"Aniołowie Apokalipsy": WYWIAD Z REŻYSEREM
Jak zaangażował się Pan w ten projekt?
Olivier Dahan: Zainteresował mnie scenariusz. Wcześniej miałem do czynienia z tematami dotyczącymi dzieciństwa i porzucenia, które przewijały się w czterech różnych filmach. Gotów byłem na zmianę. Po filmie OBIECANE ŻYCIE (LA VIE PROMISE) czułem się jakbym zakończył pewien cykl. Nawet, gdy nie miałem planu swojego dalszego rozwoju zawodowego, to starałem się być w swoich filmach konsekwentnym. Kiedy zaproponowano mi pracę nad Aniołami Apokalipsy, pomysł ten był dla mnie spełnieniem marzeń ale i wielkim wyzwaniem.
Czy pracę nad tym filmem postrzegał Pan jako wyzwanie?
Chciałem uszanować atmosferę panującą wokół tego filmu i jednocześnie wnieść swój w niego wkład. Niektóre elementy pozostały niezmienione. Wprowadziliśmy kilka nowych postaci, znaleźliśmy inny rytm. Atmosfera pozostała ta sama ale w nowej fabule. To wszystko dodawało mi ogromnej energii.. To był mój film, a praca nad nim uskrzydlała mnie.
Jakie miał Pan wrażenia po przeczytaniu scenariusza?
Scenariusz Luc Bessona miał parę scen, które pozwalały reżyserowi rozwinąć skrzydła. Są w nim oryginalne elementy, nad którymi pracował sam Luc – chcarakter i klimat linii Maginot czy też Lothaire (Król Lotaryngii, z Dynastii Carolingian, 835-869), które mają kluczowe znaczenie dla filmu. Wraz z Ilan Goldmanem chciałem nakręcić film, który utrzymany byłby w duchu "Purpurowych Rzek" (pierwszej części filmu), ale jednocześnie posiadał własną tożsamość. Zaadoptowałem i zmieniłem pewne sekwencje i dialogi, zwiększyłem także ilość scen akcji.
Jak może Pan określić nastrój filmu?
Film przede wszystkim ma atmosferę i klimat. W obu częściach, dwóch policjantów początkowo działa osobno, aby potem połączyć swoje siły. Za każdym razem prowadzą dziwne sprawy będące na pograniczu fantazji. W filmie tym niewątpliwie położono nacisk na akcję i ezoteryczny wymiar. To thriller, który może być postrzegany na kilku różnych płaszczyznach.
Jak przebiegał casting do filmu?
Jean Reno był oczywiście częścią planu. Wraz z Ilan szybko zdecydowaliśmy, że Benoît Magimel wcieli się w postać kapitana Reda. Pracowałem z nim wcześniej i świetnie pasował do tej roli. Oboje wyrażaliśmy chęć współpracy.
Trudniejszymi do obsadzenia były role żeńskie. Wiele aktorek, nawet tych bardzo doświadczonych, zgodziło się wziąć udział w castingu. Niektóre z nich bez wątpienia byłyby rewelacyjne, jednak wybór padł na Camille Natta i był on oparty głównie na intuicji
Pana filmy miały zawsze bardzo silny wizualnie wydźwięk. Jak poradził sobie Pan w przypadku tego filmu?
Większa część zdjęć była kręcona w regionie Lorraine w linii Maginot. Tamtejsza sceneria jest fascynująca, spektakularna i pełna historii. Panuje tam mroczna i duszna atmosfera, która perfekcyjnie oddaje klimat filmu. Wybierając takie scenerie staraliśmy się stworzyć rodzaj ponadczasowego, trochę opustoszałego świata. Chciałem zapewnić obraz, który byłby również wierny pod względem geograficznym. W rezultacie udało nam się uzyskać fantastyczny i tajemniczy Lorraine.
Film ten ma też parę innych rewelacyjnych i niezwykle oryginalnych lokalizacji. Zdjęcia kręciliśmy też w Fort de Fermont oraz klasztorze w okolicach Auvergne. Jedna z najbardziej zaskakujących sekwencji zaczyna się w zwykłej mieszkalnej dzielnicy, przechodzi potem wzdłuż torów kolejowych i kończy w gigantycznej opustoszałej fabryce. Ta droga oddaje też ducha tego filmu. Zaczynamy w świecie rzeczywistym i stopniowo przenosimy się w inny świat.
Sceny na posterunku policji kręcone były w wielkim, prawie zrujnowanym budynku w stylu Art Deco znajdującym się na granicy z Luksemburgiem. Miejsce to musiało być całkowicie odnowione. Wszystkie lokalizacje były tak dobrane, aby były zgodne z artystyczną trajektorią, którą wymyśliłem do tego filmu. Świat filmu rodzi się z naturalnego charakteru tych miejsc i sposobu, w jaki były one filmowane.
Jak podszedł Pan do kwestii artystycznej reżyserii filmu takiego jak ten?
Od samego początku powstał spór czy scenografia będzie naturalna czy też powstanie w studio. Wybierasz przestrzeń, kolory, rodzaj oświetlenia. Jako, że miejscem akcji był region górniczy, w filmie preferowaliśmy brunatno-żółte, ziemiste kolory, zielenie, żółcie i barwy rdzawe.
W filmie tym wszechobecny jest estetyzm religijny. Jak podchodził Pan do tego aspektu?
Od zawsze uuwielbiałem ikonografię chrześcijan. Interesuję się tą formą sztuki bez względu na to, czy jest to architektura czy malowidło, szczególnie na drewnie z okresu Wieku Średniego do XVIII-tego wieku. To pomogło mi w wyborze scenografii.
Tak na marginesie, przez pięć lat zajmowałem się malarstwem i kocham tę formę sztuki.
Wygląda na to, że jest Pan zaangażowany w każdy etap produkcji filmu…
Reżyser jest jak dyrygent, który koordynuje pracą całego zespołu według swoich wizji. Jest odpowiedzialny za film. Dla mnie reżyseria wprawia w ruch kamerę, tak samo jak wybór scenografii czy też strojów aktorów. Biorę udział w każdym etapie powtawania filmu, od okresu przedprodukcji począwszy, na muzyce skończywszy. Skomponowałem nawet do tego filmu niewielki fragment.
Zająłem się filmem ze względu na konieczność komunikowania się, która łączy wiele artystycznych płaszczyzn. Dla mnie jest to fascynujące.
Jak przygotowywał się Pan do pracy z aktorami?
Nie robiłem prób. Wraz z Jean’em, Benoît i Camille czytaliśmy wspólnie scenariusz. Każdy mówił to, co miał do powiedzenia, a ja to rozważałem. Potem od razu przechodziliśmy do kręcenia zdjęć. Z premedytacją rozpoczęliśmy zdjęcia od nocnej sekwencji, w której postać podająca się za Jezusa Chrystusa, szuka schronienia w kościele. Scena ta nadaje ton, rytm i atmosferę filmowi. To bardzo dobry punkt wyjściowy.
Czy podczas kręcenia sceny ma Pan zawsze jej precyzyjną wizję?
Pracuję bez scenopisu. Kiedy przyjeżdżam na plan zdjęciowy, to czytam scenę, którą zamierzamy kręcić, rozmyślam nad wyborem scenografii i mam jakieś pół godziny zanim wszyscy będą gotowi. Udzielam wskazówek, dyskutujemy na ich temat i wtedy każdy może wyrazić swoją opinię. Jeśli czyjś pomysł jest lepszy od mojego, to go wykorzystuję. Szybko podejmuję decyzję, ufając intuicji i będąc zawsze świadomym wyścigu z czasem. Potem zabieramy się do roboty. W przypadku tego filmu chciałem spróbować zrobić coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem tj. ujęć postaci z dołu. Wiele z tych scen kręconych było w nocy lub pod ziemią i często musieliśmy pracować w głębokich ciemnościach. To było interesujące doświadczenie.
Rozpisane były tylko dwie sceny. Wymagały one zastosowania różnych technik i cała ekipa musiała pracować nad tym, aby dopasować się do wzoru i efektów, które byłyby dodane w procesie postprodukcji.
Jak przebiegała współpraca Jean’a Reno i Benoît Magimela?
Współpraca przebiegała bardzo dobrze. Znali się wcześniej i natychmiast wcielili się w swoje role. Praca z takimi aktorami była wspaniała. Wiem, że kiedy dokonam wyboru obsady to będzie on właściwy. Nie filmuję ich w ten sam sposób, staram się zawsze postawić w ich sytuacji. Lubię filmować aktorów dla nich samych a nie ról, jakie odgrywają.
Jak na przykład filmował Pan Jean’a Reno?
Jean grał zwracając uwagę na szczegóły i zachowując powagę. Natychmiastowo rozważał najmniejsze nawet wskazówki. Ponieważ jego gra jest pozbawiona nadinterpretacji, dostrzegalny jest nawet jej najmniejszy szczegół. Całkowicie okiełznał swoją postać i nie musiał starać się, aby wyglądała ona rzeczywiście. To było wynikiem posiadanej przez niego techniki i wielkiej pracy.
A Benoît Magimel?
Minęło sześć lat, od czasu, kiedy pracowaliśmy razem przy filmie MARTWI ZA ŻYCIA (DEJA MORT). Od tego momentu Benoît poczynił wielki postęp, rozwinął swoją wrażliwość i muszę przyznać, że byłem bardzo zadowolony z ponownej z nim współpracy. Daje nam inny rodzaj przedstawienia, nawet kiedy gra według tej samej struktury. W filmie tym po raz pierwszy uczestniczył w scenach akcji, które rzecz jasna wymagały więcej pracy i przygotowań.
A jak było w przypadku Camille Natta?
To była jej pierwsza rola w tak dużym filmie. Musiała znaleźć swoje miejsce między Jean’em a Benoît, co nie było łatwe, ale jej się udało. Była mniej doświadczoną aktorką, dlatego musiałem poświęcić jej więcej czasu.
Jaki nastrój panował na planie zdjęciowym?
Bardzo dobry. Pracowałem z tymi samymi ludźmi przez 10 lat. Bardzo dobrze się znaliśmy. Naprawdę znajdowałem przyjemność w kręceniu zarówno dzięki aktorom jak i całej ekipie. Mieliśmy też wiele interesujących ról drugoplanowych. Wielką przyjemnością była praca z takimi aktorami jak Christopher Lee czy też Johnny Hallyday.
Jakie wspomnienia pozostaną Panu po tym filmie?
Bardzo silne, bez względu na to, jakie one są. Nawet, kiedy jako reżyser zostałem wprowadzony w już istniejący projekt, niczego mi nie narzucano. To pozwoliło mi czuć się jak twórca.
Nie nakręciłem jeszcze tylu filmów, aby odczuwać znużenie. Staram się tego unikać pracując za każdym razem według innego harmonogramu. Każdy film uczy czegoś nowego. Ten film umożliwił mi wprowadzenie akcji w niesamowitą przestrzeń. To było wspaniałe doświadczenie.