Reklama

"Był sobie chłopiec": HUGH GRANT JAKO WILL

Hugh Grant wyraził zainteresowanie główną rolą w "Był sobie chłopiec", zanim na horyzoncie pokazali się bracia Weitz. Bardzo podobała mu się książka i też rozważał nabycie praw do jej ekranizacji dla Simian, własnej firmy produkcyjnej. Tribeca Productions z radością odkryła zainteresowanie rolą Granat i podpisała z nim kontrakt w bardzo wczesnym okresie prac nad filmem.

Z początku Hugh zaskoczony był, gdy Tribeca poinformowała go, że reżyserią filmu interesują się bracia Weitz. Oto jego reakcja: "Nikt nie uprawia tu seksu z szarlotką...ale potem spotkałem się z nimi i myślę, że spośród wszystkich amerykańskich filmowców, których kiedykolwiek spotkałem, ci dwaj to najwięksi erudyci." Więcej obaw wzbudził fakt, że będzie pracował z dwoma reżyserami, Hugh uważał to za przepis na katastrofę: "Mam brata i pomysł że miałbym wspólnie z nim reżyserować film jest nie do pomyślenia. Pozabijalibyśmy się po kilku dniach, ale ci dwaj... są nienagannie uprzejmi w stosunku do siebie."

Reklama

Hugh współpracował blisko z Paulem i Chrisem przy pisaniu scenariusza i obydwaj reżyserzy przyznają, że bardzo im to pomogło. Wcielenie się w postać Willa pozwoliło Hugh na zaprezentowanie innych aspektów swego charakteru - tak, jak uczynił to uprzednio w "Bridget Jones's Diary"/Dziennik Bridget Jones - i kolejne oddalenie się od obdarzonych słodkim charakterem bohaterów romantycznych, których grał uprzednio i którzy stali się jego wizytówką. Will to uchylający się od obowiązków, unikający stałych związków, nie posiadający ambicji życiowych i nie oddający się autorefleksji trzydziestoośmiolatek. Żyjący z tantiem autorskich za napisaną przed laty przez ojca piosenkę bożonarodzeniową, Will prowadzi próżniacze życie odwiedzając bary kawowe i restauracje, oglądając telewizyjne teleturnieje i seryjnie spotykając się z kobietami.

Ale to wolne od obowiązków życie zmienia się, gdy niespodziewanie, w późnych latach trzydziestych, zaprzyjaźnia się z dwunastoletnim chłopcem. Historia opowiedziana w filmie koncentruje się na tej przyjaźni i tym, jak wpływa ona i zmienia życie obydwu bohaterów, Willa i Marcusa. Rola Willa wydawała się atrakcyjna dla Hugh z kilku powodów: "To bardzo dobrze opowiedziana historia, bardzo zabawna i pozwalająca mi przełamać kojarzony ze mną stereotyp bohatera filmowego". Pomimo kilku bardzo komicznych scen i dialogów, okoliczności życiowe centralnych bohaterów powieści są dosyć smutne. Hugh komentuje: "Każda dobra komedia zasadza się na smutku w pewien sposób. Jest mnóstwo smutku w tym filmie, szczególnie w życiu chłopca i elementy komediowe są na tym tle jeszcze silniejsze."

Eric Fellner mówi: "Za każdym razem, kiedy pracujemy z Hugh, dostrzegamy w nim coś nowego. To poważniejsza rola, biorąc pod uwagę pozostałe wątki filmu, ale wszystko to przeplecione jest komedią, w której wielokrotnie wcześniej dowiódł swego talentu. Myślę, że publiczność będzie zaskoczona. Naprawdę pokazuje, jakim jest utalentowanym aktorem... Hugh bardzo serio podchodzi do swojej pracy i jest jej całkowicie oddany. Dużo pracuje nad rolą i musi mieć absolutną, stuprocentową pewność, że wypowiadany dialog pasuje, jest wierny postaci, która go wygłasza i że postać pasuje, jest wierna pokazywanej historii. Poza tym Hugh wnosi zawsze nowe elementy do każdej sceny czy dialogu. Zawsze nas pozytywnie zaskakuje."

Chris Weitz dodaje: "Cechuje go nieprawdopodobna etyka pracy. Kiedy widzisz go przy pracy, wydaje się być zrelaksowany i niedbały, ale dla osiągnięcia tego efektu musiał wcześniej włożyć mnóstwo pracy." Poza zmianą fryzury, transformacji Hugh w wyglądającego zgodnie z najnowszymi trendami mieszkańca metropolii, dopełniają kostiumy zaprojektowane przez Joannę Johnston, która wybierała stroje topowych marek, jak Fake, Paul and Joe, Joseph, Diesel, Spiewak, Vexed Generation czy Acupunture.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Był sobie chłopiec
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy