"Bunt. Sprawa Litwinienki": OD REŻYSERA
"Kiedy na początku swojej pracy twórczej spotkałem Andrieja Tarkowskiego, który był na końcu swojej drogi, myślałem, że chcę być taki jak on: bezkompromisowy artysta, zdeterminowany, by przekazywać swoją wyjątkowo osobistą wizję, niezależnie od dominującej ideologii kolektywistycznej "ludzi sowieckich", którzy oskarżali go o elitaryzm i arogancję. Tarkowski nie był arogancki, ale było dla niego w porządku bycie elitarnym, jeśli miało to oznaczać bycie w opozycji do totalitarnego systemu. Tarkowski nie doczekał widoku rzesz sowieckich ludzi głosujących na Jelcyna, który próbował zdelegalizować partię komunistyczną. Teraz, po 15 latach kapitalizmu, Rosja ponownie stała się krajem bogatych i biednych, bojarów, "zdegradowanych i cierpiących", krajem opisywanym przez Dostojewskiego i Czechowa, krajem jakim była przed rewolucją 1917 roku. W tej Rosji nie jest już dobrze być w elicie. Nie jest dobrze być czysto apolitycznym artystą, ponieważ jest to jakby przymykanie oczu na przestępstwa, odwracanie wzroku, które nieustannie w historii przywodziło różne formy faszyzmu do zwycięstwa. Przymykanie oczu na sprawę Litwinienki oznacza dla mnie tchórzostwo. Co masz zrobić, kiedy zabijają ci kolegę? Musisz dowiedzieć się, kto to zrobił i pójść za nim.
Myślę, że Tarkowski robiłby dziś filmy antyfaszystowskie. Coś dalekiego od czystej sztuki, którą jego, zadowoleni z siebie epigoni, próbują tworzyć".