"4. piętro": WYWIAD Z JUANEM JOSE BALLESTĄ
Jak to się stało, że wylądowałeś w świecie filmu? Co popchnęło Cię, aby pójść na pierwszy casting?
Mama z ciocią poszły zapisać na casting moją siostrę i kuzyna, a ponieważ zabrały mnie ze sobą, postanowiłem, dla żartu, zapisać i siebie. Skończyło się na tym, że wybrano mnie do spotu reklamowego. Potem grałem w serialu “Querido maestro” (Kochany nauczycielu),
jeszcze w kilku reklamówkach, aż w końcu dostałem angaż do pierwszego filmu, “El bola” (Zgiełk).
Jak udaje Ci się pogodzić studia z pracą na planie filmowym?
Kiedy gram, uczę się wieczorami z prywatnym nauczycielem. Biorę korepetycje. Są dni, kiedy zdjęcia trwają całą noc albo przedłużają się do późnych godzin i wtedy nadrabiam w soboty i niedziele. Ale zawsze, kiedy jest to możliwe, staram się chodzić na zajęciach. Dotychczas powtarzałem tylko szóstą klasę podstawówki, ale potem nadrobiłem zaległości i zaliczyłem cały materiał na same piątki.
Jak Ci się wydaje, o czym jest film „4. piętro”? Jaką historię opowiada?
To film o chłopakach, którzy wylądowali razem w centrum, ponieważ są chorzy. Ale mimo choroby robią wszystko, żeby żyć jak najnormalniej się da; masturbują się, urządzają wyścigi po korytarzach szpitala, grają w kosza. W końcu są bardzo ze sobą zżyci, zaprzyjaźniają się i dzięki temu zyskują niesamowitą energię i siłę, żeby dalej się leczyć.
Jak się czujesz na planie filmowym? Co sprawia Ci najwięcej przyjemności a co najbardziej nudzi?
Podoba mi się to, że w tej pracy jest sporo z zabawy. Można pożartować, poznać nowe miejsca i ciekawych ludzi, nawiązać nowe znajomości i przyjaźnie. Okropne jest natomiast powtarzanie jednej sceny tysiąc razy. I bardzo męczące.
Czy odkąd zajmujesz się graniem, coś się zmieniło w Twoim życiu? Twoi przyjaciele traktują Cię inaczej?
Moje życie wygląda zupełnie tak samo jak przedtem. Zwyczajnie. Nic się nie zmieniło. Moi przyjaciele/ kumple też odnoszą się do mnie po staremu. Jeśli coś się zmieniło, to tylko tyle, że teraz, od czasu do czasu wołają na mnie „Zgiełk”. No i zyskałem kilku nowych przyjaciół, kilka nowych znajomości podczas kręcenia filmów.
Jak układa Ci się współpraca z reżyserem filmu „4. piętro”, Antonio Mercero?
Jak się dogadujecie?
Nie miałem jeszcze okazji pracować z nim dłużej, ale, póki co, wszystko jest w porządku. Nie musiał jeszcze na mnie krzyczeć, czy ostrzej zwrócić mi uwagi, ale już jakiś ochrzan dostałem. Powinno obyć się, jednak, bez większych zgrzytów; to bardzo sympatyczny facet.