Reklama

"Córka botanika": TWÓRCA O FILMIE

Jak wpadł Pan na pomysł nakręcenia tego filmu?

Wpadłem na ten pomysł jakieś 5, 6 lat temu wspólnie z Nadine Perront, moją producentką, zanim jeszcze powstał scenariusz do Balzaca i małej Chinki. W jednym z dzienników wydawanych w Chinach przeczytałem historię dwóch dziewcząt pracujących w tej samej fabryce. Jedna z nich była robotnicą, a druga - pielęgniarką. Oskarżono je o homoseksulizm i skazano na śmierć. Były również głównymi podejrzanymi o morderstwo ojca jednej z nich. Wyobraziliśmy sobie tego mężczyznę, leżącego we krwi w swoim łóżku, oraz te kobiety, które zdecydowały się zabić, aby zachować, coś najcenniejszego - ich miłość. Ten obraz był niezwykle inspirujący.

Reklama

Ale co Pana najbardziej zafascynowało w tej historii?

Tak jak Balzac i mała Chinka nie jest tylko historią o rewolucji kulturalnej w Chinach, tak Córka botanika to nie tylko opowieść o miłości między dwoma kobietami.

To historia miłosna, której bohaterki napotykają na swej drodze wiele przeszkód i trudności. Fakt, że są kobietami nie ma największego znaczenia. Nie próbuję oceniać postępowania tych kobiet, czy ich podglądać.

Portretuje Pan kobiety w Córce botanika z większą czułością niż mężczyzn. Dlaczego?

Patrzę na tych mężczyzn oczami kobiet? Ojciec to autorytet, mąż z kolei to uosobienie męskości. Jest to jednak tylko męskość pozorna, gdyż żaden z nich nie zdaje sobie sprawy, co to znaczy być kobietą. Jest im wygodniej posługiwać się utartym schematem kobiecości, który narzuca im system społeczny. Mężczyźni w moim filmie są raczej niezdarni, niezdolni, aby zrozumieć kobiety, aniżeli głupi. Starałem się, nie portretować ich w sposób zbyt karykaturalny. Podobnych do nich spotykamy codziennie.

Czy rozpoznaje Pan siebie w tych postaciach?

Nie identyfikuję się z tymi mężczyznami, chociaż, każdy z nas nie zawsze traktuje kobiety w należny im sposób. Postacie z mojego filmu odzwierciedlają postawę wobec kobiet, jaką reprezentowało pokolenie mojego ojca czy dziadka.

Dlaczego umiejscowił Pan akcję filmu w latach 80.?

Pokazane przeze mnie lata 80. stanowią tylko tło dla opowiedzianej przeze mnie historii, tym bardziej, że jest to wciąż nieodległa przeszłość. Co więcej, nie ma znaczenia, że wydarzenia rozgrywają się w Chinach. Podobne sytuacje mogłyby być nakręcone w Chinatown w Paryżu czy Nowym Jorku. Najważniejsze są relacje między postaciami. Tak jak relacja pomiędzy Chang An a jej ojcem, zresztą bardzo tradycyjna: ona nie potrafi opuścić ani jego, ani jego ogrodu. On zdaje sobie z tego sprawę, więc się wycofuje, okazując jej w ten sposób inny rodzaj miłości, ojcowskiej miłości, którą odnajdziemy w każdej epoce historycznej i pod każdą szerokością geograficzną.

A skąd się wziął pomysł ogrodu botanicznego?

Wszystkie te rzadkie egzotyczne rośliny, niektóre z nich nawet niebezpieczne, dodają scenerii filmu zmysłowości i tajemniczości.

Z każdym filmem staje się Pan coraz gorętszym obrońcą praw wolności i indywidualizmu.

To jeszcze nie koniec mojej drogi? Gdybym był prawdziwym obrońcą praw wolności, byłbym zapewne politykiem albo decydentem, jak wielu z moich znajomych. Staram się ukierunkować moje dążenia w sposób bardzo osobisty patrząc na te sprawy przez pryzmat ludzkich uczuć. Patrzę na siebie wyłącznie jak na reżysera, który opowiada historie o świecie, który jest mi bliski. Staram się jednak, aby te opowieści miały wymiar uniwersalny i ponadczasowy. Jest to poszukiwanie czysto artystyczne i estetyczne. Właśnie o to toczę największe boje - o wolność wypowiedzi artystycznej.

No właśnie, a jak powstają Pańskie filmy?

Cóż, moje filmy rodzą się w bólach? a jeszcze trudniej znaleźć na nie pieniądze. Robiąc ten film nie mogliśmy się zwrócić do żadnego z chińskich domów produkcyjnych. Nie wolno im było dofinasować w jakikolwiek sposób Córki botanika - temat homoseksualizmu jest wciąż zakazany w Chinach. Musieliśmy szukać pieniędzy zagranicą. Jestem jednak przyzwyczajony do tego typu sytuacji, podobnie jak moja producentka Lise Fayolle, która walczyła o znalezienie sposobu na dofinansowanie produkcji przez ponad 4 lata, zanim otrzymaliśmy niezbędne nam środki od producentów z Francji i Kanady.

Nie miał Pan zgody na realizację zdjęć w Chinach, a mimo to chciał Pan, aby właśnie tam powstała Córka botanika

Naprawdę nie byłem ani zdziwiony, ani urażony tą decyzją. Oczywiście próbowałem, ale napotkałem zbyt wielki opór ze strony chińskich władz. Po wykorzystaniu wszystkich możliwych dróg otrzymania pozwolenia na realizację, postanowiliśmy nakręcić film w Wietnamie. Tamtejsze krajobrazy są przepiękne, a przede wszystkim bardzo podobne do chińskich. Na szczęście dla natury nie istnieje pojęcie granic.

Nie jest Pan bardzo urażony tą odmową?

Jest mi tylko trochę smutno. Mam wielu przyjaciół w Chinach - filmowców i pisarzy - którzy codziennie napotykają ogromne przeszkody w trakcie swojej pracy, nie mogąc robić filmów czy publikować książek. Ostatnio jeden z moich przyjaciół powiedział: "jeśli ten kraj ciągle będzie mi zabraniał tworzyć bez ograniczeń, nie pozwalał patrzeć, nie będzie już moim krajem". Dla mnie Chiny zawsze będą moim ukochanym miejscem. Bardzo trudnym, ale moim. Właściwie żadnego z moich filmów nie mogłem zrealizować w Chinach. Gdy 17 lat temu przystępowałem do produkcji mego debiutu -Chiny, mój ból, zdjęcia musiały powstawać we Francji, w Pirenejach. Pewnego dnia, na planie, zdałem sobie sprawę, że oto właśnie kręcę film zakazany. Rozpłakałem się wtedy, bo zdałem sobie sprawę, że już nigdy nie będę mógł wrócić do Chin jak do swego domu, co więcej, na jakie ryzyko naraziłem moich rodziców?

Ale dzisiaj jest inaczej?

Czasy się zmieniły, ja również. Umiem zachować większy dystans, patrzę na świat mniej emocjonalnie.

Czy te odmowy pozwolenia na realizację zdjęć w Chinach, wiązały się z jakimiś nieprzyjemnymi konsekwencjami? Groźbami bądź nakazami?

Nie? Były to wyłącznie sugestie i dobre rady?

A jak Pan przyjął decyzję Zhun Xun (odtwórczyni roli głównej w filmie Balzac i mała Chinka), która odrzuciła Pańską propozycję zagrania w Córce botanika?

Prawda, że była zastraszona. Odradzano jej branie udziału w moim filmie. Dokonała takiego wyboru. Bardzo tego żałowałem i czułem się dotknięty jej decyzją osobiście. Jesteśmy przyjaciółmi i liczyłem na to, że pokaże nieco większą determinację. Dongfu Lin i Li Xioran, dwaj wspaniali chińscy aktorzy, nie mieli podobnych wątpliwości, podobnie jak kilka innych osób z ekipy technicznej, którzy pracowali ze mną przy Balzacu. Wszyscy zgodzili się dalej ze mną pracować, bo przede wszystkim bardzo podobał im się scenariusz.

Czy nie miał Pan trudności z zaadaptowaniem roli dla aktorki z Zachodu?

Naprawdę nie miałem z tym problemów. A właściwie byłem szczęśliwy, że An będzie się różnić od pozostałych bohaterów. Jest inna nie tylko w sensie fizycznym, ale również intelektualnym, kulturowym i ideologicznym. Ludzie z jej najbliższego otoczenia nie potrafią jej zrozumieć ani do końca zaakceptować, dlatego jest kimś, kto z niebywałą intensywnością pragnie miłości i czułości. Muszę przyznać, że proces adaptacja tej postaci nie był wcale tak trudny, jak mogłoby się wydawać. An i ja mamy wiele wspólnego. Sam czuję się podobnie ze względu na odmienność kulturową. Mieszkam przecież we Francji, zaś wychowałem się w Chinach.

Na czym polega Pańska metoda pracy z aktorami?

Szanuję ich i bardzo im ufam, chociaż podczas zdjęć jestem bardzo skupiony na grze aktorskiej. Staram się jak najmniej mówić im o granych przez nich postaciach, zadowalam się małymi wskazówkami, dzięki którym sami odnajdują sposób na odnalezienie autentyzmu i prawdy do zbudowania roli. Nie znoszę przeprowadzać analizy psychoanalitycznej bohatera. Wolę z aktorami dyskutować między dublami, w ten sposób naprowadzając ich na szukany przeze mnie trop. Praca nad postacią to zadanie na cztery ręce, w której powinni brać udział zarówno aktorzy, jak i reżyser.

W przeciwieństwie do Balzaka i małej Chinki ten scenariusz powstał od razu z zamiarem przeniesienia go na ekran. Nie poprzedza go literacki odpowiednik.

Generalnie staram się pisać w sposób jak najbardziej wizualny. Jestem do tego zmuszony, gdyż francuski nie jest moim rodzimym językiem. Praca nad tekstem literackim to bardzo samotne zajęcie. W przeciwieństwie do realizacji filmu, która jest efektem pracy zespołowej. Punkt widzenia reżysera jest oczywiście najważniejszy, ale podczas zdjęć zostaje przefiltrowany przez otoczenie, składające się z ekipy realizacyjnej i odtwórców ról.

Oni również mają znaczący wkład w efekt końcowy dzieła filmowego. Samo robienie filmu to jedna wielka opowieść o przyjaźni, miłości i współdziałaniu pomiędzy mężczyznami i kobietami, których łączy jedna wielka przygoda.

Czy wielość języków, jakie słyszy się na Pańskim planie, nie stanowi dla Pana problemu?

Jest to na pewno bardzo zabawne, w szczególności, gdy ktoś z nas wpada w złość, którą każdy odreagowuje we własnym języku. Stąd trudno się zorientować, że moi współpracownicy się złoszczą?Złość mija równie szybko jak przyszła. Większe wyzwanie stanowi konieczność realizacji zdjęć w krótkim czasie i przy ograniczonym budżecie. Muszę być pewien co do każdego ujęcia i zawsze być do niego przygotowanym. Nie mogę pozwolić sobie na improwizację czy odpoczynek. To oczywiście kwestia dyscypliny, ale nie mogę nie wspomnieć o mojej fantastycznej ekipie, która mi zawsze pomaga i mimo różnic językowych, umie pracować w bardzo spójny sposób. Guy Dufaux, mój operator, niezwykły człowiek, stanowi dla mnie źródło niewyczerpanej inspiracji. An Bin, słynny chiński scenograf, sprawia, że moje filmy stają się niepowtarzalnie piękne oraz nasycone orientalną egzotyką.

Jak chciałby Pan, aby publiczność zareagowała na Pański film?

Mam nadzieję, że widzowie polubią mój film, że odnajdą w nim piękno i doświadczą wzruszeń. Dzięki nim w salach kinowych dokonuje się ostatni akt tworzenia dzieła filmowego.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Córka botanika
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy