"Bilet na Księżyc": O FILMIE REŻYSER
WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ OD ZBYSZKA ZAMACHOWSKIEGO I JERZEGO STUHRA…
Na pomysł tego filmu wpadłem dość dawno, grubo ponad 20 lat temu. Pomyślałem wtedy, że młody Zbyszek Zamachowski i starszy od niego Jerzy Stuhr, byliby świetnymi braćmi. Ale kiedy Krzysztof Kieślowski obsadził ich jako braci w "Dekalogu", ta idea upadła. Poza bardzo wstępnym pomysłem nie miałem jednak wtedy rzeczywistej weny i dopiero po wielu latach (tak się zresztą często dzieje) doznałem objawienia, jak tę historię opowiedzieć.
Film miał być gorzką historia o PRL-u, życiu w opresji, bez możliwości realizowania własnych aspiracji, i tak zresztą jest pokazywana ta rzeczywistość. Po nakręceniu filmu okazało się, że witalność bohaterów, ich młodzieńcza werwa, w jakimś sensie swoją intensywnością przyćmiewają wszystko inne i że ta prawdziwa informacja o życiu w tamtym czasie musi w filmie zejść na drugi plan. Ale tak zresztą było i w naszym życiu. Jako młodzi ludzie (a wtedy miałem tyle lat co oni) też nie przechodziliśmy przez PRL przygnębieni, potrafiliśmy się bawić, robiliśmy swoje, starając się ignorować ponurą rzeczywistość. I ta prawda wyszła na wierzch. To przeważyło, że "Bilet na Księżyc" rzeczywiście jest optymistyczny, ma zabawne dialogi, mimo, iż mówi się o rzeczach niewesołych.
KIEDY TRANZYSTORY PULSOWAŁY ROCK'N'ROLLEM….
Bez chwili wahania zdecydowałem, że ilustracją muzyczną "Biletu na Księżyc" powinny być przeboje z tamtych lat, zarówno polskie jak i zagraniczne. W przypadku filmu o roku 1969 odgrywają one bardzo ważną rolę - osadzenia filmu w realiach tamtej epoki. Wszyscy wtedy żyliśmy muzyką rockową, bigbitową, słuchaliśmy Radia Luksemburg, zdobywaliśmy płyty, które przysyłała ciocia z Ameryki czy z Anglii. To nie było łatwe, ale może właśnie dlatego było tak ważne w naszym życiu. Również polska muzyka młodzieżowa miała wtedy bardzo dobry okres, świetnie zaczęła się rozwijać. W trakcie montażu dobieraliśmy utwory tak, aby pod względem tempa i ładunku emocjonalnego pasowały do scen. Wybraliśmy tego dość dużo i okazało się potem, że kupienie praw do tej muzyki to niespotykane na polskim rynku sumy. Ale wydaje mi się, że się opłaciło.
…A NA ULICACH STAŁY SATURATORY
Dość trudne było odtworzenie realiów przełomu lat 60.-70., przecież Polska strasznie się zmieniła i zupełnie inaczej teraz wygląda. Odnalezienie miejsc, które jeszcze pozostały po tamtym okresie było dość ciężkie. Pomagaliśmy efektami komputerowymi - przede wszystkim, żeby wymazać współczesne anteny i szyldy. Wynajmowaliśmy stare samochody (jest na szczęście Klub Miłośników Starych Samochodów), pociągi z Muzeum Kolejnictwa w Chabówce, a po całej Polsce jeździł za nami tzw. autobus "ogórek". Scenografowie wykonali świetną pracę. Sam doglądałem każdego szczegółu, tak że pod względem scenograficznym, rekwizytorskim i kostiumowym ten film jest bardzo wierny swojej epoce. Na przykład do sceny na plaży musieliśmy uszyć ponad 100 strojów kąpielowych, bo dziś nie sposób inaczej ich znaleźć.