Reklama

"20 000 dni na Ziemi": JAK POWSTAWAŁ FILM?

Ian Forsyth i Jane Pollard, reżyserzy "20 000 dni na Ziemi", współpracowali z Nickiem Cave'em przy różnych projektach przez ostatnie siedem lat i bardzo dobrze zdążyli poznać tego artystę przez ten czas.

Ian Forsyth i Jane Pollard, reżyserzy "20 000 dni na Ziemi", współpracowali z Nickiem Cave'em przy różnych projektach przez ostatnie siedem lat i bardzo dobrze zdążyli poznać tego artystę przez ten czas.

- Zawsze podobało mi się ich niebanalne podejście do tematów, które podejmowali, świetnie dogadywaliśmy się także prywatnie - wspomina Cave. - Dlatego postanowiłem ich zaprosić do La Fabrique Studios, żeby nakręcili trochę materiału promującego płytę "Push The Sky Away". Jak się okazało zdjęcia, które zrealizowali, były tak przekonujące, że postanowiliśmy wykorzystać je do czegoś większego.

Forsyth i Pollard od razu zrozumieli, że zaproszenie do studia jest dla Cave'a - normalnie unikającego kamer - czymś nietypowym i za wszelką cenę muszą wykorzystać tę sytuację. Zaczęli

Reklama

filmować bez konkretnego planu, jak ten materiał może zostać wykorzystany, a mając nieograniczony dostęp do muzyków i samego Cave'a szybko udało im się uchwycić wyjątkowe sytuacje z procesu twórczego tego niezwykłego muzyka. - Nick zaskakująco brutalnie rozprawiał się z własnymi pomysłami, piosenki błyskawicznie się zmieniały, teksty były cięte i zapominane - mówi Pollard o czasie spędzonym w studio i w biurze Cave'a w roku 2012. - Marzyło nam się, żeby ten rejestrowany przez nas materiał stał się początkiem dłuższego filmu, więc zaczęliśmy wymyślać, o czym mógłby być - dodaje Forsyth.

Przełomowy był moment, w którym Cave zgodził się przekazać filmowcom swoje notatniki, które okazały się bardzo inspirujące. - Teraz mogliśmy prześledzić, jak zmieniają się jego pomysły - zachwyca się Forsyth. - Pojedyncze zdania były zalążkami poszczególnych scen filmu, a jedno z nich pchnęło nas do obliczenia ile dni życia Nicka Cave'a minęło do momentu, gdy zaczął nagrywać nową płytę - dodaje. - To wszystko sprawiło, że zaczęliśmy myśleć o filmie, który starałby się odpowiedzieć na pytanie, co sprawia, że stajemy się tym kim jesteśmy i co każdy z nas robi z czasem, który dostaliśmy na Ziemi. "20 000 dni na Ziemi" stało się tytułem filmu i jest też frazą otwierającą obraz, od której zaczyna się opowieść Cave'a o jednym fikcyjnym dniu z jego życia.

- Ten dzień jest jednocześnie bardziej i mniej prawdziwy od prawdziwego dnia. Bardziej i mniej szczery. Bardziej i mniej interesujący. Wszystko zależy od tego, jak na niego spojrzeć - dodaje Cave.

Bazując na zapiskach z notatników Cave'a reżyserzy poprosili muzyka i pisarza, by stworzył krótkie teksty na zadane przez nich tematy. Ich wybór miał stać się podstawą czytanej przez niego narracji, która towarzyszy w filmie obrazom.

- Zarówno Nick, jak i my nie chcieliśmy osiągnąć efektu dość powszechnego we współczesnych dokumentach o muzykach i zespołach: wrażenia nie ingerowania w ich życie, pozornego obiektywizmu. Nie wydawało nam się, że osiągniemy cokolwiek pokazując na ekranie "prawdziwego" Nicka Cave'a. Oglądanie gwiazdy rocka myjącego naczynia, odprowadzającego dzieci do szkoły może być czym ciekawym dla jego najzagorzalszych fanów, ale dla nas nie było szczególnie intelektualnie stymulujące - wyjaśnia Forsyth.

Mając w pamięci takie słynne muzyczne i wizyjne filmy, jak "Pieśń pozostaje ta sama" Joe Massota i Petera Cliftona o brytyjskiej supergrupie Led Zeppelin, czy "One Plus One (Sympathy For The Devil)" Jean-Luca Godarda, Forsyth i Pollard zaczęli tworzyć strukturę i wizualny język swojego

obrazu. Reżyserzy wiedzieli, że nie chcą stworzyć typowego "portretu artysty", bądź odsłonić tego,

co jest w nim zwyczajne. Woleli pograć z rockową mitologią i wykorzystać to, co jest u Cave'a

absolutnie wyjątkowe.

- Tym, co było dla nas największą inspiracją i tym co czyni Nicka tak oryginalnym jest jego intelekt,

kreatywność i zdolność do zmiany, a także umiejętność takiego przestawienia rzeczy zwyczajnych,

tak że stają się niezwykłe - mówi Pollard. - To miał być główny wabik dla widza. Chcieliśmy pokazać Cave'a, który opowiada historie, myśli. Chcieliśmy pokazać człowieka, który wszystko nieustannie przepuszcza przez swoją wyobraźnię.

"20 000 dni na Ziemi" staje w opozycji do współczesnej kultury, która przy pomocy takich programów, jak np. "Idol", próbuje nam wmówić, że z każdego da się z robić gwiazdę. - My chcieliśmy oddać hołd wszystkim Cohenom, Dylanom, Cave'om tego świata, którzy mają niewiarygodnie silne osobowości i kroczą własnymi ścieżkami, robiąc cuda z muzyką i słowami.

Po stworzeniu wspólnie z Cavem koncepcji i scenariusza filmu Pollard i Forsyth za reżyserię wzięli się już samodzielnie. - To było najlepsze i jedyne możliwe rozwiązanie - przyznaje Cave. - Oni mają niesamowitą energię i pracowali nad tym filmem niezwykle ciężko. Włożyli w niego bardzo wiele wysiłku. Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego, że udało im się ograniczyć do minimum ilość kompromisów, na które musieli pójść. To przywróciło mi wiarę w film! Najczęściej bowiem filmy są niszczone kompromisami, taka jest natura tego medium. Im udało im się wywalczyć wiele wolności.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy