Reklama

"Bunkier": ZDJĘCIA PRÓBNE

Zdjęcia próbne do innych kluczowych ról - wspaniałego Mike'a, przystojniaka Geoffa, ślicznotki Frankie oraz namiętnego Martina - okazał się prawdziwym wyzwaniem. Twórcom filmu zależało na przesłuchaniu młodych aktorów, którzy wciąż byli jeszcze nastolatkami albo ledwie przekroczyli dwudziestkę. Ale poszukiwali też w nich tej nieuchwytnej magii, która wyróżnia prawdziwe gwiazdy ekranu. "Tutaj w Wielkiej Brytanii nie szukamy gwiazd filmowych wystarczająco gorliwie - stwierdza Hamm. - Musieliśmy jednak dobrać takich aktorów, którzy dotrzymaliby kroku Thorze, osobie obdarzonej wielkim talentem i charyzmą."

Reklama

Dziewięć miesięcy po rozpoczęciu poszukiwań Hamm i jego producenci wreszcie wyłonili trójkę młodych aktorów, którzy mieli wystąpić obok Thory Birch. W roli Mike'a był to Desmond Harrington, uznany przez "Variety" (biblię w filmowym przemyśle) za gwiazdę po roli w filmie "My First Mister". W roli Geoffa - Laurence Fox, z dynastii aktorów, nadal uczęszczający do Królewskiej Akademii Sztuk Dramatycznych. W roli Frankie - Keira Knightley, nowa twarz na ekranie, którą Hamm opisał jako "młodą Julie Christie". Do roli Martina, błyskotliwego, ale i okrutnego ucznia, będącego kluczem do tajemnicy, twórcy filmu wybrali Daniela Brocklebanka, najlepiej znanego z roli Julii (z "Romea i Julii") płci męskiej w "Zakochanym Szekspirze".

W kluczowej roli dr Philippy, ambitnej pani psycholog, która jest zagubiona z powodu swojej młodej pacjentki, twórcy filmu obsadzili Embeth Davidtz, aktorkę urodzoną w RPA, najlepiej znaną z intrygujących ról w filmach Stevena Spielberga "Lista Schindlera" oraz w filmie Patricii Rozemy "Mansfield Park".

"Od dawna widziałem Embeth w roli Philippy - mówi Lisa Bryer. - Philippa jest typem energicznej, pewnej siebie kobiety robiącej karierę, która swoją pracę wykonuje na najwyższym poziomie i nigdy nie doświadczyła porażki zawodowej - aż do momentu, kiedy spotyka Liz. Embeth jest piękną kobietą i to jest jej siłą, ale ma też w sobie pewne napięcie, pewną kruchość, które w moim przekonaniu będą doskonale pasować do roli Philippy."

Próby trwały dwa tygodnie i były bardzo intensywne. "Sporo rozmawialiśmy o postaciach - wspomina Hamm. - Chciałem, aby aktorzy byli bardzo naturalni. Jest coś cudownego w pracy z młodymi talentami, ponieważ oni nie są zmęczeni, są niesamowicie rześcy." Najdłuższe rozmowy Hamm odbył oczywiście z osiemnastoletnią gwiazdą - Thorą Birch. Najważniejszy w "Bunkrze" jest motyw złożonej osobowości Liz sprawiającej, że rola ta staje się subtelną żonglerką. Młoda aktorka zdawała sobie głęboko sprawę, że zbyt duża ekspresja może zaszkodzić filmowi.

"Nigdy nie zagrałam w thrillerze psychologicznym, tak więc był to dla mnie zupełnie nowy gatunek i to właśnie było pociągające - wyjaśnia Birch. - Ale do filmu przyciągnęła mnie postać Liz. Łączy ona w sobie jednocześnie kilka różnych osób. Pierwsza Liz, którą spotyka widz, to dziewczyna w głębokim szoku po dopiero co przebytym straszliwym doświadczeniu, osoba prawie pogrążona w śpiączce. Druga Liz to Liz z przeszłości, czyli niewinny cukiereczek, osoba zamknięta w sobie, niepozorna, skromnie ubrana, prawie dzieciak. Jednak w tym samym czasie widz obserwuje Liz podczas spotkań z dr Philippą i coś tam nie gra. Kolejna Liz udaje się do domu i tam pojawia się oblicze innej, bardziej wstrząśniętej osoby i to były najtrudniejsze sceny do zagrania i wymagały sporej czujności co do tego, ile można pokazać. A potem jest jeszcze jedna Liz, ta prawdziwa."

"Każdy dzień był dla mnie kolejnym wyzwaniem - mówi Birch. - Ile można powiedzieć widzowi? Jak daleko się posunąć? To były pytania, które wciąż zadawaliśmy sobie z Nickiem. Cała gra stawała się nieustannym dialogiem z Nickiem i to było bardzo podniecające. Powodowało to prawdziwe napięcie, gdyż postać ciągle się zmieniała. Myślę, że na końcu Liz jest tak zagubiona, jak i widz." Birch spędziła trochę czasu w brytyjskiej publicznej szkole tak, aby móc zapoznać się z kulturą tej szczególnej brytyjskiej instytucji. Komentuje to następująco: "Miałam wrażenie, że tym dzieciakom bardzo imponuje wizerunek bycia złym, niegrzecznym, ale w większości to dobre dzieciaki, w porównaniu z ich amerykańskimi rówieśnikami. Nastolatki są bardzo podobne na całym świecie, tak więc nie sprawiło to zbyt wiele trudności, aby poznać myśli szesnastoletniej Brytyjki."

Jednak nie tylko Birch miała zagrać różne oblicza tej samej postaci. Desmond Harrington, Laurence Fox i Keira Knightley także musieli pokazać subtelne różnice w postaciach przez nich kreowanych, co było spowodowane dwoma wersjami tych samej wydarzeń. Dla Knightley, która wcześniej zagrała małe rólki w "Gwiezdnych wojnach - epizod 1: Mroczne widmo" oraz w "Innocent Lies", pierwsza duża rola dała wiele zapału. "Frankie to prawdziwa lafirynda, tak więc grało się ją fantastycznie - śmieje się młoda aktorka. - Przywiązuje duża wagę do ciuchów, jest śmieszna i uparta. W pierwszej wersji jest bardziej karykaturą, z kolei w drugiej jest bardziej twarda i prowokująca, taka, wydaje mi się, już nieco z XXI wieku. Chodzę do ogólniaka, nie mam więc pojęcia, jakie są dziewczyny pokroju Frankie, jednak ze scenariusza jasno wynikało, jaki to typ dziewczyny. Kręcenie scen w prawdziwym bunkrze było bardzo wymagające, a my pozostawaliśmy naszymi postaciami w przerwach pomiędzy kolejnymi ujęciami, tak więc czuliśmy się autentycznie tam uwięzieni i panowała między nami atmosfera grozy."

Podobnie jak Frankie, postać Geoffa kreowana przez Laurence'a Foxa, jest bardziej niewinna w bunkrze z fantazji. "To chłopak z dobrymi intencjami, łagodnie usposobiony, taki nieco prosty kapitan drużyny rugby - opowiada 22-letni aktor. - Prawdziwy Geoff przypala trawkę i jest raczej opryskliwy. To typ faceta, który potrzebuje kogoś takiego jak Mike, aby dodać sobie pewności siebie, a z drugiej strony broni Mike'a przed każdym, kto go zaczepia. Chodziłem do szkoły w Harrow, tak więc dobrze znam tego rodzaju dzieciaki. Właściwie Geoff jest typem chłopaka, który zazwyczaj mnie nabierał. Znam takie środowisko i dlatego wiem, że w tym filmie jest coś bardzo wiarygodnego - czworo uczniów zamkniętych w bunkrze - i to właśnie sprawia, że obraz jest dużo bardziej przerażający."

Właśnie ta autentyczność również bardzo spodobała się Desmondowi Harringtonowi, kiedy po raz pierwszy czytał scenariusz. "To świetny thriller psychologiczny - mówi Desmond, nowojorczyk urodzony w dzielnicy Bronx. - Jest niewiele filmów dla nastolatków, które mają takie wyczucie autentycznego dialogu i charakteru nastolatków. Postać Mike'a jest doskonale zarysowana. To odlotowy dzieciak, syn amerykańskiej gwiazdy rocka, sprytny, pełen tupetu i dowcipny. Czuje się jak outsider, a przetrwać pomaga mu jego poczucie humoru i fakt, że jego najlepszym przyjacielem jest Geoff, któremu nikt nie podskoczy. To pierwsza wersja Mike'a. Druga wersja, czyli prawdziwy Mike wykazuje dużo głębsze pokłady arogancji, jest bardziej sarkastyczny i zgorzkniały, i tak naprawdę nie zależy mu na niczym. Z Nickiem świetnie się pracowało. Dał nam naprawdę duże pole manewru i z dużą uwagą wysłuchiwał naszych propozycji. Myślę, że był taki dlatego, że sama materia właściwie to była bliższa nam, a nie jemu."

"Zawsze czułam, że Nick jest właściwym człowiekiem do realizacji tego filmu, nie tylko ze względu na jego pasję związaną z samym projektem filmu, ale dlatego, że potrafi pracować z nastolatkami - komentuje Bryer. - To zawdzięcza swojemu doświadczeniu teatralnemu. Jest reżyserem aktora i tego nam właśnie potrzeba, ponieważ gra aktorska jest najważniejsza dla tego filmu, a Nick udowodnił, że potrafi wydobyć z młodej obsady to, co najlepsze."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Bunkier
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy