Reklama

"Białe szaleństwo": O PRODUKCJI

GENEZA PROJEKTU WG REŻYSERA

W 2005 przechodziłem depresję, która wkrótce zamieniła się w stany lękowe i serię ataków paniki. Pewnego dnia przechodziłem koło starego wyciągu narciarskiego, na którym jeździłem w dzieciństwie. Przystanąłem i pomyślałem o wszystkich dziwakach, którzy tam pracowali. Zawsze byli wkurzeni i zmęczeni, czuć było od nich gorzałą. Właśnie wtedy, w tamtej chwili, narodziła się w mojej głowie postać Jomara.

PLENERY WG PRODUCENTA

Filmowa podróż ma 1100 kilometrów długości. Aby zaoszczędzić czas i pieniądze musieliśmy skoncentrować się na zdjęciach w dwóch regionach. Wszystkie sceny przed wyprawą nakręciliśmy w mieście Trondheim, w środkowej Norwegii. Pozostałe - w okręgu Troms na północy kraju, około 500 km za kołem podbiegunowym. Zdjęcia powstały w lutym i marcu, najcięższych zimowych miesiącach, dlatego ekipa miała bardzo trudne zadanie. Problemem było nawet przestawienie sprzętu o kilka metrów do kolejnego ujęcia. Burza w scenie bójki pomiędzy Jomarem i jego dawnym najlepszym przyjacielem jest prawdziwa i dobrze podkreśla napięcie. Na filmie widać, że wichura cichnie razem z przejściem do kolejnej sceny. Zdarzyło nam się kilka istnych cudów pogodowych. Scenę, w której Jomar jedzie skuterem śnieżnym przez centrum Trondheim, kręciliśmy w środku nocy. A dwie godziny przed rozpoczęciem zdjęć nie było na ulicach nawet płatka śniegu.

Reklama

Wiele ujęć powstało na terenach wojskowych. Małe skupisko domów, przy którym Jomar spotyka oddział wojska, naprawdę służy za miejsce ćwiczeń przed misjami w Afganistanie, na prawdziwej wojnie. Tę scenę dopisaliśmy do scenariusza, gdy odkryliśmy owe tereny podczas poszukiwań plenerów. Wszystkie ewolucje narciarskie wykonują w filmie dwaj przyjaciele reżysera: Morten Borgen i Ronny Dahl. Ronny był w dziesiątce najlepszych narciarzy freeride'owych świata, nim kontuzja zakończyła jego karierę sportową. Scena, w której Jomar zjeżdża z góry, została nakręcona ostatniego dnia produkcji. Przyniosła nam sporo niepotrzebnych emocji. Obaj kaskaderzy stali na szczycie góry. Gdy zarejestrowaliśmy już zjazd jednego z nich, pojawiła się gęsta mgła. Straciliśmy z oczu tego, który pozostał na górze. On zaś próbował pomalutku schodzić w dół. Gdy się przejaśniło, zobaczyliśmy, że stoi przed półką skalną nad 100-metrową przepaścią. Przez krótkofalówkę udało nam się go zawrócić i sprowadzić na dół wywołując kilka małych lawin.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Białe szaleństwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy