Reklama

"Carandiru": WYWIAD Z AUTOREM KSIĄŻKI

Wywiad z Drauzio Varelli – autorem książki „Przystanek Carandiru”

„Przystanek Carandiru” był pierwszą pozycją w pana literackim dorobku. Książka w nakładzie 350 000 egzemplarzy zdobyła status bestsellera. W swoich kolejnych dziełach odszedł pan jednak od tematyki więziennej.

Zadebiutowałem w wieku 56 lat. Choć późno, literatura na stałe zagościła w moim życiu. W zawodzie lekarza osiągnąłem już satysfakcję. Moje poprzednie doświadczenia pisarskie ograniczały się do rozprawek akademickich i artykułów naukowych. Powieści bardziej przypadły mi do gustu. Pisanie jest dla mnie czystą przyjemnością. Uwielbiam patrzeć na ekran mojego komputera, kiedy jestem sam w biurze. Słowa same przychodzą mi wtedy do głowy.

Reklama

Po wydaniu „Przystanku Carandiru” w roku 1999, napisałem powieść dla dzieci pt. „Na ulicach Bras” (On the Streets of Brás). Dostałem za nią nagrodę na Biennale w Bolonii. Uznano ją również za jedną z sześciu najlepszych książek dla dzieci na całym świecie. Opisuję w niej świat mojego dzieciństwa spędzonego w robotniczej dzielnicy Sao Paulo w czasie II Wojny Światowej i tuż po jej zakończeniu. Moja następna książka, „De Braços para o Alto” opowiada historię małego chłopca, który wyjeżdża na wakacje na wieś i przeżywa tam niezapomniane przygody. W powieściach dla dzieci chcę mówić o przedłużonym uczuciu szczęścia, które odczuwamy, kiedy jesteśmy mali. Jako dorośli przeżywamy momenty radości, ale nasze życie przepełniają zamartwienia związane z codziennym życiem. Dzieciństwo to czas beztroski. Dzieci budzą się, bawią, skaczą, uwalniają niespożytą energię a pod koniec dnia zasypiają bez zmartwień.

Hector Babenco pracował nad filmem, kiedy pana więzienne wspomnienia nie był jeszcze opublikowane. Czy pokazał mu pan pierwsze wersje swojej powieści?

Hectora poznałem w 1984 roku. Miał wtedy duże problemy ze zdrowiem. Z czasem jego wizyty w moim gabinecie stały się okazją do szczerych rozmów. W tej chwili Hector jest moim najlepszym przyjacielem. Kiedy zacząłem pracować nad „Przystankiem Carandiru”, od razu chciałem pokazać skrypt Hectorowi. Kiedy czytał pierwsze strony, byłem trochę załamany. Zapytał: „Co to ma być? Opis doznań głównego księgowego?” Poprosiłem wówczas, żeby przeczytał całość. Chciałem, by zrozumiał, dlaczego tak skrupulatnie piszę o koszmarach więzienia. Kiedy skończył, zatelefonował do mnie. Był bardzo poruszony. Zapewniał, że przeczytał jeden z najlepszych skryptów w jego życiu. Po kilku dniach zapytał, czy mógłby zrealizować film na podstawie mojego tekstu. Doradzałem, żeby sfilmował coś lżejszego. Obstawał przy swoim.

Babenco w swoim filmie ukazuje bohaterów, których życie jest połączeniem wątków większej ilości postaci z pana książki. Setki więźniów są jakby skondensowane, zredukowane do zaledwie kilkunastu głównych ról. Czy Babenco wiernie odwzorował w filmie prawdziwie losy postaci pana książki?

„Przystanek Carandiru” jest fikcją literacką, ale stworzoną na podstawie prawdziwych wydarzeń, których byłem świadkiem w więzieniu. Moja książka jest swoistym collagem prawdziwych życiorysów. Zmieniłem jednak prawdziwe nazwiska bohaterów. Dokumentalnym, precyzyjnym opisem są jedynie chwile krwawej masakry. W tej części książki zastosowałem, reporterską formułę, opartą na wspomnieniach więźniów, którzy przeżyli. Nie dodałem od siebie nic, tylko podsumowałem relacje naocznych świadków.

Hector w swoim filmie niektóre z moich postaci wyciął, inne scalił. Gdyby tego nie zrobił, film byłby za długi. Reżyser zachował jednak strukturę mojej opowieści. Kiedy zakończył pracę nad scenariuszem, miałem jedynie kilka uwag. Uważam, że film jest odrębnym dziełem, ale z całą pewnością powstał na podstawie mojej książki. Czytanie jej może zająć tydzień, miesiąc, rok. Z filmem jest zupełnie inaczej. Kupuje się bilet i ogląda to, co zaproponował reżyser.

Zarówno w filmie, jak i w książce więźniowie opisani są z dużym szacunkiem. Czy wiernie sportretował pan zbrodniarzy, których spotkał pan pracując w Carandiru?

Bardzo starłem się uniknąć moralizowania. Nie chciałem pisać tego, co obywatel Drauzio Varelli myśli o konkretnych ludziach. Interesowały mnie suche fakty. Pozwoliłem czytelnikowi dojść samemu do konkluzji. Każdy pisarz powinien doceniać inteligencję swojego czytelnika. Kiedy autor próbuje narzucać czytelnikowi swoje poglądy, historia po prostu przestaje być ciekawa. Dlatego w pracy nad „Przystankiem Carandiru”, starałem koncentrować się na opisach, nie zaś na moich refleksjach.

Dlaczego zacząłem pracować w więzieniu? Bo lubię kryminalistów? Nie! Byłem wychowany przez bezkompromisowego, uczciwego ojca. Przez 50 pracował jako skarbnik w firmie. Przekazał mi proste i surowe reguły życia z ludźmi. Uważam, że zawdzięczam mu wszystko, czego nie posiadam. Innymi słowy, wszystko, czego nie zarobiłem nieuczciwie zawdzięczam jemu. I tak jak on nie cierpię krętaczy.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Carandiru
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy