Reklama

"Cała zima bez ognia": SŁOWA REŻYSERA

Polsko – szwajcarskie korzenie.

Gdy miałem 10 lat, przeniosłem się z rodzicami z Polski w okolice Baden w niemieckojęzycznej części Szwajcarii. Mój ojciec był fizykiem nuklearnym. Wyjechał do Szwajcarii na trzyletni kontrakt w celu prowadzenia badań. Mama pracowała jako lekarz psychiatra. Gdy w 1981 roku generał Jaruzelski ogłosił w Polsce stan wojenny, moja rodzina poprosiła o azyl polityczny. W ten sposób Szwajcaria stała się krajem, w którym się wychowywałem. Mieszkałem tam do 25 - go roku życia.

Reklama

Powrót do Polski.

Do Polski wróciłem, żeby studiować reżyserię. Właściwie stało się to przez przypadek. Nie dostałem się do szkoły w Monachium, zatem spróbowałem w Łodzi.

Moje pierwsze wspomnienia kinowe związane są z nianią. Czasem zamiast na plac zabaw chodziliśmy do kina. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie „Gwiezdne wojny. Imperium kontratakuje”. Marzyłem o tym, by dowiedzieć się, w jaki sposób powstaje taki film.

Po przyjeździe do Łodzi miałem poczucie, że trafiłem do zupełnie innego, obcego mi świata. Polacy są ludźmi raczej otwartymi. Ja natomiast jestem bardziej szwajcarski. Zwykle się dystansuję, zachowuję rezerwę. Muszę chwilę poobserwować. Wszystko wydawało mi się tu nieco chaotyczne, ale też bardziej kolorowe niż w Szwajcarii.

W szkole wciąż dominowała tradycja. Był rok 1992, czyli tuż po zmianie ustroju. Mieliśmy trochę problemów. Na przykład pracowaliśmy na starych kamerach Arriflex 35 pochodzących jeszcze z okresu II Wojny Światowej, które pozostawili po sobie Niemcy. Do kina jednak podchodziło się jak do dzieła sztuki,

a do filmowca jak do artysty. Sprawy związane z produkcją filmu, jego finansowaniem, czyli wszystkie sprawy organizacyjne traktowane w szkołach niemieckich jako niezwykle istotne, tutaj miały drugorzędne znaczenie.

Czasem trochę przesadzaliśmy... W pewnym momencie zapominało się o widzu. Dawało nam to natomiast możliwość samodzielnego myślenia, pomagało w samookreśleniu się. Dodatkowo nagła konfrontacja

z kulturą polską pozwoliła mi odkryć jeszcze jedną rzecz: wartość pytań egzystencjalnych. W Szwajcarii dramat jest raczej mało popularny. W Polsce uważa się, że artysta, czy filmowiec, który nie stawia pytań egzystencjalnych tworzy niejako obok życia.

Krzysztof Kieślowski nauczył mnie pewnej maniery.

Na trzecim roku studiów w Łodzi wykładowcą mojej grupy został Krzysztof Kieślowski. Trochę wbrew własnej woli. Zaproszono go na spotkanie i już został. Wybrał trzy projekty, a między nimi mój „Before Dusk”. Spotykaliśmy się dwa razy w miesiącu na warsztatach, podczas których wszystkie uwagi Krzysztofa wydawały mi się zasadnicze. Przed śmiercią zdążył jeszcze zobaczyć nasze trzy filmy...

W zasadzie to od niego wszystkiego się nauczyłem. Przed spotkaniem z nim w kwestiach filmowych poruszałem się jak we mgle. Dzięki Krzysztofowi Kieślowskiemu zrozumiałem, że praca filmowca to zadanie bardzo konkretne. Robienie filmu, pisanie scenariusza to nie są zajęcia, które dopuszczają przypadek. Trzeba wiedzieć, dlaczego robi się pewne rzeczy i umieć to wytłumaczyć. Krzysztof mówił, że nie jest ważne, gdzie postawisz kamerę. Ważne jest, dlaczego ją tam stawiasz. Tego mnie właśnie nauczył. Pewnej maniery. Maniery, która zmusza za każdym razem do zadawania sobie pytania, dlaczego robię filmy. Jedyną rzeczą, którą odrzucam jest jego pesymizm i ten rodzaj drogi w stronę samounicestwienia, którą wybrał.

Definicja właściwej postawy życiowej.

Do projektu „Cała zima bez ognia” dołączyłem po piątej wersji scenariusza Pierre - Pascala Rossiego. Nie mam żadnych problemów z robieniem filmu w oparciu o gotowy scenariusz. Umiem się dostosować.

W przypadku tego filmu od razu poczułem, że historia Rossiego porusza problemy ludzkie, egzystencjalne, które mnie samego interesują.

Jean ma bardzo dobrze poukładane życie. Spotyka go nieszczęście. Znajduje się w sytuacji, która wydaje się bez wyjścia. Jest jeszcze jego żona Laura, którą on kocha, ale w tej sytuacji życie z nią wydaje mu się niemożliwe. Jest Labinota, z którą nie mógłby być, choć przy niej czuje się dobrze... Jak żyć w takiej sytuacji? Co wybrać? Kogo wybrać? Jean musi zdecydować. Kierować się uczuciami czy rozsądkiem?

W gruncie rzeczy musi odpowiedzieć na jedno pytanie: czy warto pozostać wiernym temu,

w co wierzy, wiernym samemu sobie? Aby pozostać w zgodzie ze sobą cały czas musi się mieć na baczności. Dla mnie to punkt wyjścia do definicji właściwej postawy w życiu.

Krajobraz zimowy służy opowieści.

Zanim rozpocząłem studia w Łodzi, myśląc o filmie miałem przed oczami obrazy. Najpierw rysowałem story board, potem według niego kręciłem film – rezultat był tragiczny. Teraz inaczej podchodzę do filmowania. Myślę o historii, o sytuacjach, o tym, by postaci i ich reakcje były wiarygodne. Obrazy są pochodną postaci

i dramaturgii. Powiedziałbym, że w “Całej zimie bez ognia” krajobraz zimowy służy historii. Samo usytuowanie akcji zimą było celowe. Pomaga w ukazania przeżyć bohaterów. To samo dotyczy huty, która dla Jeana nie jest niczym innym, jak czyśćcem. Żaden krajobraz nie pozostaje bez znaczenia dla dramaturgii.

Teraz chyba trochę inaczej patrzę na Szwajcarię. Na tyle inaczej, żeby nie robić kina szwajcarskiego. A poza tym przecież pierwsze 10 lat mojego życia spędziłem w Polsce i to tam ukształtowała się moja wrażliwość

i sposób postrzegania świata.

Festiwal w Wenecji.

To wspaniałe, gdy twój film trafia do konkursu na takim festiwalu, jak ten w Wenecji. Tam filmy wybierają ludzie, którzy kochają kino i wiele widzieli. To znaczy, że mój film się komuś spodobał, a ja przecież nie robię filmów w próżni.

Oczywiście mam też nadzieję, że obecność na Festiwalu w Wenecji pomoże mi przy produkcji kolejnego filmu, ale też spodziewam się, że cała ekipa, która pracowała przy filmie na tym skorzysta. Byłoby wspaniale, gdyby wenecki festiwal dodał nam wiatru w żagle, jak to się mówi w Polsce. Wiatru, który wyniesie nas na szerokie wody...

(Tematy zaproponowane przez Antoine Jaccoud, Berno, 13 sierpnia 2004)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Cała zima bez ognia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama