Reklama

"Czasem słońce, czasem deszcz": FENOMEN BOLLYWOOD

1. Made in India!

Przeglądając eleganckie żurnale mody, magazyny o wystroju wnętrz, czytając w gazetach wciąż nowe informacje o niezwykłym rozwoju gospodarczym Indii, czy wreszcie widząc metki Made in India na markowych ubraniach nie można oprzeć się wrażeniu, że Indie - ze swoją kulturą liczącą ponad 4500 tysiąca lat - odgrywają coraz większą rolę w dzisiejszym świecie. Indie i indyjskie kino są dziś „trendy” zarówno w światowej prasie fachowej, gazetach codziennych, pismach o modzie jak i magazynach dla kobiet. Moda, wzornictwo, muzyka, meble – orient jest dziś modny.

Reklama

Dotyczy to także i kina. Bollywood („B”, jak „Bombaj” + „ollywood”, jak „Hollywood”), jak skrótowo określa się indyjski przemysł filmowy, dotarł do nas bocznymi drogami. Zaczęło się od muzyki. Sample z filmów, jak „DoobDoob O’Rama” albo hit Panjabi MC „Mundian To Bach Ke”, szturmowały europejskie listy przebojów. Andrew Lloyd Webber przedstawił w Londynie swój najnowszy musical „Bombay Dreams”, a w Ghost World niezależnej produkcji Terrego Zwigoffa, grająca główną rolę Thora Birch już na samym wstępie tańczy przed telewizorem do przeboju Mohammeda Rafiego „Jan Pachechan Ho”. Także Hollywood wyczuł, skąd wieje wiatr. Nie tak dawno temu w kinach pojawił się obraz Super Guru, w którym Heather Graham porusza biodrami jak prawdziwa hinduska gwiazda. Wyraźny wpływ Bollywoodu widać też w tryskającym barwami musicalu Baza Luhrmana Moulin Rouge i w brytyjskim filmie Bend It Like Beckham. Ale czym tak naprawdę jest Bollywood?

2. Filmy Masala

Pomimo pochlebnych opinii krytyków, indyjskie kino pozostaje w Europie wciąż stosunkowo nieznane. Można to po części wytłumaczyć zupełnie innym rozłożeniem akcentów niż w produkcjach hollywoodzkich. Filmy z Bollywood są bowiem jak mieszanka przypraw. Jak w każdej masali chodzi w nich o odpowiednie wymieszanie, przy czym składniki najczęściej pozostają takie same. W nieskończoność opowiada się trzy, cztery podobne historie, których najważniejszym punktem odniesienia jest romantyczna miłość – w kastowym społeczeństwie Indii ideał niemal nieosiągalny.

Młody i bogaty mężczyzna zakochuje się zazwyczaj w pięknej, lecz niestety biednej dziewczynie. Ich szczęściu stają na drodze jego rodzice, pragnący dla syna odpowiedniej partii. Tak samo zaczyna się i Czasem słońce, czasem deszcz. Powyższy schemat odnosi się bowiem bezpośrednio do jednego z najbardziej ulubionych hinduskich mitów, w którym bóg Kriszna zakochuje się w pasterce Radhi. Indyjska publiczność nie domaga się zazwyczaj oryginalnej fabuły, lecz przepychu dekoracji, gwiazd (czczonych czasem jak prawdziwi bogowie), muzyki i przede wszystkim ogromnych uczuć zawikłanych w wiele osobnych wątków. I obowiązkowo szczęśliwego zakończenia!

3. Wszyscy tańczą, wszyscy śpiewają

Europejską publiczność zaskoczy w Czasem słońce, czasem deszcz nie tylko mnogość motywów muzycznych i tanecznych, ale i częste zmiany kostiumów oraz dekoracji. Dopiero co nasi bohaterowie znajdowali się na targu w Bombaju, a chwilę potem tańczą u podłuża egipskich piramid.

Osobną rolę odgrywa w filmie taniec, w którym wyrażane są skrywane uczucia, miłość czy pożądanie. Mowa o skomplikowanych, perfekcyjnych sekwencjach dopracowanych w najdrobniejszych szczegółach, które wprawiają w zachwyt nawet największych sceptyków stroniących od musicalu. Dziesiątki tancerzy w niezwykle złożonych układach choreograficznych, którzy bez wysiłku poruszają się w dekoracjach, w porównaniu z którymi wybudowany na potrzeby filmu „Titanic” transatlantyk jawi się jako skromna atrapa.

Jakkolwiek przed trzema laty zniesiono w Indiach zakaz całowania się przed kamerą, to przedstawianie nagości i erotyzmu wciąż pozostaje tabu. Dlatego mężczyźni tak często noszą przylegające do ciała skórzane spodnie i prześwitujące koszule, a aktorki biegną w strumieniach deszczu, bądź obmywane są morskimi falami na brzegu piaszczystej plaży w tak popularnych scenach tzw. „wet-sari”.

Bollywood masala przywraca światowej publiczności wzruszające melodramaty o rozmachu włoskiej opery, proporcjach greckiej tragedii i korzeniach sięgających antycznych eposów, w których emocje zbyt silne by były wypowiedziane, zostają wyśpiewane. To tak jakby w finałowej scenie „Gwiezdnych Wojen” Luke Skywalker zbliżający się do Gwiazdy Śmierci słyszał głos Obi-Wana śpiewającego „Użyj Mocy”! Piosenki z filmu nadawane są na okrągło już miesiące przed premierą. Jest ich co najmniej osiem i to one w dużej mierze decydują o sukcesie bądź porażce dzieła. Przez ostatnie 60 lat filmy z Bollywood stanowiły niewyczerpane źródło indyjskich muzycznych przebojów. W istocie w Indiach przemysł muzyczny i filmowy są jednością. Trzeba jednak wiedzieć, że gwiazdy tych filmów tańczą, ale nie śpiewają. Głosu w piosenkach użyczają im słynni piosenkarze z playbacku, niewidoczni na ekranie, ale słynni z płyt ze ścieżką dźwiękową z filmu.

4. Fabryka snów

Bollywood nie jest wiernym odzwierciedleniem indyjskiej rzeczywistości. Być może rację miał poeta i scenarzysta Javed Akhtar, określając je kiedyś jako „najbliższego sąsiada Indii”. To odrębny świat z własną symboliką i tradycjami. Wystarczająco bliski, by widz mógł się z nim identyfikować, ale jednocześnie na tyle niedostępny, by na parę godzin zapomnieć o rzeczywistości.

Wielu widzów filmów z Bollywood doznaje w trakcie seansów ekstazy, gorączki z wrażenia, śmieje się i płacze na przemian ze wzruszenia. Filmy te odwołują się do fundamentalnych tęsknot każdego człowieka i uniwersalnych wartości. To, co dla każdego z nas najważniejsze, jest w nich wyrażone prosto, bez typowego dla postmodernistycznej estetyki Zachodu krygowania się i wymuszonego dystansu. Dają one 1/3 populacji całego globu ukojenie, przepustkę do najwspanialszych marzeń, a także niebanalną naukę o życiu i nadzieję, że szczęście może się uśmiechnąć w każdej chwili, a miłość może nas odnaleźć wtedy, kiedy się tego najmniej spodziewamy.

W przeciętnej produkcji z Bollywood nie ma przemocy, nagości, perwersji, czy seksu. Z racji wielowiekowej tradycji i obyczajowości Indii, Bollywood skazane jest na subtelność. Te blisko trzygodzinne opowieści najczęściej ukazują rodzinne perypetie - miłość, która łamie rodzinną tradycję, narusza przykazania i powinności, prowadzi do tragicznych konfliktów i wyborów. Tak, jak ma to miejsce w „Czasem słońce, czasem deszcz”.

To może wyjaśniać obecną popularność tych filmów na Zachodzie. I mimo że trwają one zazwyczaj ponad trzy godziny, stanowią znakomitą rozrywkę dla przyzwyczajonych do krótszych metraży widzów. Filmy z Bollywood okazują się dziś godnymi spadkobiercami tradycji musicalu i pomimo całej swojej sztuczności oferują nam jakość coraz rzadszą do odnalezienia nawet w produkcjach amerykańskich: autentyczność. Być może śmiejemy się z czegoś innego niż Hindusi, ale płaczemy tak jak oni. Bo naprawdę wierzymy w ból i smutek bohaterów. Pod koniec tego maratonu uczuć możemy być wyczerpani, ale nie nieszczęśliwi. Opuszczamy sale kinową uskrzydleni, nucąc jedną z szybko wpadających w ucho filmowym piosenek.

5. Czy Bollywood podbije Europę?

Bollywood to gigant światowego kina, który zarówno ilością, jak i jakością produkcji konkuruje z Hollywood. Prawie 1000 filmów pełnometrażowych rocznie (w USA - średnio 720 rocznie) w blisko 20 językach Indii, dwumiliardowa publiczność - to wszystko sprawia, że Bollywood od lat jest najprężniejszym przemysłem filmowym świata. Filmowym fenomenem, o którym nikt dotąd głośno nie mówił.

W Indiach każdego dnia ponad 12 milionów widzów szturmuje sale ogromnych kin, przypominających pałace, aby znaleźć się w kolorowym świecie wielkich emocji. Każdy seans w kinie rozpoczyna się obowiązkowym odegraniem hymnu narodowego Indii, podczas którego publiczność powstaje z miejsc. 12 milionów widzów dziennie to prawie połowa sumy wszystkich widzów, którzy co roku odwiedzają kina w Polsce! Nawet Hollywood może o tym jedynie pomarzyć.

Jednak indyjski przemysł filmowy przez długi czas nie interesował się specjalnie europejskim rynkiem dystrybucyjnym. Filmy z Bollywood rzadko trafiały do szerokiej dystrybucji, bądź były zapraszane na wiodące festiwale filmowe. Ostatnimi czasy sytuacja się zmienia, a kino z Bollywood stoi u progu wielkiego przełomu zarówno w Europie jak i Ameryce. Mniej więcej od dwóch lat indyjskie filmy święcą duże sukcesy na festiwalach. Choć Monsunowe wesele Miry Nair, zdobywca Złotego Lwa w Wenecji w 2001 roku, było jeszcze koprodukcją niemiecko-brytyjsko-indyjską, to już czysto bollywoodzki Devdas z powodzeniem został pokazany w Cannes w 2002 roku. Także Lagaan z supergwiazdą Aamirem Khanem nominowany był w 2002 roku do Oskara dla filmu nieanglojęzycznego.

W Anglii i Ameryce filmy z Bollywood już od jakiegoś czasu odnoszą spore sukcesy. Oczywiście sprzyja temu po części znaczna liczba hinduskich imigrantów w obu krajach. Jednak to z pewnością nie jedyny powód niespotykanych dotąd osiągnięć niektórych filmów. Devdas tygodniami nie schodził z listy Top 5, a Czasem słońce... nie dość, że przez pół roku utrzymywało się w repertuarze kin w Indiach, to jeszcze okazało się ogromnym hitem tak w Anglii jak i w Stanach Zjednoczonych.

Blink jak Bollywood

Czasem słońce, czasem deszcz jest pierwszym filmem z Bollywood, który trafi do dystrybucji kinowej w Polsce. Filmem tym na polskim rynku dystrybucyjnym debiutuje firma Blink. Blink będzie współpracował z firmą Gutek Film i zajmie się promocją kina gatunkowego świata, przebojów kinematografii praktycznie w Polsce nieznanych. Komedie z Kamerunu, musicale z Indii, horrory z Korei, kino akcji z Hongkongu – lista jest długa...

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Czasem słońce, czasem deszcz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy