Reklama

"Artur i Minimki": WYWIAD Z EMMANUELEM PREVOSTEM

„Wynajęliśmy aktorów, którzy odgrywali sceny pod dyktando Luca Bessona, filmowane na planie o wymiarach 10 metrów kwadratowych”

Karierę rozpoczynał w ECPA, francuskiej wojskowej agencji filmowej, gdzie poznał takie sławy animacji, jak Jacques Rouxel czy Stephan Franck. Następnie został ekspertem Gaumont w departamencie multimedialnym, gdzie poznał Luca Bessona, reżyserującego wtedy „Piąty element”. Potem założył Avalanche Productions, która wyprodukowała min. „Exit” Oliviera Megatona, a obecnie koprodukuje „Artura i Minimki”.

Reklama

Jak Artur został powołany do życia?

Luc po raz pierwszy wspomniał o tym projekcie w 1999 roku. Pokazał mi zdjęcie postaci podobnej do elfa i zapytał, co o tym sądzę. A ja się roześmiałem, bo rozpoznałem zdjęcie z kartki świątecznej, jaką wysłał mi Patrice Garcia. Luc wyjaśnił, że Celine Garcia przyjechała do niego z propozycją zrealizowania serialu, ale on zaproponował zrobienie filmu pełnometrażowego.

Jakie innowacje technologiczne były zastosowane w tym projekcie?

Największą innowacją było nasze podejście. W większości przypadków twórcami filmów animowanych są projektanci i artyści grafiki komputerowej. W przypadku „Artura” twórcą animacji stał się reżyser filmów „aktorskich”, posługujący się pojęciem ujęć i montażu. Musieliśmy zbudować most łączący te dwa światy, bo nikt sobie nie wyobrażał, że Luc codziennie będzie przychodził na rozmowy z animatorami. Poza tym reżyser nie posiadał żadnych doświadczeń w animacji i mógłby być niedoceniony przez speców od animacji. Daliśmy więc Lukowi narzędzia porozumienia ze światem animacji. Dlatego wyreżyserował i nakręcił „aktorską” wersję filmu, gdzie ludzie odgrywali scenki na powierzchni 12 metrów kwadratowych, filmowani przez 6-9 kamer. Sceny te miały potem być wzorcem dla animatorów. System ten wynaleziony przez BUF dawał do dyspozycji animatorów film, rozrysowane storyboardy i tymczasowy dźwięk.

Dlaczego postanowiono wybudować modele dekoracji?

To zaproponował Patrice Garcia. Od początku chciał, aby końcowy efekt był identyczny ze zdjęciem, które mi dał. Potem Luc stwierdził, że chciałby, aby po obejrzeniu filmu dzieci szły do ogródka i podnosiły kamień, aby sprawdzić, czy nie ma pod nim Minimków. Oznaczało to, że mamy dążyć do ekstremalnego foto-realizmu. Głęboko wierzyłem w celowość użycia modeli, ale okazało się to ogromnym utrudnieniem, szczególnie w post-produkcji. Dopiero jak rozwiązaliśmy problem skali i przeliczania, osiągnęliśmy doskonałe rezultaty.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Artur i Minimki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy