"Bejbi blues": EKSPLIKACJA REŻYSERSKA
W gruncie rzeczy "Bejbi blues" nie jest filmem. To blog o modzie. Ktoś bardziej staromodny, ktoś bardziej vintage, mógłby go nawet nazwać pamiętnikiem. Nie dlatego, że któreś z powyższych jest powiązane z fabułą - Natalia, główna bohaterka, nie ma ani bloga, ani pamiętnika. "Bejbi blues" po prostu nimi jest.
Na każdym blogu związanym z modą spotykamy się z różnymi rodzajami obrazków i zdjęć. Ich styl jest zależny od kreatywności lub nastroju autora. Jedne są kiczowate i plastikowe - bardzo komercyjne. Inne z kolei dziewczęce, w stylu prac Corrine Day - jak w przypadku jej fotografii z nastoletnią Kate Moss. Natalia nie potrzebuje wiele - fajne ciuchy i odpowiednie miejsce do bycia fotografowaną w zupełności jej wystarczają. Jednak czasem nie ma już sił na bycie kreatywną. Zdjęcia oddają wówczas rzeczywistość wokół, czy może raczej są rzeczywistością. I jak w każdym pamiętniku, także w "Bejbi blues" istnieją wyrwane kartki. W naszym filmie są to czarne klatki, czyli wspomnienia zbyt przykre lub zbyt nudne, by o nich pamiętać, by chcieć je zachować.
"Bejbi blues" jest też o modzie i wszyscy jego bohaterowie są modni. W jeszcze większym stopniu to film o samotności, Antek - 7-miesięczny syn Natalii - symbolizuje wypadkową tych dwóch tematów. Dzisiejszy świat wypełnia miejska samotność, której głównym atrybutem jest telefon komórkowy. Wierzę, że tak jak w pewien sposób wszystkie wielkie miasta są do siebie podobne, tak wszystkich nastolatków łączą podobieństwa. Nie są w stanie stworzyć bliskiej relacji z inną osobą; nawet siedząc obok siebie, są zbyt zajęci stukaniem w ekrany swoich telefonów. Okłamują samych siebie, budując coraz bardziej powierzchowne relacje, których jedynym celem jest poszerzenie grona znajomych na Facebooku. Miłość stała się produktem z online'ową instrukcją obsługi. Jednak potrzeba intymności wciąż istnieje, pierwotna i naturalna. A posiadanie dziecka wydaje się najprostszym sposobem na wypełnienie owej pustki. No i jest bardziej odjazdowe niż kupowanie sobie pieska.
I tak Antek staje się metaforą wszystkiego, czego współczesnemu światu brakuje - żywym dowodem na to, jak łatwo młodzi ludzie zaspokajają swoje potrzeby. To równie proste jak zamówienie w fast foodzie. Proszą o: coś do kochania i frytki na wynos.
Wreszcie "Bejbi blues" porusza jeszcze jedną kwestię, prócz wszystkich wyżej wymienionych. Czy ktokolwiek może być bardziej samotny niż ktoś, kto próbuje ową samotność wypełnić dzieckiem? I czy może być coś bardziej egoistycznego niż posiadanie dziecka jedynie po to, by wypełnić tę wewnętrzną pustkę w życiu?
Tak więc "Bejbi blues" jest blogiem o egoizmie.
Kasia Rosłaniec