"Chopin - Pragnienie Miłości": JANUSZ OLEJNICZAK
Jaka jest muzyka Fryderyka Chopina w Pana wykonaniu w filmie Jerzego Antczaka?
Muzyka w filmie Chopin – Pragnienie Miłości jest nie tylko tłem, ale przede wszystkim jednym z głównych bohaterów filmu. Wykonując poszczególne partie, bardziej czułem się muzycznym aktorem niż kimś, kto tylko nagrywa jakieś utwory, których fragmenty są później wykorzystane jako ilustracja muzyczna. Moja interpretacja poszczególnych kompozycji była podyktowana zapisami scenariusza, sugestiami reżyserskimi, obrazem... Nagrywałem je z pełną świadomością tego, co w danej chwili dzieje się na ekranie. To sprawiło, że muzyka w filmie Jerzego Antczaka stanowi integralną, nierozerwalną część fabuły.
W "Chopin – Pragnienie Miłości" muzyka występuje niejako w trzech warstwach. Pierwsza to kompozycje, które słyszymy w wykonaniu Chopina na ekranie, druga to praca kompozytora nad utworami w trakcie ich powstawania, natomiast trzecią warstwę stanowi ilustracja muzyczna. Proszę powiedzieć, która z tych warstw wymagała od Pana najwięcej pracy?
Zdecydowanie najtrudniej było oddać proces tworzenia muzyki Chopina. Przecież nikt z nas do końca nie wie, w jaki sposób artysta pisał swoje kompozycje. Grać w filmie o Chopinie utwory Chopina, i to jako Chopin, to dla zawodowego pianisty swego rodzaju niezręczność. Ktoś mógłby pomyśleć, że pretenduję do pokazywania, jak naprawdę grał Fryderyk, jak komponował. Tymczasem to, co widać i słychać na ekranie, jest sprawą umowną, wizją reżysera związaną z jego wyobrażeniem na temat powstawania muzyki.
"Chopin – Pragnienie Miłości" nie jest pierwszym filmem, do którego nagrał Pan muzykę. Czym różniła się praca nad obrazem J. Antczaka od poprzednich filmów z Pana udziałem?
Czym innym jest wykonywanie kompozycji stworzonych specjalnie na potrzeby filmu, tak jak to miało miejsce w poprzednich moich filmach, a czym innym praca z istniejącymi wcześniej, powszechnie znanymi utworami. W przypadku filmu Jerzego Antczaka mieliśmy gotowe kompozycje Chopina, które wykorzystaliśmy w sposób bardzo żywy, który można określić jako swego rodzaju „granie na żywo na ekranie”.
Ten rodzaj gry wymagał ode mnie interpretacji, częstokroć innej niż zwyczajowo wykonywana na estradzie. Myślę jednak, że to dzięki temu w filmie udało się tak dobrze połączyć muzykę z obrazem.
Jaką muzykę Pana zdaniem Chopin tworzyłby dzisiaj?
Trudno powiedzieć. W tym, co robił, był tak nowatorski, tak skończenie doskonały... Przecież do dzisiaj nikt nie napisał nic lepszego na fortepian – on najpełniej wykorzystał możliwości, jakie daje ten instrument. Oczywiście nie wszystko w jego twórczości było powszechnie zrozumiałe – część utworów do dnia dzisiejszego stanowi tajemnicę dla słuchaczy. To jednak nie przeszkadzało mu być prawdziwą gwiazdą swojej epoki. Jego skomplikowana osobowość, chimeryczność, staranne dobieranie przyjaciół dziś raczej nie gwarantowałoby mu stałej obecności na okładkach kolorowych czasopism, o którą chybaby nie zabiegał. A zresztą, licho wie...