"Tina": Czego nie widać [recenzja]

Kadr z filmu "Tina" /materiały prasowe

Dokument "Tina" to opowieść o paśmie sukcesów i kryjącym się pod nim cierpieniu, które przez wiele lat pozostawało niezauważone.

Był rok 1981, kiedy w życiu Tiny Turner otwierał się nowy rozdział. Trzy lata po rozstaniu z mężem i muzycznym partnerem Ikiem Turnerem, solowa kariera wokalistki stopniowo nabierała tempa. Życie zawodowe po rozwodzie nie było jednak łatwe. Tina musiała zacząć od nowa, na swoim, samemu, jak czysta i niezapisana karta. Na początku występowała w kabaretach w Las Vegas, jednak bez większych sukcesów. W najcięższym dla siebie czasie utraciła kontrakt płytowy, poza tym była zmuszona dawać nieraz po dwa koncerty dziennie w małych klubach i kasynach, żeby wyżywić dzieci. Tina miała jednak w sobie ogromną wytrwałość, upór i ambicję. Zamierzała odbić się od dna, udowodnić sobie i światu, na jak wiele ją stać. Chciała wrócić na wielką scenę, zbudować nowy wizerunek na własnych zasadach.

Reklama

To właśnie wtedy pojawiła się możliwość udzielenia wywiadu. Carl Arrington, redaktor magazynu "People", umówił się z nią na rozmowę na temat triumfalnego comebacku. Tina Turner zamiast o tym, postanowiła jednak opowiedzieć swoją historię: przemocy, bezradności, lęku o własne życie. Wokalistka zdobyła się na odwagę, by obalić popularny mit mówiący o tym, że przez lata tworzyła z mężem wymarzony team. Publicznie wyznała, że była bita i poniżana przez Ike'a Turnera w trakcie trwania ich 16-letniego małżeństwa, czego konsekwencją były nie tylko siniaki, opuchlizna, ale również próby samobójcze. Przez ten cały czas żyła w przekonaniu, że nie ma prawa głosu; że musi się podporządkować i nie może wyjść poza przypisaną jej rolę. Jako pierwsza kobieta w branży przerwała milczenie. I otwarcie opowiedziała o przemocy fizycznej, psychicznej, emocjonalnej, jakiej doznała.

Daniel Lindsay i T.J. Martin w biografii jednej z największych ikon muzyki rockowej, soulowej i popowej w historii, która na przestrzeni kilku dekad stała się bohaterką masowej wyobraźni, szukają momentów zwątpienia, zmagań z prywatnymi demonami, wstrząsających powrotów znad krawędzi. Nic dziwnego, że właśnie wokół tego wątku zbudowali swój film. Turner przez lata nie mogła się od bolesnych wspomnień uwolnić - nawiedzały ją we snach, uparcie powracały też w pytaniach dziennikarzy. Mimo że pomiędzy 1984 a 1992 rokiem uplasowała się w czołówce wokalistek najczęściej docenianych przez amerykański przemysł muzyczny, wprowadzając na listy przebojów "What's Love Got to Do with It" czy "The Best", to i tak zmuszona była wracać pamięcią do przemocowego męża.

"Tina" opowiada o tym, jak raz puszczona w ruch spirala przemocy wciąż się nakręca i jakie zostawia po sobie ślady. Twórcy ewidentnie chcieli pokazać, że takie rany są nieusuwalne. Owszem, ich bohaterka należy do osób, którym życie się ułożyło. Ale nawet sukces nie jest w stanie uśmierzyć bólu, nie pozwala z tego koszmaru się wyzwolić. Inna sprawa, że odwaga Turner, aby o swoich przeżyciach mówić publicznie, stała się inspiracją do walki o słyszalność głosu kobiet. Wywiad, którego w latach 90. wokalistka udzieliła dla Oprah Winfrey uruchomił lawinę - kilka dni później do studia telewizyjnego przyszło 50 tysięcy listów od ofiar przemocy domowej, które miały za sobą podobne bolesne doświadczenia jak ich idolka.

Nie zawiodą się jednak ci, którzy czekali na dokument, w którym muzyki jest dużo i odgrywa ważną, wręcz wiodącą rolę. Sednem filmu Lindsaya i Martina pozostaje forma: dzięki niesłychanemu wysiłkowi dokumentacyjnemu oraz obłędnej liczbie materiałów archiwalnych udało się dokładnie prześledzić artystyczną drogę utalentowanej wokalistki. Fani znajdą tu kilka prawdziwych perełek - przede wszystkim materiały wideo z wczesnego etapu twórczości Turner (m.in. koncertowe, sięgające lat 60. wykonania "River Deep - Mountain High" czy "Proud Mary"), ale także te późniejsze, odsłaniające kulisy sesji nagraniowej w Londynie, której rezultatem była multiplatynowa płyta "Private Dancer".

Przy okazji powraca pytanie o to, czy można w ogóle ułożyć sobie życie prywatne obok kariery? W serii archiwalnych materiałów twórcy odkrywają przed widzem kolejne warstwy odbiorczych złudzeń i zachęcają do zerwania ze schematycznymi wyobrażeniami na temat życia w blasku fleszy. Tina - zupełnie jak Amy Winehouse, bohaterka głośnego dokumentu Asifa Kapadii - okazuje się zwyczajną dziewczyną, która została wciągnięta w tryby machiny zwanej show-biznesem. Jako niedoświadczona i naiwna 17-latka stanęła na scenie po raz pierwszy i jeszcze tego samego dnia podpisała kontrakt na niemal dożywotnią trasę koncertową. Kosmiczny sukces, który nastąpił później, miał swoją cenę - dorastająca Turner nie mogła skosztować życia poza studiem i sceną, nie miała przyjaciół, w najbardziej intensywnym czasie spędzała w trasie osiem miesięcy z dala od domu.

"Tina" to kino rozszerzające spojrzenie widza, oddzielające medialny spektakl od człowieka, badające to, co dzieje się za kulisami mitu.

7/10

"Tina", reż. Daniel Lindsay, T.J. Martin, USA 2021, premiera: 26 marca 2021 (HBO).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tina Turner
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy