"Człowiek roku": WIZUALNA OPRAWA FILMU
Zdjęcia do "Człowieka Roku" powstawały od 28 listopada 2005 roku do 11 lutego 2006 roku. Większość scen kręcono w Nowym Jorku i Dystrykcie Kolumbii, miejscach tradycyjnie uznawanych za kolebkę amerykańskiej demokracji. Barry'emu Levinsonowi zależało przede wszystkim na wyważeniu proporcji między scenariuszem, w którym pozostawiono niemało miejsca na improwizację, oraz skomplikowaną oprawą wizualną filmu. Tę ostatnią powierzono Dickowi Pope'owi, cenionemu dokumentaliście i współpracownikowi Mike'a Nicholsa.
Dzięki zastosowaniu kamer z ręki Levinson postanowił nadać tempo partiom filmu rozgrywającym się na trasie kampanii prezydenckiej. Reżyser starał się też uniknąć tworzenia zbyt dopieszczonego obrazu, wybierając bardziej "organiczny" obraz, nad którym pracowała z Pope'em scenografka Stefania Cella. Efektem jest inscenizacja przypominająca bardziej studio dziennika telewizyjnego niż tło thrillera obyczajowego.
W ramach przygotowań do zdjęć, Barry Levinson poprosił aktorów o obejrzenie debaty z 1992 roku między urzędującym wtedy George'em Bushem, Rossem Perot i słabo wówczas znanym gubernatorem z Arkansas Billem Clintonem. Williams wspomina, że wielkie wrażenie zrobiła na nim różnica w stylach dyskusji - Perot przystąpił do ostrego ataku, a Clinton postanowił nie obierać strategii defensywnej, co przyniosło mu zwycięstwo. "Clinton podszedł do pytań szczerze i uczciwie, podczas gdy pozostali szybko się pogubili. Była to dla mnie dobra nauczka przed zagraniem Toma Dobbsa", podsumowuje Williams.
Mimo że większość zdjęć obywała się zgodnie ze scenariuszem, Levinson eksperymentował z improwizacją, dając większe pole do popisu Robinowi Williamsowi: "Gdy kandydat na prezydenta staje przed widownią, trzeba dać mu okazję do wykazania się spontanicznością". Między ujęciami Williams rozmawiał i zabawiał publiczność, przygotowując ją do kolejnej sceny. Levinson nie kryje podziwu dla energii aktora: "Nie sprawia mu to najmniejszego wysiłku, wręcz posiłkuje się tym i reżyser powinien zrobić wszystko, by go w tym wspierać".
Podsumowując zamierzenia, jakie przyświecały twórcom "Człowieka Roku", Robin Williams ma nadzieję, że uda się widzów obudzić z letargu. "Chcemy ich przekonać do głosowania na charyzmatycznych, inspirujących ludzi, którzy nie będą bali się niepopularnych decyzji i faktycznie wprowadzą nas w XXI wiek, zamiast cofać kraj o 100 lat". Levinson dodaje, że chciał odciąć się od innych obrazów o tematyce politycznej. "Ich twórcy często popisywali się cynizmem. 'Człowiek Roku' opowiada o dwójce ludzi, z których żadnego nie można kupić. Moim zamiarem było pokazanie, że w naturze ludzkiej leży cnota, godność i gotowość do zmiany. Odwrotność tego stanu byłaby niewyobrażalna".