Reklama

Cybulski współczesny

- Porwać pokolenie, stworzyć wzór na ekranie - to się zdarza, ale niezwykle rzadko - mówi Andrzej Kołodyński, redaktor naczelny miesięcznika "Kino" i juror Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego. Czy któryś z młodych współczesnych aktorów jest w stanie dorównać legendzie odtwórcy roli Maćka Chełmickiego w "Popiele i diamencie"?

Najpierw patron

Gdyby spytać przeciętnego Polaka, co wie o Zbigniewie Cybulskim, najprawdopodobniej wskazałby jego najsłynniejszą rolę - kreację Maćka Chełmickiego w "Popiele i diamencie" - oraz wspomniał o tragicznych okolicznościach śmierci aktora, który zginał pod kołami pociągu na wrocławskim dworcu kolejowym.

- To są dwa fakty, które starczą do zbudowania legendy - tłumaczy Andrzej Kołodyński, który od 2005 roku zasiada w jury przyznającym Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego. - Aktorzy z przeszłości istnieją w naszej świadomości właśnie dzięki legendzie, która ich otaczała. Przecież nikt nie pamięta tych wszystkich filmów; dodajmy, że w przypadku Zbigniewa Cybulskiego one były nierównej wartości; one nie są wznawiane, stają się powoli zapominane... Muszą być więc mocne "fakty", które zbudowałyby legendę jakiegoś aktora .

Reklama

Kołodyński zgadza się, że najwybitniejszym filmem Cybulskiego pozostaje "Popiół i diament", ale dodaje, że w osobie odtwórcy Maćka Chełmickiego polskie kino odnalazło nowy typ aktorstwa .

- Legenda Cybulskiego została zbudowana w dużej mierze poprzez film "Popiół i diament". Patrząc z dzisiejszej perspektywy możemy założyć, że to była jedna z pierwszych nowoczesnych koncepcji aktorskich na ekranie. Cybulski wiedział o tym, co się dzieje w kinie amerykańskim, oglądał wcześniej filmy z Jamesem Deanem , to było nowoczesne aktorstwo lat 40. i 50. On świadomie do tego aktorstwa nawiązywał. Do tego doszedł jeszcze jego talent, w tym zdolność improwizacji na planie. To było niezwykłe - zauważa Kołodyński.

Zbigniew Cybulski wg Polskiej Kroniki Filmowej:


Najważniejszą cechą tego aktorstwa, na przykładzie "Popiołu i diamentu", była siła jego społecznego oddziaływania i "nowoczesność roli pod względem literackim". - Ta dramatyczna postać jest jednak konsekwentnie zbudowana, w tych warunkach politycznych można było się w niej rozpoznać. On był kimś więcej niż tylko postacią Maćka. Polacy, którzy przeżyli wojnę, rozpoznawali w tym bohaterze siebie, swoje tragiczne losy, widziało się samego siebie w tej nieudanej próbie dostosowywania się do nowej rzeczywistości. Ta próba na ekranie kończy się tragicznie i to dodaje jeszcze wagi tej roli - ocenia Kołodyński.

Nie dla debiutantów

Nagroda im. Zbyszka Cybulskiego została ufundowana w 1969 roku, dwa lata po tragicznej śmierci aktora. Pierwszym laureatem był Daniel Olbrychski, odtwórca jednej z głównych ról w filmie "Wszystko na sprzedaż" Andrzeja Wajdy, będącym rodzajem hołdu złożonego zmarłemu gwiazdorowi. W trakcie niemal 30-letniej historii statuetkę odbierali m.in. Olgierd Łukaszewicz, Marian Opania, Krystyna Janda, Maja Komorowska, Marek Kondrat, Zbigniew Zamachowski. Wśród laureatów - zwłaszcza w latach 80. - znajdowali się także niemal anonimowi dziś aktorzy. Czy ktoś pamięta dziś takich artystów, jak: Maciej Góraj, Hanna Mikuć, Michał Juszczakiewicz, czy Jan Jankowski?

- Przyznając Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego, szukamy oczywiście aktorów, którzy wyróżnialiby się jakąś indywidualnością, którzy błysnęliby w jakiejś roli na ekranie i którzy mogliby porwać młodych ludzi. Znajdujemy takiego aktora, ale ciągle mamy świadomość, że to jest jednorazowo. Ten sukces nie powtarza się, to jest coś skazanego na krótkotrwałość - tłumaczy się Kołodyński. - Porwać pokolenie, stworzyć wzór na ekranie - to się zdarza, ale niezwykle rzadko - dodaje krytyk.

Nagroda im. Zbyszka Cybulskiego powróciła po 10-letniej przerwie w 2005 roku, otwierając nowy rozdział w historii tego wyróżnienia. Wcześniej wyborowi obiecującej aktorskiej indywidualności patronowało pismo "Ekran", teraz pieczę nad organizacją konkursu trzyma miesięcznik "Kino". Przyjrzyjmy się laureatom "odświeżonej" koncepcji Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego. Marcin Dorociński ("Pitbull"), Kinga Preis ("Komornik"), Sonia Bohosiewicz ("Rezerwat"), Maciej Stuhr ("33 sceny z życia), Eryk Lubos ("Moja krew"), Mateusz Kościukiewicz ("Matka Teresa od kotów").


Próżno szukać tu debiutantów, prawdziwych aktorskich odkryć. Od 2005 roku w gronie nominowanych tylko Tomasz Kot ("Skazany na bluesa") i Antoni Pawlicki ("Z odzysku") byli "nowymi twarzami". Pozostali walczący o Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego to już zazwyczaj ukształtowani aktorzy o sporym ekranowym dorobku. - Mamy tę swobodę, że nie musimy szukać młodzianka ... Wybieramy najbardziej znaczącą postać, która się w danym roku pojawiła na ekranie - uzasadnia Kołodyński.

- Może formuła tej nagrody...? - zastanawia się krytyk. - Ale nie chcemy, żeby to była nagroda dla debiutanta, chcemy, żeby to była nagroda dla aktora o dużej indywidualności... Tak się składa, że łatwiej taką postać znaleźć u aktorów, którzy już coś w życiu zagrali, potwierdzili swój talent, niż stawiać na absolutnego debiutanta.

Kryzys aktora

Im trudniej znaleźć wśród nominowanych do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego prawdziwych debiutantów, tym łatwiej zauważyć, że nominacje trafiają do tych samych aktorów. Lista jest całkiem pokaźna: Rafał Maćkowiak, Antoni Pawlicki, Maciej Stuhr, Małgorzata Buczkowska, Magdalena Czerwińska, Roma Gąsiorowska - wszyscy już dwukrotnie nominowani byli do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego. Rekordzistką jest Agnieszka Grochowska, która ma na koncie aż trzy nominacje.

- To wynika z pewnej praktyki rynku - tłumaczy Kołodyński. - Aktorzy chcą dostawać nominacje, nie mają nic przeciwko temu, że po raz kolejny znajdują się na liście, a nie dostają nagrody... Sama nominacja jest już wyróżnieniem. Ich się pokazuje, oni występują - ta "piątka" to jest "piątka" reprezentacyjna. Dla aktora liczy się też możliwość wystąpienia poza medium, które uprawia... Kontakt z prasą, wywiady. Gwarantujemy poprzez tę nominację zainteresowanie danym aktorem. Oni z tego korzystają - z pewną naiwnością konstatuje Kołodyński.

Ciężko nie zgodzić się jednak z tezą, że powracające co roku nazwiska na liście nominowanych do "Cybulskiego" świadczą o pewnym "kryzysie aktora".

- Jak się patrzy dzisiaj na naszą kinematografię, ona ma dość ograniczony repertuar. To, co się kręci teraz w kinie, to są mało ciekawe z punktu widzenia dojrzałego aktora propozycje ról. Niestety, mamy niewielką kinematografię. Aktor chciałby walczyć, ale nie ma siły - godzi się redaktor naczelny "Kina".

Najczęściej porywa go świat telewizji . - To jest sytuacja amerykańska - jest osobna klasa aktorów, którzy grywają w serialach i telewizji oraz aktorzy, którzy szukają czegoś bardziej "ambitnego". U nas względy komercyjne, czyli możliwość zarobkowania, decyduje o tym, że większość młodych aktorów trzyma się tych seriali, bo one jednak dają im porządny zarobek i systematyczną pracę, podczas gdy film... U nas ten przemysł jest niewielki, nie wyobrażam sobie aktora, który mógłby wyżyć z filmu, nawet jeśli propozycje by się sypały na niego.. Nigdy nie będzie tego zbyt dużo - konkluduje juror Nagrody im. Cybulskiego.

- Nie mamy gwiazd stylu amerykańskiego, które mają pieniądze i mogłyby narzucić film ze swoim udziałem. U nas takiej sytuacji nie ma; nawet taka aktorka jak Krystyna Janda, która ma wielką siłę przebicia, może się zrealizować najwyżej na scenie własnego teatru. Ona należy do tych nielicznych aktorów, którzy mają własny teatr.

"Cybulski" współczesny?

- Czy mamy dzisiaj takie zjawisko jak "młody Cybulski", Cybulski z "Popiołu i diamentu"? W naszych warunkach, w naszym kinie - muszę przyznać, że nie - wyrokuje Kołodyński.

- Aktor żyje swoją postacią bardzo krótko. Cybulski się zmieniał, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Po roli Maćka Chełmickiego, grał też role charakterystyczne, próbował komedii, ciągle ten Cybulski był inny... Jego rola w "Rękopisie...", przyjęta w ostatniej chwili, zagrana wbrew warunkom, ale potrafił zrobić to brawurowo - uświadamia Kołodyński.

I dodaje, że o wiele trudniejsza od świecenia blaskiem pokoleniowej legendy jest późniejsza próba odnalezienia się w nowych warunkach.

- Weźmy Jamesa Deana, zagrał tylko w trzech filmach, zginął tragicznie i stał się legendą, ale wszyscy aktorzy, którzy choć przez chwilę byli wyrazicielami pokolenia, jak Alain Delon, potem zmuszeni byli przez lata dostosowywać się do innych warunków, do zmian... - zaznacza redaktor naczelny "Kina".

Kołodyński ma swojego faworyta wśród dotychczasowych laureatów "Cybulskiego". - Z tych aktorów, których nagrodziliśmy, paru się sprawdziło. Dorociński, na przykład, to jest bardzo piękna kariera, którą należy śledzić, bardzo ambitny aktor, który już wiele osiągnął - przyznaje krytyk. Wskazuje też na tegorocznego nominowanego Jakuba Gierszała ("Sala samobójców") - To jest aktor, który się wybija, jest ciekawą indywidualnością.

Dodajmy, że jego kreacja w "Sali samobójców" spełnia wszystkie wymogi "pokoleniowości", film Jana Komasy to bowiem pionierska w polskiej kinematografii próba opowiedzenia o "pokoleniu internetu".

Gierszała niedługo zobaczymy jednak w nowym filmie - "Yuma" Piotra Mularuka. Znamienne, co o młodym aktorze powiedział reżyser tego obrazu. - Do [głównej] roli szukaliśmy aktora w typie Jamesa Deana, wrażliwego outsidera, który wywiera jednak przemożny wpływ na całe swoje otoczenie. Kuba Gierszał idealnie pasuje do tego opisu, jest pozornie wycofany, wyciszony, ale ma magnetyczną osobowość - mówił po rozpoczęciu zdjęć Mularuk.

To on ze wszystkich obiecujących "indywidualności" polskiego kina ma największy potencjał, by stać się, jeśli nie "nowym Cybulskim", to przynajmniej "polskim Jamesem Deanem". Buntowniczy charakter pokazał też już poza ekranem. Jako jedyny z tegorocznych nominowanych nie pojawił się na "promocyjnej" prezentacji kandydatów do nagrody.

Chcesz dowiedzieć się, kto został laureatem tegorocznej Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego? Czytaj więcej!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy