Reklama

"B-Girl": HISTORIA

"Ludzie często pytają mnie, dlaczego tańczę breakedance?" - mówi reżyserka i scenarzystka Emily Dell. "Ciekawi ich, dlaczego biała dziewczyna zafascynowała się tą czarną muzyką. To się zaczęło kilka lat temu, w San Francisco. Razem z siostrą zobaczyłyśmy występ b-girls na Mission Street Fair. Byłam zachwycona - przedtem myślałam, jak wielu innych ludzi, że breakdance to coś związanego z latami osiemdziesiątymi. Nie miałam pojęcia jak to wygląda dzisiaj, nie wiedziałam nawet, że dziewczyny też mogą tak tańczyć! To mnie urzekło. Nie mogłam wyrzucić z głowy obrazu wirującej w powietrzu dziewczyny, której ciało zaprzecza prawu grawitacji.

Reklama

Niedługo potem zamieszkałyśmy z siostrą w Los Angeles i zaczęłyśmy chodzić na undergroundowe turnieje breakdance'u. Chciałam poznać historie tych dziewczyn. Powiedziano mi, że jest taka b-girl, Lady Jules, którą koniecznie muszę poznać. Półgodzinne spotkanie przy kawie zmieniło się w długą rozmowę o życiu. Siedziałyśmy na podłodze mojego pustego mieszkania (dopiero się przeprowadziłam i jeszcze niczego nie umeblowałam), a Jules opowiadała mi o sobie. Pokazywała ruchy i kroki, wyjaśniała podstawy breakdancu. Zrozumiałam wtedy, że mamy ten sam problem, jakim jest bycie kobietą w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Zarówno, gdy kręcisz film jak

i tańczysz breakedance, spotykasz takich samych kłótliwych i skupionych na sobie macho. Rozumiałam też, jak to jest być tak zżytym ze swoją sztuką, że nie wyobrażasz sobie, iż mogłabyś robić coś innego. Być b-girl to coś więcej niż taniec przez kilka godzin w tygodniu - to jest twoja tożsamość, kultura, środowisko i historia. Tym samym jest dla mnie film. Spotkanie z Jules było zrządzeniem losu."

Jako tancerka Lady Jules nie ma sobie równych. Jest jedną z najlepszych b-girls na świecie, pierwszą, która konkurowała z mężczyznami jak równy z równym w trudnych akrobatycznych technikach jak topswipe, airflare i headspin. Pokazała Emily, że breakdance jest dla kobiety dwa razy trudniejszy niż dla mężczyzny, bo zależy w dużej mierze od siły górnych części ciała. Liczy się też potrzeba nieustannej konkurencji i konfrontacji. Jak mówi Lady Jules: "wejście na parkiet z grupą pełnych energii b-boy'ów to poważne wyzwanie." Ale to starcie decyduje o statusie i szacunku; musisz rzucić wyzwanie najlepszym z nich. W sztuce breakdancu ważna jest zwinność, ale żeby odnieść sukces, jako b-girl musisz kochać rywalizację. I Lady Jules ją kocha. Jak sama mówi, "Jeździłam wszędzie - do Kalifornii, na Florydę; byłam w Michigan; leciałam wszędzie, byle tylko wyrobić sobie markę, żeby ludzie wiedzieli, kim jestem". Imię Lady Jules szybko stało się rozpoznawalne wśród b-girls. Jak mówi Emily Dell: "Kiedy Jules zaczyna tańczyć jest w niej prawdziwy ogień, który rozpala wszystkich. Dosłownie eksploduje na parkiecie".

Emily i Jules zaczęły myśleć o filmie opowiadającym o świecie b-girls. Emily wspólnie z siostrą nakręciła krótkometrażowy film "B-Girl" z Lady Jules w głównej roli. Film odniósł spory sukces, pokazywano go na ponad dwudziestu pięciu festiwalach filmowych na całym świecie. Zdobył też kilka nagród. Producentka Elizabeth Dell mówi jednak: "krótki metraż to było za mało, czułyśmy, że historia nie jest opowiedziana do końca. Chciałyśmy zrobić coś większego i tym samym zaprezentować tę specyficzną społeczność szerszej publiczności."

Emily, przy współpracy z Lady Jules, zaczęła pracować nad scenariuszem. Emily wspomina: "na początku obie byłyśmy zdenerwowane, bo to był nasz debiut, bałyśmy się nieporozumień wynikających z braku doświadczenia." Według Jules, "etap pisania scenariusza był straszny, ale momentami też bardzo zabawny. W miarę postępu prac - dodając i wyrzucając sceny i postaci - poznałam o wiele lepiej Angel i jej relacje z innymi bohaterami. [Emily i ja] wiele pomysłów tworzyłyśmy wspólnie. Ufałyśmy, że wspólnie osiągniemy to, co sobie zamierzyliśmy. Co sprawdziło się gdy zaczęły się zdjęcia".

Emily i Jules nie chciały kręcić dokumentu, ale fikcyjną historię, w przekonujący sposób pokazującą, co naprawdę znaczy być b-girl. Miał być bardziej prawdziwy niż większość tanecznych filmów. Jak mówi Emily, "naszym głównym celem było pokazać historię w pełni autentyczną (choć fikcyjną). Obsadziłyśmy prawdziwych b-boyów,

w żadnej ze scen nie korzystałyśmy z dublerów." Potwierdza to Jules: "chciałam pokazać w tym filmie autentyczną subkulturę. W miarę rozwoju projektu ciągle sobie zadawałam pytanie: 'Jak możemy to przekonująco pokazać?' I myślę, że udało nam się to znacznie lepiej niż w większości dzisiejszych musicali."

Jules była od początku jedyną kandydatka do roli Angel. Idealnie łączyła umiejętności taneczne i aktorskie. Jak wspomina Emily: "ekscytowało mnie pisanie scenariusza pod konkretną osobę. Podczas pisania łatwo mogłam sobie wyobrazić, jakie kwestie by wypowiedziała. Jules sugerowała pewne rzeczy i zadawała pytania, a ja starałam się zawrzeć jej doświadczenia w postać Angel. Kiedy do obsady dołączyli b-boys, współpraca wyglądała podobnie. Wspólnie dbaliśmy o jak największą autentyczność ich postaci. Bardzo pomógł fakt, że byłam zarówno reżyserką jak i scenarzystką, dzięki czemu mogłam na bieżąco wprowadzać zmiany w tekście. Zachęcałam wszystkich, żeby współtworzyli kwestie postaci. Jules, która jest inteligentną i bardzo intuicyjną aktorką, była w tym najlepsza. Praca z nią okazała się najbardziej satysfakcjonującą częścią

"B-Girl" i uważam, że stworzyła kapitalną kreację."

Lady Jules potwierdza: "B-Girl" to, jak dotąd, najbardziej niesamowity projekt, przy jakim pracowałam. Spełniły się moje marzenia, pracowałam z tyloma wybitnymi artystami, zjeździłam kawał świata."

Pytana o odbiór widzów, Jules przyznaje: "Naprawdę chciałam, żeby ludzie zobaczyli jacy my (b-boys i b-girls) jesteśmy, jak wyglądają nasze relacje, jak ważny jest dla nas taniec. Mam nadzieję, że ten film naprawdę poruszy ludzi,. Da nadzieję i siłę w zmierzeniu się z przeciwnościami we własnym życiu. No i liczę rzecz jasna, że będą się świetnie bawić! Chcę, żeby ludzie, wychodząc z kina, czuli się szczęśliwi, i żeby odczuli radość jaką daje miłość do tańca."

Emily potwierdza: "Razem z siostrą chciałyśmy, żeby "B-Girl" był filmem do bólu prawdziwym, ale to jest przede wszystkim film taneczny, czyli przede wszystkim zabawny! Pozwala nam zachwycić się sprawnością fizyczna i pokaże jak wiele emocji można zakomunikować za pomocą ciała. Film momentami pokazuje rzeczywistość w sposób szorstki, ale unika taniego dydaktyzmu. Mam nadzieję, że jak każdy dobry film, wciąga nas do swojego świata. "B-Girl" jest dla mnie ważna, bo pokazuje społeczność, dla której byłam obca, a która mnie ciepło przywitała, i stała się dla mnie naprawdę ważna. Pokochałam tych ludzi. Mam nadzieję, że to uczucie udzieli się widzom. Pozwoli przeżyć zachwyt towarzyszący pierwszemu kontaktowi

z brakedance'em i zrozumieć, że zaangażowani w ten styl życia ludzie są prawdziwymi artystami."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: B-Girl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy