Reklama

Na równi z Marlonem Brando

Zrezygnował z propozycji występu w "Zaćmieniu" Antonioniego, bo obiecał już Januszowi Nasfeterowi rolę w jego "Zbrodniarzu i pannie". "Był dla mnie na równi z Brando i Montgomerym Cliftem" - tragicznie zmarłego 42 lata temu Zbigniewa Cybulskiego wspomina Władysław Kowalski.

Władysław Kowalski, który występował z Cybulskim w ostatnim filmie legendarnego aktora - "Morderca zostawia ślad" Aleksandra Ścibora-Rylskiego, wyjaśnia innowacyjność aktorstwa Cybulskiego.

"To było zjawisko. Zaprzeczenie wszystkich ówczesnych kanonów. On wprowadził bycie na scenie, wcześniej wszyscy na niej grali. On wprowadził to, że aktor, który wyrzuca z siebie emocje, niekoniecznie musi kontrolować, żeby to było wyraźnie słychać. On intuicyjnie czuł, co jest ważne w tekście, i jeśli powiedział to niewyraźnie, to zaraz powtarzał dwa, trzy albo cztery razy. Zawsze tworzył na scenie powody, żeby się tak zachować" - Kowalski mówi w opublikowanej w "Gazecie Wyborczej" rozmowie z Jackiem Szczerbą.

Reklama

Interesujący wgląd z metodę twórczą aktora odsłania Kowalski, wspominając próby do "Pierwszego dnia wolności"w reżyserii Zygmunta Hübnera.

"Hübner zorientował się, że jak Zbyszek usiadł w fotelu, to po 30 sekundach spał. Dlatego ustawiał wszystkie sytuacje jako stojące. A my mówiliśmy: No Zbyszek, to tylko od ciebie zależy. Więc on zapisał sobie tekst na kartkach, które przyczepił w miejscach, gdzie grał - a to przy oknie, a to przy stole. Były ukryte tak, żeby nie było ich widać z widowni. Komisji powiedzieliśmy, że to tylko próba, że na premierze będzie lepiej. A Zbyszek pięknie zagrał z tych kartek. I pojechaliśmy. Sukces był olbrzymi. Oczywiście z powodu Zbyszka. Po Popiele i diamencie rozpoznawali go w Paryżu na ulicy" - mówi Kowalski.

Innym tematem rozmowy jest zmarnowana szansa Cybulskiego na międzynarodowa karierę. Najpierw odmowa Antonioniemu. "On: Jestem umówiony z Nasfeterem na film 'Zbrodniarz i panna'. Dałem słowo. Zbyszek rzeczywiście był honorowy, ale nie wiem, czy w tej rezygnacji nie było trochę lęku. Chociaż Zbyszek mógłby się porozumieć z Antonionim. Mówił po francusku" - domniemywa Kowalski.

Cybulski odrzucił też propozycję występu na Broadwayu w "Tramwaju zwanym pożądaniem". "Zbyszek się przeraził: Nie, ty wiesz, ile tam jest tekstu. Ja mówię: Zbyszek, opowiadałeś mi kiedyś o ambitnym filmie francuskim, w którym miałeś dużo monologów. Że tam, upewniwszy się, o czym są kolejne sceny, cały czas mówiłeś Ojcze nasz, tak rozkładając emocje, że jak oni podłożyli francuski tekst, to idealnie się zgadzało. W Ameryce wiedzą, że nie znasz angielskiego. Skoro cię chcą, na pewno zrobią wszystko, żeby ci pomóc" - relacjonuje po latach Kowalski.

Zbigniew Cybulski zginął tragicznie 8 stycznia 1967 r. Miał wówczas 40 lat. Wracał z planu zdjęciowego do filmu "Morderca zostawia ślad" w reżyserii Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Zginął pod kołami ekspresu, do którego próbował wskoczyć właśnie z peronu 3 wrocławskiego dworca kolejowego. Pochowany został na cmentarzu w centrum Katowic.

Gazeta Wyborcza
Dowiedz się więcej na temat: Zbigniew Cybulski | Władysław Kowalski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy