominał, że tamten film tak go zafascynował, że aż trzy razy zdawał do szkoły marynarki wojennej.
Val Kilmer ("The Doors", "Spartan"), grający agenta FBI, aktor uchodzący za "trudnego", tym razem nie stwarzał podobno absolutnie żadnych problemów. Powód? Być może taki, że - jak sam mówił -bardzo ceni Scotta nie tylko jako wybitnego speca od kina akcji, ale także jako człowieka. Zawsze rano mówił "dzień dobry" całej stuosobowej ekipie - wspominał aktor. - Wprowadzał nastrój skupienia i entuzjazmu dla zespołowej pracy.
Adam Goldberg ("Jezioro Salton", "Piękny umysł") zagrał Denny'ego, naukowca snującego niezwykłe, według wielu wręcz szalone teorie. Właściwie była to rola podobna do klasycznych kreacji zwariowanych naukowców. Aż się prosiło, by trochę poimprowizować. Ale nie możesz nadmiernie szaleć, grając słynnego fizyka - śmiał się aktor.